1

1.1K 46 47
                                    

Jedyne o czym wciąż myślę
To ciemnowłosy mężczyzna
Choć nie chce dać czego proszę
W oddali od siebie mnie trzyma
Choć nie chce moich przysiąg
Nie słyszy nawet swej dumy o nie

×

Wardęga siedział na brązowym, skórzanym fotelu, znajdującym się w rogu pomieszczenia. Na stojącym przed nim stoliku z ciemnego drewna, leżał jego laptop oraz kilka zeszytów. Brunet całą swoją uwagę skupił na wejściu do kawiarni. Nawet nie zorientował się, w którym momencie jedna z kelnerek znalazła się przy jego stoliku. Niska dziewczyna, o farbowanych blond włosach, uśmiechnęła się do niego delikatnie i położyła przed nim kubek z kawą.

- Czeka pan na kogoś? - zapytała.

Dopiero po tych słowach Wardęga zauważył jej obecność i wyrwał się z letargu.

- Ach, tak - odparł krótko, uśmiechając się trochę niezgrabnie.

- Jestem pewna, że ta osoba niedługo się pojawi - odparła jedynie, po czym posłała mu jeszcze jeden promienny uśmiech i odeszła, by obsłużyć kolejnego klienta.

Wardęga wziął do ręki swój kubek ice americano i upił łyk. Później wziął dwa głębokie wdechy i starał się uspokoić. Naprawdę sam przestawał rozumieć, co się z nim działo. Złączył na swoich kolanach lekko trzęsące się dłonie. Poczuł jak kropla potu spływa po jego czole.

Czy to w ogóle był dobry pomysł?

Wtedy rozległ się cichy, charakterystyczny dźwięk powiadomienia. Wardęga trochę niepewnie spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu.

„Niedługo będę! Znając ciebie, czekasz na miejscu od dobrych dziesięciu minut, więc pomyślałem, że też przyjdę wcześniej. Mam nadzieję, że zająłeś nam jakiś dobry stolik 😉".

Serce Wardęgi zabiło mocniej. Teraz zestresował się jeszcze bardziej. Czy można się jeszcze wycofać? Przestawał być pewny, że da radę to zrobić.

Wyznać Konopskiemu swoje uczucia.

Wardęga znał Konopskiego już od ponad roku. Po raz pierwszy zobaczył go na wykładzie z historii teatru. Jakimś dziwnym trafem, ten dzień zapisał się w jego pamięci aż zbyt dobrze. Dokładnie pamiętał jak wszedł do ślicznej, zabytkowej sali wykładowej, która mogła z pewnością pomieścić setki osób. Zdecydował się zająć miejsce z tyłu, po lewej stronie, aby mieć dobry widok na otaczającą go sztukę - bo nie dało się nazwać inaczej tego wspaniałego tworu architektury. Nawet w trakcie wykładu, który swoją drogą nie był zbyt interesujący, Wardęga nie mógł się powstrzymać i rozglądał się dookoła. Wtedy właśnie jego wzrok zatrzymał się na pewnym wysokim brunecie, który siedział w środkowej części sali. Przez, znajdujące się po prawej stronie, masywne okna do pomieszczenia wpadały promienie zachodzącego słońca, oświetlając profil Konopskiego, któremu Wardęga przyglądał się już wtedy zdecydowanie za długo. Jak można się domyślić, Wardęga niewiele zapamiętał z tamtego wykładu. Pamiętał jednak niemal każdy szczegół wyglądu Konopskiego, który siedząc pośród innych studentów, wydawał się być niczym cudowna rzeźba Michała Anioła.

Wardęga nie wierzył jednak w miłość od pierwszego wejrzenia, oj nie. Od zawsze był racjonalistą. Te wszystkie teorie na temat bratnich dusz albo przeznaczenia wydawały mu się idiotycznie głupie. A może nawet nie same te teorie, a ludzie, którzy w nie wierzyli. W każdym razie nie było mowy o tym, aby Wardęga poczuł coś do kogokolwiek bez zamienienia z tą osobą chociażby dwóch zdań. I w tym przypadku dokładnie tak było.

Po sytuacji na wykładzie z historii teatru Wardęga zapomniał o Konopskim (naprawdę tak było!). Wszystko dlatego, że nie widział chłopak przez kolejny tydzień. Po raz kolejny ujrzał go dopiero na zajęciach z pisania poezji, gdy okazało się, że obaj są w tej samej grupie. Wardęga, mimo że często się odzywał i starał się jak najbardziej aktywnie uczestniczyć we wszystkich zajęciach, w przypadku poezji nie czuł się już tak pewnie. Ponownie zajął miejsce na końcu sali (tym razem już niestety o wiele mniej urodziwej) i zaczął rozpakowywać swoje rzeczy. Kątem oka zobaczył wtedy Konopskiego, który wszedł do środka i zajął miejsce na początku rzędu znajdującego się obok. Tego dnia jego włosy były pokręcone i zdawały się lśnić nawet bez opadających na nie promieni zachodzącego słońca. Początkowo Wardęga uważał, że Konopski po prostu podoba mu się z wyglądu. Był wysoki, dobrze zbudowany, miał piękne, kręcone włosy i błyszczące oczy - nikt nie mógł się nie zgodzić, że był obiektywnie przystojny. Trzeba też przyznać, że nie był jedyną osobą, która zwróciła wtedy uwagę Wardęgi. Jakby nie patrzeć, przez wydział przewijały się tłumy pięknych osób i na samym ich kierunku było mnóstwo ludzi, których Wardęga uważał za jak najbardziej atrakcyjnych. Teraz jednak, kiedy sięga myślami wstecz, wydaje mu się, że chyba już wtedy, w czasie zajęć z poezji, uświadomił sobie, że Konopski to o wiele więcej niż piękna buźka i że podoba mu się w nim o wiele więcej niż to. Wardęgi nie zaskoczył wtedy fakt, że Konopski okazał się być jedną z najbardziej aktywnych osób. Ochoczo dyskutował z prowadzącym i nie bał się werbalizować swoich przemyśleń. Wtedy właśnie, Wardęga dostrzegł ten słynny błysk w oczach Konopskiego, który pojawiał się za każdym razem, gdy ten mówił o czymś, co kocha. Kiedy zaczynał mówić o sztuce, jego oczy błyszczały jak drogocenne kryształy pozostawione na słońcu. Wardęga nawet z tej odległości bez problemu potrafił to zauważyć. Konopski nie był po prostu przystojny. Sposób w jaki mówił też był piękny. Każdy gest, jaki wykonywał w trakcie swojej wypowiedzi, zdawał się być niezwykle przemyślany i całkowicie naturalny jednocześnie. Miał w sobie tyle wdzięku i gracji, że Wardęga ponownie nie mógł oderwać od niego oczu. Pragnął móc na niego patrzeć i słuchać tego, co mówi, jak najdłuższej.

theatrum memorias • Konopskyy × Wardęga AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz