rozdział 5

22 5 0
                                    

- Szukałem choć namiastki więzi z waszą matką. Rzuciłem się w wir szukania informacji o jej wiosce. Owianej legendą Ta Lo.

Shaun odwrócił się nagle za siebie, czując dłoń ściskającą jego ramię. Prędko zorientował się, że ów dłoń należała do Christabel, dlatego dotknął jej delikatnie, splatając ich palce razem. Dobrze wiedział - i jako jedyny w tamtym otoczeniu - że dziewczyna pochodziła z Ta Lo, że się tam urodziła. Nie zamierzał jednak zdradzać tego swojemu ojcu, bo nie wiedział, jak mogłoby się to skończyć. Szczególnie że znów zaczęło mu zależeć na Christabel i nie chciał, żeby coś się jej stało, nawet jeśli wiedział, że potrafiła się świetnie bronić.

- Nie udało mi się odnaleźć drogi prowadzącej do wejścia, ale odkryłem, co lud Ta Lo ukrywa. - powiedział Wenwu, zerkając po pozostałych, zatrzymując swój wzrok na swojej córce. - Wysoko w górach są wrota. Wasza matka tam na nas czeka.

- Pan naprawdę w to wierzy? Skąd pewność, że pana żona tam jest? - odezwała się nagle Christabel, patrząc na mężczyznę przed sobą. Zmarszczyła brwi, nie chcąc pokazać po sobie, że wiedziała, jaka była prawda.

- Wiem, jak to brzmi. - powiedział od razu, doskonale zdając sobie sprawę, że to wszystko było absurdalne. Nie wiedział nawet, że dziewczyna wiedziała o wiele więcej, niż mu się zdarzało. - Też bym nie uwierzył, gdyby mi sama nie powiedziała.

- Co ty wygadujesz? - spytała Xialing, marszcząc brwi.

- Siedziałem na tym krześle, zagłębiony w notatkach. I nagle przemówiła. - odparł Wenwu, przenosząc swój wzrok na syna i Christabel, którzy cały czas trzymali się na ręce. - Słyszałem ją tak, jakby stała obok. Czułem jej oddech na policzku i dotyk jej dłoni na ramieniu. Prosiła mnie o pomoc.

- O jaką pomoc? - spytał Shang-Chi, kręcąc głową sam do siebie. Nie dochodziło to do niego jakoś, nie potrafił w to wszystko uwierzyć.

- Mam ją wyrwać z rąk jej ludzi. - powiedział mężczyzna, wstając na równe nogi i stając z synem twarzą w twarz. - Kiedy zostaliśmy parą, chciała mnie ściągnąć do Ta Lo. Prosiła radę starszych o zgodę, ale odmówili. Usłyszała, że nie jestem godzien. - oznajmił, sam nie mogąc w to uwierzyć. - A mogłaby żyć do dziś. Moglibyśmy razem mieszkać w wiosce. Oni za to odpowiadają. Uwięzili ją za wrotami, w ramach kary.

Shang-Chi spojrzał na wszystkie trzy dziewczyny, chcąc uzgodnić z nimi, czy miały to same zdanie, co on. Żadne z nich nie wierzyło, że tak mogło być, że naprawdę mógł słyszeć głosy swojej żony.

- Nie widzicie tego? - spytał Wenwu, podchodząc ostrożnie do chłopaka. Ten od razu odsunął od siebie Christabel, zasłaniając ją swoim ciałem, choć sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. - Zostawia nam wskazówki. Mamy ją znaleźć, sprowadzić do domu, żebyśmy znowu byli razem.

- Mama nie żyje. - powiedział Shang-Chi spokojnie, chcąc uzmysłowić ojcu, że nie dało się odwrócić śmierci. - Nie wzywa cię zza żadnych wrót, nie zostawia wskazówek.

Wenwu pokiwał głową, zdając sobie sprawę, że mogli mu nie wierzyć. Otworzył jednak małą szkatułkę, która stała obok i wyciągnął z niej dwa naszyjniki, te same, które miały jego dzieci.

- Wiesz, co to jest?

~*~

Cała czwórka obserwowała poczynania Wenwu, kompletnie nie wiedząc, co mężczyzna planował. Spoglądali po sobie, a później znów patrzyli przed siebie, obserwując jego poczynania.

To była chwila gdy z każdej strony otoczyła ich woda. Poruszała się w zwolnionym tempie, co było co najmniej dziwne, ale też... Fascynujące. Każdy z nich obserwował to z zafascynowaniem, każdy prócz Christabel, która przyglądała się Wenwu.

Zaraz woda opadła na ziemi, formując się w las. Prędko dostrzegli żółte światło, które pokazywało im drogę do bram Ta Lo.

- Do Ta Lo dojść można tylko przez żywy labirynt. - powiedział mężczyzna, z fascynacją obserwując podążające po ziemi światło, na które i oni wtedy patrzyli. - Wytyczony przez niego szlak otwiera się jedynie raz do roku. W święto zmarłych.

Xialing spojrzała nagle na Christabel, która stała nieopodal. Doskonale wiedziała, że dziewczyna znikała właśnie w tamtym czasie, mówiąc, że potrzebowała odpoczynku. Dotychczas nigdy o to nie pytała, ale wtedy jakoś... Choć ciężko było jej w to wszystko uwierzyć, zaczynała rozumieć, a przynajmniej tak się jej zdawało.

- Do wioski dotrze ten, kto wie, jak iść i kiedy.

Tym razem Shang-Chi zerknął na dziewczynę obok siebie, ale i on się nie odezwał. To wszystko do niego nie dochodziło, ale znał historię Christabel i sporo o niej wiedział, nawet jeśli wciąż nie wierzył w historię o Ta Lo.

- W końcu wiem i to, i to. - powiedział ostatecznie Wenwu, patrząc na całą czwórkę. Prędko dostrzegł złączone dłonie swojego syna i jego dawnej przyjaciółki, na co tylko się uśmiechnął, nie komentując tego w żaden sposób.

Mężczyzna wzruszył ramionami, woda zaczęła znikać, a on odchodzić. Każdy w totalnym zdezorientowaniu patrzył za nim, kiedy stanął przed swoimi żołnierzami i zaczął do nich przemawiać.

- Za trzy dni uwolnimy moją żonę z rąk oprawców i sprowadzimy do domu.

Poddani Wenwu krzyknęli, unosząc swoje bronie do góry na znak, że się z nim zgadzali. On sam zaraz odwrócił się do pozostałej czwórki i rozłożył ręce, podchodząc do nich.

- I po to tu jesteście. Pomożecie sprowadzić matkę.

- A jeśli nie pozwolą ci otworzyć wrót? - spytała Xialing nagle, zwracając tym na siebie jego uwagę.

- Wtedy spalimy wioskę na popiół. - stwierdził Wenwu jak gdyby nigdy nic.

Christabel jednak sparaliżowało, poczuła, jakby jej serce pękało na pół. Nie mogła pozwolić, by zniszczono wioskę, w której się urodziła i która tak wiele dla niej znaczyła.

- Co? - spytał zdziwiony Shang-Chi, czując jak mocno dłoń Chrissy ścisnęła tą jego. Nie mógł uwierzyć w tamten plan, nie chciał wierzyć, nie potrafił. - Nie możecie tam wparować z tymi bzdetami. - powiedział głośno, puszczając dłoń dziewczyny i podchodząc nieznacznie do tłumu, cały czas mierząc ojca wzrokiem. - Przecież to jest chore.

Wenwu złapał nagle syna za nadgarstek i rzucił nim w tłum, przez co ten wylądował twardo na ziemi, kompletnie się tego nie spodziewając. Katy zakryła usta dłonią, a Xialing zaatakowała swojego ojca, przez co i ona wylądowała na ziemi koło brata.

- Ej! - zawołała Katy, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Zaraz spojrzała na Christabel, w nadziei, że ta coś zrobi, bo ona sama nie wiedziała, jak załagodzić tamtą sytuację. - Zrób coś, proszę.

- Wenwu. - odezwała się nagle Chrissy, zwracając tym uwagę mężczyzny. Każdy z nich spojrzał w jej stronę, nie wiedząc, co dziewczyna zamierzała zrobić. - Wypuść ich albo sama się tobą zajmę.

- Dokąd mnie zabieracie? - zawołała nagle Katy, gdy dwójka żołnierzy mężczyzny zaczęła ją gdzieś zabierać. Nikt nie był w stanie jej wtedy pomóc.

- Kiedy przestaniesz udawać? - spytał Wenwu po chińsku, patrząc w stronę Christabel. Widział jej gniew w oczach, ale spokój jaki miała na twarzy... - Jesteś bardzo podobna do swojego ojca.

- Ale umiejętności walki mam zarówno po nim, jak i po mamie.

Christabel zaatakowała Wenwu bez żadnych oporów. On jednak odepchnął ją od siebie gwałtownie, przez co z ogromną siłą uderzyła ciałem o jeden z filarów, po czym boleśnie wylądowała na ziemi. Xialing i Shang-Chi westchnęli nagle, chcąc jej wtedy jakoś pomóc, ale nie byli w stanie się wtedy wydostać, czy nawet podnieść, bo otoczeni przez miecze strażników.

- Do celi z nimi. - powiedział Wenwu, patrząc jeszcze na całą trójkę. - Wszystkich.

WojowniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz