-5-

211 8 19
                                    

Carla Pov

Po incydencie z ojcem, nie miałam nawet zamiaru się do niego odezwać.
Najchętnie to w ogóle bym się stąd wyprowadziła, tak jak chciał. Ale nie mam gdzie się podziać. Cóż muszę wytrzymać te pierdolone dwa miesiące w Barcelonie, a jak wrócimy do Portugalii znajdę sobię mieszkanie, ponieważ mam dość traktowania mnie jak gówniarę. Mam dwadzieścia lat do cholery!

Dzisiejszego dnia pomagałam Alici w obowiązkach dlatego, że wieczorem chcemy wyjść gdzieś razem, a blondynka nie może tego zrobić, dopóki nie zakończy pracy. Jeśli będziemy współpracować, szybciej skończymy.

Siedziałam na recepcji przyjmując gości. Moja mama była temu przeciwna, no bo przecież "co ludzie powiedzą?". Opnia ludzi jest dla mnie zupełnie nie ważna, natomiast pomoc przyjaciółce już tak.

Zameldowałam kolejną parę, kiedy mój telefon wydał dźwięk przychodzącego sms.

Pedri: Dzisiaj gramy mecz. Będziesz?

Cholera, bardzo bym chciała iść i wkońcu zobaczyć jak chłopak gra na żywo, ale już obiecałam Alici.

Carla: Nie dam rady. Przepraszam.

Odpowiedziałam krótko, po czym wróciłam do obowiązków.
Po czterech godzinach pracy zrobiłyśmy sobie dłuższą przerwę i postanowiłyśmy zjeść obiad.
Zatem udałyśmy się się do restauracji, która znajduje się w hotelu.

Podczas spożywania posiłku rozmyślałam nad meczem, w który Pedri zagra dzisiaj wieczorem.

–Carla, słuchasz mnie? –Zapytała dziewczyna podczas mojego bujania w obłokach. –Yyy co? – Odparłam.

–O czym ty tak myślisz? – Zadała kolejne pytanie.

–Barcelona gra dzisiaj mecz, a pewien brązowooki brunet napisał czy chcę przyjść, ale odmówiłam, bo już jestem umówiona z tobą. –Westchnęłam.

–Jeśli chcesz, możemy iść. Zakupy poczekają. –Uśmiechnęła się.

Odrazu po usłyszeniu tych słów od dziewczyny napisałam do Pedriego.

Carla: Jednak będę i to nie sama.

Pedri: Kim jest ten tajemniczy przybysz?

Carla: Później się dowiesz.

Nie miałam czasu tłumaczyć kim jest Alicia, obowiązki wzywają.

Kolejne trzy godziny spędziłyśmy na pracy hotelowej, aż w końcu skończyła się zmiana blondynki.

Wróciłam do pokoju, aby ogarnąć się do wyjścia.
Lekko pokręciłam włosy, a makijaż wykonałam na nowo.
Ubrałam na siebie czarne, szerokie jeansy i czerwony top na górę, jako iż nie posiadam koszulki klubu.

Zeszłam na dół i chwilę czekałam na Alicie. W tym czasie ojciec znów się do mnie przyczepił.

–Gdzie się znowu wybierasz? – Zapytał unosząc brew.

–Nie twoja sprawa. – Odpowiedziałam ozięble.

Mężczyzna już się nie odezwał, tylko wrócił do biura, a po chwili blondynka zjawiła się obok mnie, po czym wyruszyłyśmy w drogę na stadion.

Kiedy znalazłyśmy się przed Camp Nou poinformowałam o tym Pedriego, a chłopak udał się przed obiekt sportowy żebyśmy mogły wejść bez żadnego problemu.

–Ciebie jeszcze nie znam.
Pedri. –Podał dłoń zielonookiej. –Alicia, miło poznać. – Również się przestawiła.

Chyba dwójka moich przyjaciół się polubiła. O ile mogę och nazywać przyjaciółmi, wkońcu znam ich dosyć krótko.

Childhood friends || Pedri GonzálezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz