rozdział 1

95 10 5
                                    

Walka Wonga z Abominacją trwała, a Christabel obserwowała ją z szatni z delikatnym uśmiechem na twarzy. Mężczyzna od jakiegoś czasu był regularnym wojownikiem w Złotych Sztyletach, gdzie niejednokrotnie spotkał Chrissy - raz z nią nawet walczył.

Zarówno Wongowi, jak i Emilowi Blonsky'emu - który był pod postacią Abominacji - szło dobrze, ale tamten pojedynek był od góry zaznaczony zwycięstwem tego pierwszego, nawet jeśli mężczyzna miał pewne wpadki i upadki. Christabel po prostu wiedziała, kto mógł to wygrać.

- Ciut za ostro, kolego. - powiedział Wong do stwora przed sobą. Mimo że dopiero wstał, po rzuceniu nim jak szmacianą lalką, i był mocno poobijany, to zdawał się tym nie przejmować w żadnym stopniu. - To może teraz ja ci tak samo oddam?

Emil ryknął, atakując go po raz kolejny. Wong nie zwlekał - użył swojej magii, wytwarzając portal, dzięki któremu to właśnie jego przeciwnik dostał w nos.

I to swoją własną ręką.

Stwór w ostateczności padł na ziemię, ku uciesze wielu osób.

- Ouu. - mruknęła Christabel pod nosem, - po czym zaśmiała się cicho. To było do przewidzenia, podejrzewała tamto zwycięstwo od samego początku, a tamta sytuacja była tylko potwierdzeniem.

Ludzie zaczęli skandować imię Wonga, na co on, ucieszony, uniósł ręce do góry w geście zwycięstwa.

- Sztos, Wong! - zawołał Jon Jon, który oprowadzał Shang-Chi i Katy po klubie. Oboje jednak patrzyli na tamto widowisko w lekkim szoku i niedowierzaniu. - Stawiam tylko na Azjatów. - powiedział już ciszej, nachylając się lekko w stronę dziewczyny, która stała tam z otwartą buzią.

- Co za koleś... - odezwała się Katy, z jednej strony zafascynowana nowym otoczeniem, a z drugiej nieco przerażona i zdezorientowana.

- Słuchaj, nie dam się tam wpakować, jasne? - oznajmił Shaun, wskazując na klatkę, z której właśnie zabierali nieprzytomną Abominację. A bynajmniej starali się go zabrać.

- Ooo! Nie wymiksujesz się tak łatwo. - powiedział chłopak, nie chcąc przyjmować żadnych sprzeciwów z jego strony. - Zgłosiłeś się, to musisz walczyć.

- Co? - spytał zdezorientowany Shaun, bo nie przypominał sobie, żeby się gdzieś zgłaszał. Był tam tylko w poszukiwaniu siostry, a nie w celu walczenia.

- Podpisałeś kontrakt, nie pamiętasz? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie, a Shang-Chi nie mógł zaprzeczyć. Rzeczywiście coś podpisywał w windzie. Że też głupi nie przeczytał, co dokładnie. - Karta walki już zamknięta. - oznajmił, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Zakłady idą w zyliony. - dodał, rozkładając ręce, by pokazać, jak wielka była tamta suma.

- Na serio? - spytała dziewczyna, coraz bardziej ciekawa tego wszystkiego. Niedawno dowiedziała się, że jej przyjaciel nie był tym, za kogo go dotychczas uważała, a teraz to wszystko, to miejsce, te walki... - Dużo się zgarnia?

- Oj, jest tłusto.

- To nie ma znaczenia! - powiedział Shaun głośno, wciąż lekko przerażony nadchodzącą walką. Umiał się bić, ale skąd miał pewność, na kogo trafi? I jak bardzo ta osoba może go pokiereszować?

- Jasne, że ma. - oznajmiła Katy, jakby urażona. Chłopak westchnął, nie chcąc się z nią w żaden sposób kłócić. Póki co była tam jedyną osobą, której ufał.

Błagam. Na luzie zlałeś bandę najemników i psychicznego styrydziarza z jakimś mieczem zamiast łapy. I to w czasie jazdy. - powiedział Jon Jon, nie do końca rozumiejąc jego obaw przed walką. - A tu jest jeden gość. - oznajmił, wskazując na klatkę. - Zgódź się. - dodał błagalnym tonem, naprawdę chcąc zobaczyć go w akcji i to z najlepszą zawodniczką w klubie. - Wszyscy zgarną hajs, a później pomogę ci znaleźć tę siostrę, czy kogoś tam.

WojowniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz