Powrót do domu

53 8 1
                                    

Poczułam na twarzy czyjś oddech. Powoli otworzyłam oczy. Obraz był zamazany, zobaczyłam jednak jakąś postać. Po chwili mój wzrok wrócił do normy. Ujrzałam czarnowłosego chłopaka.

-Hej maleńka. - przywitał się ze mną jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi.
-Jak długo spałam?
 -Trzy godziny. Jest 00:01.
 -Co jest nie tak z tą godziną? - zapytałam samą siebie.
 -A co ma być? - zmarszczył brwi i udawał zdziwionego. 
 -Co noc budzę się o tej godzinie. Nie sądzisz, że to dziwne?
 -To tak zwana "godzina czarownic". Masz wtedy najpotężniejszą moc.
 -To znaczy, że jestem czarownicą? To miałeś namyśli, gdy mówiłeś mi, że nie jestem człowiekiem.
 -Obserwuje cię od dłuższego czasu. Posiadasz niewyobrażalnie silną moc, jeszcze silniejszą niż przeciętna czarownica. Sęk w tym, że nie wiesz jak jej używać i jak ją kontrolować. Na pierwszy rzut oka można cię pomylić z czarownicą ale twoje rany szybko się goją. Jesteś nieśmiertelna, a czarownice nie żyją wiecznie, starzeją się jak ludzie. Ty jednak posiadasz dar nieśmiertelności. Nie wiem co jeszcze potrafisz ale to tylko kwestia czasu. - byłam świadoma tego, że nie jestem zwyczajnym człowiekiem ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
 -Kim w końcu jestem?
 -Jesteś nadczłowiekiem. Nadludzie to pradawne istoty. Zostały stworzone jeszcze przed Adamem i Ewą. W naszych czasach rodzą się bardzo rzadko. Inne nadnaturalne istoty są określane mianem błękitnokrwistych. Każdy gatunek błękitnokrwistych posiada określone dary, na przykład czarownice mają moc. Natomiast nadludzie posiadają wszystkie cechy każdego gatunku błękitnokrwistych.  Dlatego są takie wyjątkowe. Przynajmniej tak słyszałem. - nie wiedziałam co powiedzieć. 
 -A ty? Kim jesteś? - zdałam sobie sprawę, że właściwie go nie znam.
 -Mam na imię Carter. Jestem wampirem. Muszę już iść. - wstał i poszedł w stronę drzwi.
 -Carter?!
 -Tak?
 -Przyjdziesz jutro?
 -Jeśli chcesz. - uśmiechną się i wyszedł.
 

      Nagle zdałam sobie sprawę, że jest już późno. Zamknęłam oczy i zasnęłam. Pierwszy raz nie śniło mi się nic strasznego, w sumie to nie śniło mi się nic.
 Rano przyszedł do mnie lekarz.
 -Witam moją ulubioną pacjentkę. - przywitał się
 -Każdemu pan to mówi.
 -Ale szczerze tylko tobie. - zaśmiałam się
 -Czujesz się już lepiej więc wypuszczam cię na wolność. Możesz zacząć się pakować.
 -Dziękuje. - podszedł do mnie bliżej i nachylił głowę w moją stronę, po czym wyszeptał mi do ucha:
 -Tu byłaś bezpieczna ale za murami tego budynku może rozpętać się piekło. Uważaj na siebie Liv.  - cała zesztywniałam. Skąd on to wiedział? Ile osób o tym wie?

    Zaczęłam się pakować, ponieważ niebawem miała przyjechać po mnie ciocia, z którą miałam zamieszkać w moim domu. Niespodziewanie otworzyły się drzwi i w progu stanęła Natalie.
 -Siemka. Słyszałam, że dziś wychodzisz i pomyślałam, że odwiozę cię domu. - na szczęście miałam dobrą wymówkę i nie musiałam  spędzać z nią półgodzinnej drogi do mojego domu ( o ile pojechałybyśmy do domu)
 -Nie, dzięki. Ciocia po mnie przyjeżdża. - w tej właśnie chwili do pokoju weszła siostra mojej mamy.
 Natalie i ciocia patrzyły na siebie zimnym wzrokiem. Byłam pewna, że się znają. Udawałam, że jestem całkowicie pochłonięta pakowaniem swoich rzeczy i nic nie widzę.
 -No to skoro masz czym wrócić do domu to ja spadam.Paa - w progu zatrzymała ją ciocia i syknęła przez zaciśnięte zęby ledwie słyszalnym tonem, jednak ja usłyszałam wszystko dokładnie mimo, że stałam 7 metrów od nich.
 -Trzymaj się od niej z daleka. Rozumiesz? - wystraszona blondynka tylko pokiwała głową i wyszła.


      Znalazłam się przed moim domem w którym jeszcze tydzień temu mieszkałam z mamą. Był dla mnie najbezpieczniejszym miejscem na świecie. A teraz...nigdzie nie jestem bezpieczna.
 Pojawił mi się przed oczami obraz mojej mamy uśmiechającej się do mnie podczas śniadania. Wtedy widziałam ja po raz ostatni.

Hour WitchesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz