Sekretne życie mózgów - część 2

17 5 3
                                    

Eliza poruszała się cicho jak kot, gdy boso stąpała po schodach i omiatała klatkę schodową światłem latarki. Rzeźbiona balustrada rzucała na ściany upiorne cienie.

Dziewczyna musiała stawiać stopy bardzo ostrożnie, tak, aby żaden z drewnianych stopni nie wydał z siebie skrzypiącego jęku. Zeszła na parter i z ulgą poczuła pod stopami chropowatość starego parkietu. Starała się nie spoglądać w górę, na sufit, gdzie o tej porze roiło się już od czarnych, tłustych pająków. Oddychała powoli i spokojnie, dostrajając słuch do głuchych, basowych pomruków dobiegających z trzewi budynku. Eliza dobrze wiedziała, skąd wzięły się surowe zasady rządzące akademikiem. Że nie bez powodu istnieje zapis zabraniający wychodzenia z pokojów po zmroku. A ci, którzy go łamali... Cóż, sami byli sobie winni. Powinni być wdzięczni, że Strzyga w ogóle godzi się po tym wszystkim naprawiać ich zdeformowane ciała.

Dziewczyna wyjrzała za wysokie, łukowato sklepione okna. Ulicę zalewał mrok nocy. Tylko ciemne sylwetki krzewów bujały się w rytm podmuchów wiatru i tworzyły na ścianach korytarza teatr tańczących cieni. Z głębi budynku dobył się głęboki pomruk, który brzmiał jak grom albo odgłos bomby zdetonowanej kilka kilometrów pod ziemią. Puls Elizy przyspieszył. Dziewczyna poczuła, jak ściska się jej gardło. Latarka drżała w jej spoconej dłoni, ale Eliza wzięła głęboki oddech i przełamując lęk, szła dalej. Mijając rzędy drzwi do pokojów, skierowała się do kuchni. Przekroczyła próg i oświetliła żółte, brudne ściany. Chłód płytek drażnił jej bose stopy. Przyjrzała się poplamionym rusztom kuchenek i starej umywalce z mosiężnym kranem, która wystawała z przeciwległej ściany.

To w kuchni Stefan natknął się na... to coś. Eliza dreptała po popękanych kafelkach i omiatała latarką każdy kąt. Zajrzała za jedną z kuchenek, ale znalazła tam tylko tłusty brud. Kucnęła obok żeliwnego grzejnika i wpatrzyła się w przestrzeń między nim a podłogą. Żadnych śladów, żadnej ścieżki ze śluzu.

Choć z łatwością wydobyła ze Stefana informacje o gotowcach, ten nie był już tak rozmowny, kiedy pytała go o to, co zobaczył w kuchni. Chłopak natychmiast zamknął się w sobie i nie chciał odpowiadać na żadne pytania. Nawet grożenie wyrzuceniem z akademika nie poskutkowało. Co to mogło być, do cholery? Co robiło aż tak wielkie wrażenie na studentach, którzy powinni już być oswojeni z upiorami i magią? Eliza nie była głupia. Zaczęła powoli łączyć ze sobą kropki. Cokolwiek znalazł w kuchni Stefan, pojawiło się to niedługo przed tym, jak wybuchła afera z gotowcami. A więc może, za rozprowadzaniem nielegalnych projektów wcale nie stał człowiek? Eliza wyprostowała się, a po jej karku spłynęła strużka zimnego potu. Może było to coś zupełnie nieludzkiego? Na samą myśl o tym jej serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Czy ona w ogóle wiedziała, w co się pakuje, gdy zdecydowała się na poszukiwania?

Zacisnęła dłoń na latarce i zwarła mocniej szczęki, aż prawie zazgrzytały jej zęby. Nie, ona musi się dowiedzieć, co się tu dzieje. Gdyby nie ona, akademik całkiem by podupadł, stając się miejscem niezdatnym do zamieszkania. Czy inni studenci w ogóle zdawali sobie sprawę, ile pracy wkładała w to, aby zapewnić im bezpieczeństwo? Ile czasu poświęcała, żeby namierzać każdy powstający z innego wymiaru bąbel i od razu zgłaszać to Strzydze, aby czarownica mogła zdusić go w zarodku? Ilu makabrycznym przemianom zapobiegła tylko dzięki regularnym przeglądom kuchenek i pryszniców? A co dostawała w zamian? Wytykanie palcami i nazywanie wścibską sztywniarą.

Eliza wyszła na korytarz i podążyła na koniec skrzydła, w kierunku pralni. Basowe pomruki cichły, żeby po chwili zabrzmieć znowu z siłą, która wprawiała wnętrzności w drżenie. Bose stopy dziewczyny sunęły po wytartym parkiecie, gdy nagle wdepnęły w coś lepkiego. Eliza wzdrygnęła się z obrzydzenia i zatrzymała, patrząc pod nogi. Jej prawa stopa nurzała się w smudze żółtawego śluzu, która ciągnęła się po korytarzu i zakręcała do pralni. Przewodnicząca wykrzywiła twarz i wytarła podeszwę o suchy fragment parkietu. Jej oddech przyspieszył, a serce wyrywało się z piersi. Chciała ruszyć naprzód, ale ciało było ociężałe, chciało zatrzymać ją w miejscu, a najlepiej zawrócić i pogonić z powrotem do pokoju. Eliza jednak nie poddawała się tak łatwo odruchom. Nabrała powietrza i śmiało ruszyła przed siebie, rzucając światło latarki na niebieskawe ściany pralni.

Czary, stwory i kolokwiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz