Rozdział 6

298 11 18
                                    

Dylan

Kilkanaście godzin wcześniej

Felice... Umiała dobrze całować. Nie wiem czy to wina alkoholu czy wpływ chwili, ale kiedy tylko pierwsza fala szoku spowodowanego moim nagłem pocałowaniem jej minęła... brunetka szybko odwzajemniła gest. Zarzuciła ramiona na mój kark, delikatnie przysuwając mnie nieco bliżej. Całowaliśmy się chwilę, łapiąc co jakiś czas krótkie oddechy, aż głośna, dudniąca muzyka nieco otrzeźwiła moje postrzeganie.

Odsunąłem swoje dłonie od szyi i twarzy Felice, a potem sam zrobiłem krok do tyłu, przerywając pocałunek.

- Uhmm... - dziewczyna patrzyła na mnie jednocześnie zaskoczona i jakby... onieśmielona?

- Przepraszam, nie powinienem był... - czułem się zagubiony i zdezorientowany. - To...

- Mógłbyś to powtórzyć... jeśli chcesz. - brunetka zrobiła lekki krok do przodu, patrząc na mnie niepewnie, ale z półuśmiechem.

Przez ułamek sekundy przez myśl przemknęła mi Katherine, jej zielono-szare oczy i piękne, pół-pełne usta, które... Całowały teraz tamtego francuskiego pieska! Złość i zdenerwowanie spowodowane kłótnią z Le'Moure wróciły do mnie z taką samą siłą. Co mi szkodzi? Katherine i tak ma mnie już w dupie.

Uśmiechnąłem się zadziornie i zrobiłem krok w kierunku Del Tray, łącząc nasze usta ponownie. Ułożyłem jedną dłoń na dole pleców brunetki, przyciągając ją bliżej siebie, drugą zaś subtelnie objąłem jej pośladek. Dziewczyna uśmiechnęła się, nadal mnie całując i zarzuciła ramiona ponownie na mój kark.

Dzisiejszego wieczoru będę mieć gdzieś już cały świat...

Kolorowe światła migały mi przed oczami, kiedy skakałem do muzyki, piłem kolejną kolejkę przy barze z Felice i naszymi nowymi znajomymi. Wspomnienia dotyku, ust i brzmienia głosu Katherine odleciały i zagrzebały się głęboko w mojej pamięci, nie wypływając ponownie na powierzchnię. Całowałem del Tray i dotykałem jej pleców, ramion, szyi i policzków bez cienia wyrzutów sumienia i nie zapowiadało się na to, żeby noc miała się zakończyć.

W którymś momencie tłum ludzi zaczął rzednąć, a personel klubu zaczynał powoli dawać nam znać, że imprezę czas kończyć. Razem z Felice i naszym nowym znajomym Nelem, który zarzekał się, że jest perkusistą zespołu rockowego i grają następnego dnia koncert w jakiejś menelni, wyszliśmy bardzo chwiejnym i niepewnym krokiem z klubu, każdy wspierając się o siebie nawzajem. Nie pamiętałem ani gdzie mieszkam, ani nawet w której części Nantes. Na szczęście Nel i Felice pamiętali swoje adresy, więc postanowiłem skorzystać z gościny domniemanego muzyka.

- Ale bez afteku, rossumiemy się? - burknął w moim kierunku szatyn, który miał całe włosy w nieładzie.

Felice odstawiliśmy niedługo przedtem na taksówkę, a sami czekaliśmy na swoją. Nel miał czarne eleganckie buty, długie spodnie z szerokimi nogawkami, biały podkoszulek na ramiączkach i skórzaną, nieco za dużą i wpadającą w brązowy kolor kurtkę. Do tego jakiś srebrny łańcuszek z granatowym, podłużnym kamieniem w kształcie łzy, a w jednym uchu prosty, okrągły kolczyk. Całym swoim wyglądem i sposobem stania (nawet po pijaku) przypominał mi trochę Alexa Turnera...

- Ty chciałbyś jeszsze afterek po tym? - zaśmiałem się i przeczesałem wilgotne włosy dłonią.

Przez moment zdziwiłem się, że są krótkie i nie opadają mi na oczy, ale szybko przypomniało mi się, że przecież zmieniłem swoją fryzurę na początku tego roku. Powinienem był się przyzwyczaić.

Girlfriend | Cz. II BabysitterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz