Krok po kroku

37 9 1
                                    

     Jechaliśmy w przyjemnej ciszy przez zatłoczone miasto. Głowa przestała mnie już boleć. Pomyślałam, że to najwyższy czas na wyjaśnienie Carterowi co się stało w szkole.
 Słyszałam myśli wszystkich osób zgromadzonych w sali gimnastycznej. - powiedziałam to tak jakby nie było w tym nic niezwykłego.
 -Budzi się w tobie wampirza natura. - powiedział z nutą kpiny. - Możemy czytać w myślach tylko śmiertelnikom...niestety.
 -Niestety?! A czyje myśli chciałbyś poznać?
 -Twoje.
 -Byłoby to pogwałcenie mojej prywatności. - powiedziałam pół żartem, w duchu dziękując za to, że nie może poznać moich myśli na jego temat.

Zatrzymaliśmy się koło parku. Chłopak wyszedł z auta i błyskawicznie znalazł się od strony drzwi pasażera. Zrobił to tak szybko, że nie byłam w stanie zobaczyć jego sylwetki.Otworzył drzwi, a ja nadal siedziałam wbita w fotel.
 -Wysiadka.
 -A-ale jak ty to... - nie wiedziałam jak nazwać to co przed chwilą zrobił.
 -Wszystko ci wytłumaczę i pokaże w parku. Nikt tam nie przychodzi. - powoli wysiadłam z pojazdu.

Skierowaliśmy się w stronę drzew, gdy znaleźliśmy się już wystarczająco daleko od zasięgu ludzkiego wzroku wampir chwycił mnie za rękę i przyciągną do siebie. Byłam zszokowana jego zachowaniem, więc w pierwszej chwili chciałam się wyrwać. Jednak on zaczął biec z prędkością światła, a obraz wokół nas zlewał się w jedną wielką, zieloną plamę. Najdziwniejsze było to, że ja biegłam razem z nim. W pewnym momencie puścił moją rękę ale ja nadal dotrzymywałam mu kroku. Podobał mi się ten silny powiew wiatru. Czułam się jakbym nie biegła po ziemi tylko centymetr nad nią. Biegłam i nie odczuwałam zmęczenia. Z łatwością omijałam drzewa stojące mi na przeszkodzie. Wyprzedziłam Cartera i obróciłam się, żeby pokazać mu język i wtedy poczułam mocne uderzenie. Wylądowałam 10 metrów od drzewa z którym się zderzyłam. Głowa lekko mnie bolała ale poza tym nic wielkiego się nie stało, normalny człowiek zginą by na miejscu. Obok mnie Carter zwijał się na ziemi ze śmiechu.
 -Ej! To nie było śmieszne! - krzyknęłam ale zaraz sama zaczęłam zanosić się śmiechem.
 -Masz piękny śmiech.
 -Co jeszcze powinnam wiedzieć o moich super zdolnościach. - szybko zmieniłam temat, ponieważ poczułam, że na mojej twarzy pojawiają się rumieńce.
 -Nie wpadać na drzewa. - oboje znowu wybuchliśmy śmiechem.
 -Ja pytam poważnie!
 -Wszystko w swoim czasie. - podniósł się i pomógł mi wstać. - Dobra, pierwsza lekcja zaliczona. Odwiozę cię do domu.
 -Mam jeszcze dziś lekcję z ciocią...to znaczy z Lucy. Kazała zwracać się do siebie po imieniu.
 -Zapowiada się ciekawie. Mam nadzieję, że nikt na tym nie ucierpi. - szliśmy powoli ścieżką w stronę samochodu, dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że nadal trzyma mnie za rękę. 


 -Jutro o piątej rano nauczę cię samoobrony. - powiedział, gdy jechaliśmy już do mojego domu.
 -O piątej rano?! - jak miałam uczyć się walczyć, skoro o tej porze jestem jeszcze nieprzytomna.
 -Nie bądź taka zdziwiona. Zobaczysz, że nawet nie odczujesz tego, że tak wcześnie wstałaś.
 -Wampiry nie śpią?
 -Nie ale ty nie jesteś tylko wampirem, więc potrzebujesz snu.
 Gdy podjechaliśmy pod mój dom Carter wysiadł i odprowadził mnie pod drzwi.
 -No to do zobaczenia ran. - powiedziałam lekko się uśmiechając.
 Chłopak złapał mnie za nadgarstek i wbił swoje usta w moje. Musiałam ustać na palcach, a on lekko się schylić, żeby nasze usta się spotkały. Objął mnie w talii, a ja zarzuciłam ręce na jego szyję. Pocałunek był długi i namiętny. Oderwaliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy zabrakło nam powietrza. Wtulił głowę w moją szyję i wyszeptał mi do ucha:
 -Do widzenia maleńka. - przyjemny dreszcz przeszył całe moje ciało.
 Patrzyłam jeszcze chwilę jak odchodzi. Po tym czułym pożegnaniu weszłam do domu. Nogi miałam jak z waty więc oparłam się o drzwi.
 -Jestem!
 -Hej kochanie! Jak zakończenie? -  Lucy siedziała na kanapie w salonie i oglądała jakąś hiszpańską telenowele.
 -Dobrze.
 -Co to był za chłopak, który przyjechał po ciebie rano i odwiózł cię do domu? - zapytała uśmiechając się przy tym przebiegle, jak to miała w zwyczaju, kiedy pytała mnie o sprawy sercowe. Zarumieniłam się na myśl, że mogła widzieć jak całowałam się z Carterem.
 -Taki tam...kolega. - nie byłam pewna czy mogę powiedzieć jej, że chłopak z którym się spotykam jest wampirem.
 -Aha, więc tak się to teraz nazywa. No dobrze. Nie będę się wtrącać. Przejdźmy do ważniejszych spraw. - wstała i podeszła do regału z książkami i wyjęła jakąś grubą, czerwoną księgę. Na pewno ma z tysiąc stron, jak nie więcej. Wyglądała na bardzo starą. - W tej książce znajdziesz wszystko co jest ci potrzebne.To księga zaklęć. Jest w niej wszystko opisane. Jak rzucać zaklęcia, jak je zdejmować i różne tego typu rzeczy.
 Podała mi otwartą księgę na stronie pierwszej. W oczy rzucił mi się duży, ręcznie napisany napis: Kontrolowanie mocy.
 -Musisz nauczyć się kontrolować swoją moc, bo chwila nieuwagi i możesz zrobić komuś krzywdę.Ja gdy jeszcze nie umiałam nad tym zapanować podpaliłam moją nauczycielkę od matematyki. - zaczęłam się śmiać, nie mogłam sobie wyobrazić mojej cioci podpalającej nauczycielkę.
 -Trochę mnie to przytłacza. - wyznałam.
 -Wiem ale krok po kroku, a dasz sobie ze wszystkim radę.Chciałabym żebyś na początek przeczytała całą książkę. Masz dwa dni. - nie wiedziałam jakim cudem mam przeczytać taką wielką książkę ale nie protestowałam.
 Siostra mojej mamy postawiła na stole świece.
 -Zapal ją tak jak zrobiłaś to wczoraj. Skup się.
 Zrobiłam tak jak mi kazała ciocia. Spojrzałam na świeczkę i wyobraziłam sobie jak jasny będzie jej płomień. Zapaliła się. Udało mi się! Znowu!
 -Widzisz? Wiedziałam, że ci się uda.Teraz ją zgaś.
 Zrobiłam to o co mnie poprosiła. Poszło mi to jeszcze łatwiej niż przy zapaleniu świecy.

Jeszcze przez chwilę bawiłam się świecą i rozmawiałam z Lucy. Po czym poszłam na górę do swojego pokoju. Opadłam wyczerpana na łóżko. Tyle się dziś nauczyłam. Przyzwyczaiłam się już do tego, że nie jestem normalną nastolatką.

Musiałam wziąć prysznic, więc poszłam do łazienki. Gdy weszłam wiedziałam od razu , że coś jest nie tak. Moje perfumy i kosmetyki były poprzewracane, a ręczniki leżały na ziemi, Tego bałaganu nie zrobiłam ani ja, ani ciocia. Miałyśmy osobne łazienki. Zresztą, jakby zrobiła taki bałagan na pewno by go posprzątała. Postanowiłam najpierw się umyć, a potem pomyśleć kto mógłby zrobić taki nieporządek. Weszłam pod prysznic i szyby od razy zaparowały.

Gdy już wyszłam, owinęłam się ręcznikiem i stanęłam jak wryta przed dużym lustrem,które wisiało nad łazienkową szafką, na której były porozrzucane moje kosmetyki. Na lustrze widział czerwony napis napisany moją czerwoną szminką: Uważaj! To miała być groźba, czy ostrzeżenie? Naszedł mnie atak paniki. Upadłam na podłogę, włożyłam głowę między kolana i zaczęłam powoli oddychać. Po kwadransie czułam się już w miarę dobrze. Podniosłam się z podłogi i szybko starłam napis, który niestety rozmazał się po całej powierzchni lustra. Umyłam ręce i nie patrząc na czerwoną plamę, wybiegłam z łazienki .W pokoju było otwarte okno, przez, które włamywacz musiał wyjść. Podbiegłam do niego i wyjrzałam czy nikogo tam niema. Nikogo nie było. Załamana zamknęłam okno i sprawdziłam dwa razy czy na pewno jest zamknięte.

Przestraszyłam się i zawołałam ciocię.
 -Liv?! Co się stało?! - wbiegła do mojego pokoju w samej koszuli nocnej.
 -Ktoś tu był. - pokazałam jej umazane szminką lustro i wszystko opowiedziałam, zachowując przy tym kamienny wyraz twarzy.
 -W całym pokoju czuć zapach marihuany.
 -Przecież ja nie palę trawki! -zaprotestowałam.
 -Wiem.Tak śmierdzą tylko nefilowie.
 -Był tu jakiś nefil? Nie znam żadnego nefila.
 -Ty nie musisz żadnego znać ale obawiam się, że oni znają ciebie. - ciocia zamknęła oczy, a gdy je otworzyła jej oczy były całe białe, przestraszyłam się.
 -Lucy? Co ty...
 -Cii... - przerwała mi. - Próbuje złapać wizję i zobaczyć kim był ten nieproszony gość.
 Ja też zamknęłam oczy i próbowałam się skoncentrować.

I wtedy...

Hour WitchesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz