Dzisiaj powiem tacie, będę szczera, powiem, co chce powiedzieć i wyjdę. Nie mam zamiaru słuchać jego wywodów na temat tego, jak nieodpowiedzialna jestem, ale nie poniosę konsekwencji, bo już za późno i mam pozwoliła, bla, bla, bla. Za każdym razem mówi to samo, powoli mam tego dosyć. Gdy tylko ochroniarz zapukał do moich drzwi, aby powiadomić mnie, że tato czeka, od razu pobiegłam do drzwi jego gabinetu. Byłam zestresowana, ale nadal pewność nie schodziła z mojej twarzy. Poważny wyraz twarzy wprowadził mężczyznę pod drzwiami pomieszczenia w zakłopotanie, jednakże po chwili się opamiętał i wpuścił mnie do środka. Przesiaduje w tym miejscu bardzo długo, więc znam rozkład mebli na pamięć.
Vincent, gdy tylko mnie zobaczył od razu, złapał za telefon i go wyciszył, nie chciał, żeby cokolwiek nam teraz przeszkadzało. Nie patrzył na mnie lodowatym wzrokiem, ale jakoś bardzo zmartwionym też nie. Było to coś pomiędzy.
Zajęłam miejsce na fotelu naprzeciw ojca. On poluzował krawat pod szyją i złożył ręce na biurku. Wyprostowałam się, patrząc na niego najbardziej lodowatym wzrokiem jakim potrafiłam.
— Słuchaj Liv — zaczął, lecz nie było mu dane skończyć.
— Nie, tato, to ty mnie teraz posłuchaj. — Przerwałam mu, na co on od razu ucichł.
Po chwili kiwnął głową, abym kontynuowała.
— Mam dość. Najpierw było cudownie, ty i ja świetnie się bawiliśmy, jak miałeś spotkania, to jechałam do Rory spędzić u niej miło czas, później wracałam i znowu się świetnie bawiliśmy, a teraz, nagle pojawia się twoje rodzeństwo. Nic mi nie było o tym wiadomo, mama będzie zła, ale jeszcze jej nie powiedziałam, bo chcę tutaj zostać z tobą, bo cię kocham i jesteś moim tatą. Jest tu strasznie gorąco, ale jakoś daje radę. Doskonale wiesz, że ja się boję wody, ale nie wiesz, że nie mogę się kąpać. — Odsłoniłam jedno ucho, które było zasłonięte włosami. — Mam kolczyka, który się goi. W sumie to nie jedyny kolczyk. — Widziałam wzrok taty, wiedziałam, że był zły, ale nic nie powiedział. — Chciałabym nie musieć tego chować, nie bać się wyjść z pokoju oraz chodzić z tobą po mieście. Dziękuję za wysłuchanie, jak pomyślisz to do mnie przyjdź.
Wstałam i wyszłam. Nie obejrzałam się za siebie ani razu, wiedziałam, że tato jest teraz zdziwiony moją postawą, ale niech wie, że wdałam się w mamę.
Gdy tylko weszłam do pokoju, od razu usiadłam przy biurku i odpaliłam laptopa. Wyszukałam Rory na Skype, co zajęło mi chwilę przez ilość jej starych kont, po czym od razu kilknełam na FaceTime. Odebrała bardzo szybko, jakby tylko czekała aż zadzwonię.
— Rozmawiałaś już z Vincent'em? Wszystko okej? Czekałam aż zadzwonisz! — Była uradowana i omal nie zaczęła skakać z radości.
— Tak już rozmawialiśmy, dałam mu czas, żeby sobie wszystko przemyślał. — Uśmiechnęłam się do niej. — Wszystko jest git, czuje się lżej, więc na pewno nie mam na sobie poczucia winy. — Zaśmiałam się krótko, łapiąc płyn do demakijażu. — Możemy się później spotkać, jeżeli chcesz. Same albo z twoim bratem.
— Pytasz, a wiesz. — Zaśmiała się. — Muszę ci tyle opowiedzieć!
Uśmiechnęłam się do siebie, widząc jak lekko warstwa makijażu schodzi z mojej skóry, gdy tylko wyczyściłam ją z resztek korektora, wzięłam wodę morską i przeczyściłam dziurki na kolczyki, przy okazji przecierając nowego kolczyka.
— Co ty robisz? — Zapytała, w połowie swojej wypowiedzi.
— Ja? — Zmarszczyłam brwi.
— Ty. — Spojrzała na mnie wyczekująco.
— Zakładam kolczyki i przemywam je. — Odpowiedziałam jakby to było oczywiste, wzruszając ramionami.
— Ale ty masz kolczyki... w uszach...
— Też. Ale mam również w nosie, brwi i języku. — Wystawiłam język w stronę kamery na potwierdzenie moim słów. Była w nim srebrna kulka, którą muszę wymienić.
— O kurwa. — Zaniemówiła.
Ponownie wysunęłam język i wymieniłam kolczyka na czerwoną tabletkę, którą kupiła mi mama specjalnie na wyjazd do taty. Włożyłam obręcz w brew oraz podkówkę do nosa i mogłam cieszyć się spokojem duszy.
****
Wieczorem tego dnia, gdy skończyłam czytać książkę i zaczęłam przeglądać social media na telefonie, ktoś zapukał do mych drzwi. Nie wiedziałam kto to, bo tato raczej by tego nie zrobił. Nie czekałby pod drzwiami.
— Kto tam? — Odchrząknęłam czując suchość w gardle oraz słysząc mój zachrypnięty głos.
— Will — Głos był miły, nie za głośny, przyjemny dla uszu.
Podniosłam się z łóżka, podeszłam do drzwi po czym powoli je otworzyłam.
— Coś się stało? — Zapytałam cicho.
Wyglądał na lekko przerażonego moim wyglądem. Spojrzałam w bok na lustro, moje odbicie faktycznie nie było zbyt ciekawe. Zwykła, za duża koszulka AC/DC, czarne kolarki i długie białe skarpetki z Nike. Włosy miałam upięte w niechlujnego kucyka, nie rozumiałam dlaczego wyglądał na zmartwionego. Przyjrzałam się mojej twarzy i wtedy zrozumiałam.
Ogromne wory pod oczami.
Przebarwienia skóry.
Mocno widoczne piegi.
blizna przechodząca na skos od prawego oka w dół przez nos.
czerwone plamki na szyi od słońca.
Blade, suche usta.
William Monet był przerażony, tak samo jak mój ojciec stojący za nim.
//Przepraszam, że tak długo mnie nie było i krótki rozdział, ale szkoła trochę uniemożliwia mi pisane, a mam zamiar robienia krótszych rozdziałów, aby spróbować wstawiać je częściej.
CZYTASZ
Cień śmierci
FanfictionVincent Monet bardzo dobrze potrafi ukrywać sekrety. Ma swoje tajemnice, o których nie wie nikt Will, a nawet ojciec rodzeństwa. Kilkanaście lat wcześniej Vincent miał romans z Carmen Sinner, z którego pozostała córka. Dziewczynka, która pewnego dni...