rozdział IV

296 8 3
                                    

Jedyne co pamiętam z imprezy to, że zwymiotowałam w łazience a wkurwiony Jake trzymał mi włosy. No i Ethana oczywiście. 

Rano wstałam z wielkim bólem głowy. Miałam tak wielkiego kaca jak jeszcze nigdy. Zaszalałaś Val mówiłam do siebie idąc do kuchni szukać tabletek.

Nie zwróciłam nawet uwagi na Jake, który mi się przyglądał.

-O są!- krzyknęłam do siebie.

Jake patrzył na mnie z politowaniem po czym podsuną mi jedzenie pod nos. Spodziewałam się dosłownie wszystkie po Jake'u Williamsie tylko nie naleśników z narysowaną uśmiechniętą buźką czekoladową. 

Gwałtownie przytuliłam chłopaka, który ewidentnie się tego nie spodziewał, ponieważ chłopak zastygł w miejscu. W tym samym momencie było to dla mnie zdecydowanie bardzo miły gest( jak na Jake'a), ale jednocześnie pachniało mi to podstępem.

-Dzięki -powiedziałam uśmiechnięta

-drobiazg - odparł

Pochłonęłam naleśnika w nie całą minutę i czułam niedosyt. Jednak wiedziałam, że nie ma czasu na dalsze rarytasy. Szkoła zaczynała się za dokładnie czterdzieści pięć, a jak na mnie nie była to zadowalająca liczba. Szybko umyłam zęby i zrobiłam makijaż. Spakowałam plecak i torbę z laptopem po czym poszłam pędem na autobus.

Raczej nigdy nie należałam do osób, które umiały sobie dobrze zorganizować czas, jednak o dziwo bez większego problemu zdążyłam na autobus. Po dotarciu na do kampusu usiadłam na ławce i szybko starałam przypomnieć sobie materiał z ostatniej lekcji.

Nigdy nie pomyślałabym, jaka trudna może być dobra nauka i skupienie po takiej imprezie. Teraz coraz bardziej rozumiałam te dzieciaki, które nie umiały się uczyć nawet dostatecznie. Gdybym imprezowała co drugi dzień moja nauka wyglądałaby tak samo.

Po chwili z daleka zauważyłam nadchodzące laski tak zwane ''od buta'' jakkolwiek to brzmiało było wymyślane przez samą Valerie Smith. Już z daleka widziałam JE nadchodzące do MNIE. Byłam gotowa na wszystko, ale nie na to.

-hejka -powiedziała blondyka

-już ci przeszło? -spytałam

-Nie miało co. Nawet nie byłam zła tylko bardziej zażenowana twoim zachowaniem -powiedziała z kpiącą miną.

-Ciekawie bo to ty nieuważnie potknęłaś się o moją nogę. Ja po prostu powiedziałam swoje.

-Lepiej powiedz  jak masz na imię mądralo. A nie próbujesz mi dopiec, chociaż sama nie umiesz trafić na lekcje bez planu.

-Jestem Valeria. A co do tego planu to ważne, że ty chociaż potrafisz cokolwiek zrobić bez pomocy swoich koleżanek.

-Nieźle Kaylie -prychnęła.

-Nie wiem jak u ciebie, ale u mnie nasza rozmowa dobiegła końca muszę iść na lekcje.- powiedziałam z pełną powagą co było bardzo trudne podczas patrzenia na tak pustą dziewczynę.

Kaylie odwróciła się i poszła w stronę drzwi na sale gimnastyczną. Ja zaś kierowałam się na drugie piętro.

Pobyt w szkole bardzo mi się dłużył. Kiedy zadzwonił dzwonek na ostatnią lekcję bardzo mi ulżyło. Poziom nauczania na uczelni był o sto razy większy.

A imprezy przed szkołą ewidentnie nie służą mi na plus.

Ostatnią lekcją była lekcja matematyki. Standardowo usiadłam z Emily, dużo cech nas z Emily łączyło, naprzykład taka głupota. 

Wychodząc ze szkoły w oddali zauważyłam, aż za dobrze mi znaną sylwetkę. Nie zwracając uwagi na bruneta ominęłam go szybkim krokiem.

-Ej Valeria!- krzyknął ciemno włosy.

Japierdole.

Stanęłam w miejscu i się odwróciłam. 

-Poczekałabyś a nie- fukną.
-Na co?- zapytałam z drwiącą miną.
-Nie udawaj głupiej dobrze wiesz, że na mnie- powiedział zirytowany chłopak.
-A co święta krowa jesteś?- zapytałam.

Mina chłopaka automatycznie spoważniała a jego wzrok stał się wręcz bijący chłodem.

-A ty zawsze musisz być taką suką?- teraz on zapytał z drwiącą miną a mi nie było do śmiechu.

Zawiesiłam swoją obojętną minę na jego twarzy.

-I czego się patrzysz? - zapytał wkurwiony.

Wdech wydech wdech wydech Val, nie mów tego, nie zniżaj się do jego poziomu.

-A nic po prostu masz krzywy ryj i patrzę pod, którym kątem jest prosty.

No i poszło.

-Musisz być dla mnie taka kurwa nie miła? Traktujesz mnie jak powietrze! To ci nie wystarcza?!- wybuchną chłopak.
-Nie schlebiaj sobie, powietrze jest mi potrzebne do życia. Ty niekoniecznie.

Powiedziałam po czym odeszłam. Szłam szybkim krokiem przed siebie. Nie wiedziałam  dokąd idę, lecz wiedziałam, że napewno nie do mieszkania.

Pogoda dzisiaj nie dopisywała. Było pochmurno i deszczowo, a Valeria Smith szła nie wiedząc dokąd się kierowała była na krótkim rękawku. Było zimno. Bardzo zimno. Bardziej niż się spodziewałam.

Żałowałam, że od razu po lekcjach nie poszłam do mieszkania. Chciałam wrócić
jednak na ulicy było zdecydowanie za ciemno żebym miała w ogóle szanse wiedzieć w którą stronę się kierować.

Stwierdziłam więc, że najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu zamówić taksówkę. Zadzwoniłam pod odpowiedni numer i siedząc na ławce,i z każdą minutą coraz bardziej zamarzałam czekają na taksówkę.

Po chwili z daleka ujrzałam nadjeżdżającego taksówkarza. Szybko zajęłam miejsce i małymi krokami robiło mi się coraz cieplej. Koniec końców okazało się, że byłam bliżej mieszkania niż kiedykolwiek mogłabym pomyślała.

Gdyż nigdy nie posiadałam zbyt dużo pieniędzy więc mogłam zaoszczędzić te kilkanaście złoty. Wyszłam z taksówki po czym zaczęłam szybkim krokiem kierować się do budynku. Wjechałam windą na przedostatnie piętro i weszłam do mieszkania z najbardziej obojętną miną jaką potrafiłam zrobić.

Szybko zdjęłam szalik po czym skierowałam się w stronę kuchni w celu zrobienia sobie gorącej czekolady, którą kupiłam sobie tydzień temu na zakupach.

Moim marzeniem było dodać do niej trochę bitej śmietany i małych pianek jednak niestety  zapomniałam się w nie zaopatrzyć. Zaparzyłam czekoladę po czym miałam w planach pójść do pokoju przykryć się ciepłym świątecznym kocem i wypić powoli czekoladę.

Jednak skończyło się na wypiciu jej praktycznie jednym duszkiem. Najgorszą a zrazem najlepszą rzeczą było to czego nawet na początku nie zauważyłam czyli brak Jake'a. Nie było go w kuchni w salonie ani nigdzie indziej.

Spróbowałam wejść nawet do jego pokoju jednak i tam go nie zobaczyłam. Stwierdziłam jednak, że nie mam nic do straceniu brakiem jego obecności nawet bardziej coś do zyskania na przykład ''spokój'', którego tak bardzo brakuje mi odkąd tu mieszkam.

Wiele bym oddała, aby kupić sobie inne mieszkanie w którym będę sam na sam. Jednak mój bardzo zadowalający budżet nie do końca mi na to pozwalał. Skierowałam się więc do mojej sypialni w której było zimniej niż zazwyczaj, co mnie trochę zdziwiło, dlatego więc została mi jedna rzecz czyli uruchomienie kaloryfera czego w zasadzie nigdy nie robiłam odkąd się tutaj przeprowadziłam, ale w tej chwili było to koniecznie.

Położyłam się na łóżku i doszłam do wniosku, że któregoś dnia koniecznie muszę odwiedzić jakikolwiek sklep. Na przykład z ozdobami do pokoju i tego typu rzeczami, aby móc udekorować moją dotychczasową sypialnię w klimatach nadchodzących świąt.




Before We MetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz