Wybrana

41 6 0
                                    

Gdy się obudziłam znajdowałam się w ciemnym dużym pomieszczeniu. Siedziałam na krześle, a moje ręce były mocno skrępowane dziwnym,mokrym sznurem, który parzył moje nadgarstki. Głowa strasznie mnie bolała. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do mroku. Byłam oszołomiona, próbowałam przypomnieć sobie jak się tu znalazłam ale jedyne co pamiętam były czarne oczy jakiegoś mężczyzny, stojącego naprzeciw mnie i zakrywającego mi usta chusteczką o dziwnym, bardzo intensywnym zapachu. Nie wiem co wydarzyło się dalej, najprawdopodobniej straciłam przytomność.
Pokój w którym się znalazłam był pusty, nie było w nim nic poza krzesłem na którym siedziałam. Może uda mi się poluzować węzeł i spróbuję uciec? Ledwo poruszyłam rękoma, sznur poparzył moje nadgarstki, zostawiając na nich czerwony ślad. Nie mogłam przypomnieć sobie, ani jedego zaklecia, które mogłoby mi teraz pomóc. Miałam wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje.
Drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. Do pokoju wszedł postawny mężczyzna. Próbowałam wypatrzeć co jest za drzwiami ale jego sylwetka zasłaniała całe wejście, przez co nic nie zobaczyłam. Zamkną za sobą drzwi i wolnym krokiem podszedł do mnie.
-Livia Santavana... - Powiedział władczym głosem.
-We własnej osobie. - Odpowiedziałam arogancko. Nie miałam pojęcia kim jest. Nigdy nie czułam takich feromonów jak jego.
-Spokojnie...Nie zrobię ci krzywdy. Nazywam się Lucas Vorest, jestem nadczłowiekiem.- Myślałam, że się przesłyszałam.
-Kim?! Myślałam, że jestem jedyna.
-Jest nas jeszcze kilku ale na razie namierzyłem tylko ciebie. Jesteś najsilniejsza. Rozwiąże cię, jeśli obiecasz, że nie zrobisz nic czego mogłabyś żałować.
-No dobra. Tylko się pośpiesz. Pieką mnie ręce. Co to za sznury?!
-Są nasączone werbeną. Ta roślina dla każdego nadczłowieka jest dość...nieprzyjemna. - Założył rękawice i zaczął mnie odwiązywać.
-Czego ode mnie chcesz? - Pomasowałam swoje poparzone nadgarstki i wstałam z krzesła.
-Musimy powstrzymać wojnę. Czarownicę, wampiry, nefilowie, upadli są zwróceni przeciwko sobie. Każdy gatunek chcę rządzić. Nie pozwala im na to godzina czarownic i my. Dlatego chcą nas wyeliminować.
-Jak chcesz zapobiec wojnie?
-Sam nie dam rady. Musimy odszukać pozostałych trzech nadludzi i utworzyć krąg.
-Czegoś tu nie rozumiem? Czemu chcą unicestwić godzinę czarownic?
-Gdy nie będzie godziny czarownic, nie będzie też nas. Co za tym idzie, ludzie również będą w niebezpieczeństwie.

Nie wiedziałam, że ciąży na mnie tak wielka odpowiedzialność. Losy ludzi są w rękach pięciu nadludzi.

-Jak nakłonić pozostałych?
-Nie będziemy musieli ich przekonywać. Są od nas starsi, więc wiedzą jak sprawy wyglądają. Ukrywali się i czekali na odpowiedni moment. Krótko mówiąc: Na twoje szesnaste urodziny. - Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, chciałabym, żeby był przy mnie Carter.
-Czemu niby jestem ta wyjątkowa?
-Jesteś dziewczyną. Dotychczas nadludźmi byli tylko mężczyźni. Przepowiednia głosi, że wraz z narodzinami wybranej na ziemi zapanuje chaos, który tylko ona będzie potrafiła przezwyciężyć. Jesteś wybrana, Liv.

Usiadłam z wrażenia. W księdze nic na ten temat nie pisało. Nikt nie powiedział mi o przepowiedni. Miałam ochotę płakać, krzyczeć i rzucać czym popadnie ale nie mogłam zachowywać się jak dziecko.
Muszę zachować zimną krew.

-Jak znajdziemy pozostałych?
-Na pewno są już drodze. Przybędą tu niedługo.
-Jesteśmy tu bezpieczni?
-Tak. Znajdujemy się w piwnicy kościoła. Tu wszyscy się urodziliśmy.

Bardzo przepraszam za moją długą nieobecność. Wiem, że ostatnio bardzo mało pisałam ale miałam lekkie rozstrojenie emocjonalne. Myślę, że teraz wszystko wróci do normy i będę tu częściej ;* ~J

Hour WitchesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz