rozdział 4

26 5 0
                                    

Obserwowanie siedziby ojca było traumatycznym przeżyciem. Obserwowanie Shang-Chi, Xialing i Christabel było dla Katy dość bolesne, bo widziała, że musieli sporo przejść. Nie odezwała się jednak, nawet nie wiedząc, jak to wszystko skomentować. Była w tym wszystkim sama, nie wiedziała, co się działo i dlaczego sama się w to wszystko wkopała.

W końcu wylądowali, obserwowani przez kilkudziesięciu żołnierzy Wenwu. Mężczyzna wskazał swojemu synowi, żeby wyszedł jako pierwszy, co też posłusznie zrobił. Zaraz sam wysiadł, odwracając się za siebie, gdzie znajdowała się Christabel. Wyciągnął w jej stronę dłoń, by pomóc jej wysiąść, jednak ona jedynie zmierzyła go wzrokiem, nie przyjmując jego pomocy.

- Mój syn powrócił. - powiedział głośno Wenwu, niezwykle zadowolony ze swojego planu, który mu się udał. Żołnierze schylili się, dając tym pokłon chłopakowi. - Zaprowadź dziewczyny do pokoju. - dodał do jednego ze swoich podwładnych, który od razu zajął się swoją robotą.

Christabel, Katy i Xialing nie miały za wielkiego wyboru, dlatego też bez oporu dały się prowadzić w odpowiednie miejsce, same nie wiedząc, co mogło ich tam spotkać. Zdawały sobie sprawę, że gdyby próbowały uciec, mogłoby się to dla nich źle skończyć.

~*~

- Widziałam ostatnio paru strasznych facetów, ale wasz ojciec to zupełnie inna liga. - odezwała się Katy, siedząc zmarnowana na jednym z łóżek. Naprzeciwko niej siedziała Chrissy, a Xialing krzątała się po pomieszczeniu, obserwując wszystko z pewnego rodzaju melancholią. - Zabije nas? - spytała z przerażeniem, odwracając się do młodszej z dziewczyn.

- Przytakuj. Nic nie mów. Zapomni, że istniejesz. - odparła Xialing, nawet się nad tym nie zastanawiając. Dobrze znała swojego ojca i wiedziała, że to zadziała. - Tak tu przetrwałam.

- Zawsze cię tak traktował?

- Zaczął po śmierci mamy. - powiedziała dziewczyna, czując dziwny ból w sercu. - Nie chciał na mnie patrzeć, bo mu ją przypominałam. - westchnęła cicho, co złapało za serce Katy. - Nie pozwalał mi trenować z chłopcami. Więc podpatrywałam wszystkie techniki i opanowałam je lepiej. Chrissy też mi dużo pokazała bo jej akurat pozwolono z nimi trenować.

- Właściwie to Shang-Chi namówił ojca, żebym do nich dołączyła. W innym wypadku sama bym pewnie zrobiła to, co Xialing. - odezwała się Christabel, wskazując na swoją przyjaciółkę. Uśmiechnęła się do niej, co ta od razu odwzajemniła. - Dużo się od siebie nauczyłyśmy.

- A kiedy wyjechałaś? Kiedy obie wyjechałyście? - zagadnęła Katy, przyglądając się im obu. Chciała wiedzieć cokolwiek więcej, bo w głowie miała już tyle niewiadomych, że nie potrafiła złożyć wszystkiego w logiczną całość.

- Uciekłam, mając 16 lat. - wyjaśniła czarnowłosa od razu, zamierzając się jej zwierzyć. I tak nie miała nic do stracenia. - Kiedy dotarło do mnie, że brat nie wróci.

- Założyłaś podziemny krąg w Makau, mając 16 lat?

- Ojciec nie chciał się dzielić imperium, to stworzyłam swoje. - odparła Xialing, jak gdvby nigdy nic. Zaraz jednak spojrzała na Christabel, która uparcie milczała, bawiąc się swoimi dłońmi. Wciąż czuła dotyk Shang-Chi i nie potrafiła się z tego otrząsnąć. - Z małą pomocą Chrissy.

- Taak, ja byłam wtedy pełnoletnia. Wszelkie sprawy udało mi się załatwić szybciej, niż miałaby to zrobić sama. - wyjaśniła pokrótce Christabel, nawet nie unosząc wzroku. Zrobiła to dopiero po chwili, patrząc prosto na siedzącą naprzeciwko dziewczynę. - A dlaczego ja też? No cóż, to dość... Bolesna historia i nie chciałabym o tym mówić. Nie jestem już tą samą osobą, co wtedy.

- Współczuję i... Szacun. - powiedziała po chwili Katy, kiwając głową z uznaniem. Podziwiała je w tamtym momencie, szczególnie że obie były wciąż młode.

Xialing uśmiechnęła się do niej delikatnie, łapiąc z nią jakąś nić porozumienia. Christabel natomiast westchnęła cicho, przejeżdżając dłonią po swoich rozpuszczonych włosach i nie odzywając się ani słowem.

~*~

Podczas kolacji każdy z obecnych uparcie milczał. Katy i Xialing dłubały w swoim talerzu, podczas gdy Shang-Chi i Christabel nie tknęli nic ze swojego dania, naizwyczajniej w świecie nie potrafiąc nic przełknąć.

- Jak mnie znalazłeś? - spytał wreszcie Shaun, nawet nie patrząc w stronę swojego ojca.

- Cały czas wiedziałem, gdzie jesteście. - odparł Wenwu, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Przez dziesięć lat żyłeś po swojemu. I co osiągnąłeś? - spytał, jednak chłopak nie odpowiedział, wzdychając pod nosem. - Pora, żebyś stanął u mego boku.

- Nic z tego. - mruknął Shang-Chi, unosząc na niego wzrok. Nikogo nawet nie zdziwił ton jego głosu.

- Amerykanko. - odezwał się Wenwu, zwracając tym uwagę Katy, która próbowała zjeść swoje danie. Dziewczyna odwróciła się do niego, zakłopotana.

- Ma na imię Katy. - powiedział chłopak, mierząc ojca wzrokiem.

- Jak brzmi twoje chińskie imię? - zagadnął mężczyzna, jak gdyby nigdy nic. Był najzwyczajniej w świecie ciekawy.

Katy z przerażeniem spojrzała na siedzące naprzeciwko dziewczyny, jednak te wzruszyły ramionami, tak naprawdę nie wiedząc, jak jej pomóc. Dziewczyna zaraz przeniosła swój wzrok na mężczyznę.

- Ruiwen. - odparła od razu, co trochę zdziwiło pozostałych, choć żadne z nich się nie odezwało. Nie spodziewali się, że dziewczyna ów imię w ogóle znała.

- Imiona są święte, Ruiwen. - zaczął Wenwu, patrząc w jej stronę. - Łączą nas nie tylko z osobowością, lecz także z przodkami. Mam anegdotkę. Kilka lat temu terrorysta z Ameryki szukał groźnego ugrupowania, które rzuciłoby twój kraj na kolana. Uznał, że wykorzysta Dziesięć Pierścieni. Moją organizację. Ale że nie wiedział, jak się nazywam, wymyślił mu nowy przydomek. I wiesz, jaki wybrał?

Katy pokręciła głowa, kompletnie nie mając pojęcia, jak mógł on brzmieć.

- Mandaryn. - wtrąciła Christabel, uporczywie patrząc na swój talerz.

- Przydomek inspirowany nazwą dania z kurczakiem. - dodał Wenwu, uśmiechając się pod nosem. Cieszył się, że dziewczyna znała jego przydomek. - I zadziałało. Ameryka się przeraziła. Człowieka-cytrusa. - powiedział rozbawiony, co Katy skwitowała cichym, nerwowym śmiechem. - Prawdę mówiąc, miałem wiele imion i przydomków. Waleczny Król, Mistrz Khan naigroźniejszy człowiek na świecie. Całe lata sądziłem, że to właśnie jestem prawdziwy ja.

Mężczyzna oparł się wygodnie o oparcie krzesła i rozejrzał się po wszystkich, zatrzymując dłużej wzrok na Christabel, którą całkiem dobrze znał. Podziwiał ją w jakiś niewyjaśniony sposób.

- Lecz gdy poznałem ich matkę, wszystko się zmieniło. - ciągnął dalej Wenwu. - Po tylu latach wreszcie poczułem, że mam się dla kogo zestarzeć. - dodał, uśmiechając - się pod nosem na wspomnienia dawnych lat w towarzystwie rodziny. To był jego najlepszy czas w jego dotychczasowym życiu. Tak naprawdę jestem Wenwu. Tylko żona się tak do mnie zwracała. A kiedy umarła... Moje życie na wiele lat straciło sens. Ale go odnalazłem.

Wenwu spojrzał na swoją córkę, uśmiechając się, kiedy ona również zerknęła w jego stronę. Był dumny, że wyrosła na tak silną dziewczynę.

- Po tym, jak uciekliście, łącznie z tobą, Christabel. - odezwał sie ponownie, patrząc w stronę wspomnianej dziewczyny. Ta po raz pierwszy uniosła na niego swój wzrok, czując dziwny ból w sercu. Zdawała sobie sprawę, że mężczyzna mógł wiedzieć, dlaczego i ona uciekła.

Zaraz kazał im wszystkim wstać, po czym zaprowadził do jakiegoś pomieszczenia. Christabel podniosła się dość opornie ze swojego krzesła i skierowała za mężczyzną, gdy poczuła czyjąć dłoń na ramieniu. Odwróciła się w odpowiednią stronę, natrafiając wzrokiem na Shang-Chi, który uśmiechnął się do niej pocieszająco. Sam nie wiedział dlaczego, ale czuł, że w życiu dziewczyny wydarzyło się zadziwiająco dużo, gdy nie było go obok.

I chciał się dowiedzieć wszystkiego.

WojowniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz