Nie było sensu kłaść się spać, bo za 2 godziny musiałam iść do szkoły. Dziś było zakończenie roku. Wszyscy pewnie cieszą się z rozpoczęcia wakacji, mi jest wszystko jedno.
Poszłam do łazienki, umyłam się i zeszłam na dół. W kuchni czekała już na mnie ciocia. Pokazałam gdzie jest wszystko i pomogłam jej zrobić śniadanie. Usiadłyśmy do stołu.
-Często powtarzałam mojej siostrze, że powinna ci powiedzieć o tym kim jesteś jeszcze przed szesnastymi urodzinami. Pomogę ci opanować moc na tyle ile sama jestem w stanie. Jednak reszcie będziesz musiała stawić czoła sama, nie będzie to łatwe ale wierzę, że ci się to uda. - dodało mi to otuchy. - Zaczniemy od razu, gdy wrócisz ze szkoły.
-Wczoraj zapaliłam i zgasiłam świeczkę. Wzrokiem.
-To dobry znak. Będziemy ćwiczyć. Ale jest coś o co chciałabym cię poprosić.
-Tak?
-Mów mi po imieniu? Dobrze? Po prostu Lucy. Mam dopiero 28 lat. - roześmiałam się.
-Jasne cio...Lucy. - od razu zaczęłyśmy zanosić się śmiechem.
Posprzątałam po śniadaniu i wyszłam z domu. Obok mojego domu stało czarne BMW z przyciemnionymi szybami. Po chwili z samochodu wyszedł Carter w ciemnych okularach. Ubrany był cały na czarno. Pasował mu ten kolor. Nie wyglądał w nim jak emo z mojej szkoły. Jego wyraźnie zarysowane mięśnie były widoczne przez bluzkę. Podszedł do mnie, zdjął okulary, a ja zdałam sobie sprawę jak długo musiałam mierzyć go wzrokiem od stóp, aż po głowę. Zarumieniłam się ale on chyba nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Uśmiechał się do mnie tak jak zawsze. Sprawiał wrażenie wyluzowanego ale dostrzegłam w jego oczach zaniepokojenie.
-Hej maleńka. Wszystko w porządku?
-Cześć. Tak. Czemu mówisz do mnie "maleńka" ? Mam 1,78 wzrostu!
-Wiesz, a ja mam 1,88. W porównaniu do mnie jesteś maleńka. - faktycznie, był bardzo wysoki. - Chodź podwiozę cię do szkoły.
Wsiadłam do jego pięknego samochodu. Zastanawiałam się czy ciocia, to znaczy Lucy widziała z okna, że wsiadam do samochodu z jakimś obcym chłopakiem. Będę musiała jej to wytłumaczyć.
-Co się stało z twoimi oczami? - nagle zdałam sobie sprawę, że mój dziwny kolor tęczówek nadal był złoty.
-Nie wiem. Wczoraj, gdy wróciłam do domu, rozpłakałam się i moje oczy się zmieniły.
-Są śliczne. - popatrzył na mnie z taką czułością i troską.
-Dziękuje. - wymamrotałam zawstydzona.
Jechaliśmy w ciszy. Promienie słońca padały mi na twarz,a w radiu leciała spokojna piosenka Bridy zatytułowana "Shelter". W całym samochodzie roznosił się przyjemny zapach wanilii.
-Ładnie pachniesz. - wyparowałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
-Jak każdy wampir. - wzruszył tylko ramionami ale zauważyłam, że mój komplement sprawił mu przyjemność, bo uśmiechnął się lekko nie spuszczając oczu z drogi.
-Czy wampiry nie powinny palić się w słońcu?
-Owszem powinny ale ten pierścień jest zaczarowany i chroni mnie przed słońcem. - pokazał mi srebrny sygnet z niebieskim kamieniem.
-Ile ty masz lat? - roześmiał się.
-Niestety tylko dwadzieścia. Zostałem wampirem 3 lata temu. Całkiem przypadkiem. Miałem wypadek. Jechałem na motorze i uderzyłem w drugi samochód. Kierowca był wampirem i nie chciał mieć problemów. Byłem ledwo żywy i mnie przemienił. Zostawił mnie w jaskini z kartką na której pisało, że mam nie wychodzić na słońce i jak najszybciej znaleźć jakąś czarownicę, która podaruje mi sygnet. Więc tak zrobiłem...
-Myślałam, że masz przynajmniej 300 lat.
-Jesteś zawiedziona? - zażartował.
Znaleźliśmy się już pod moją szkołą. Carter wysiadł razem ze mną z samochodu. Poczułam na sobie spojrzenia innych uczniów. Nie byłam w szkole popularna, raczej nikt nie zwracała na mnie uwagi, więc nie byłam do tego przyzwyczajona.
-Ładnie wyglądasz w spódniczce. - nie lubiłam nosić spódniczek, ubrałam ją tylko dlatego, że dziś jest zakończenie roku ale było mi miło, że Carter to zauważył.
-Dzięki.
-Przyjadę po ciebie. - przytulił mnie na pożegnanie, a po moim ciele rozeszły się dreszcze. - Miłego dnia maleńka. - wyszeptał do ucha.
Wsiadł do swojego samochodu i odjechał. Nadal stałam jak słup, dopóki nie podbiegła do mnie Alice.
-Boże! Ty żyjesz! Nie chcieli mnie do ciebie wpuścić! Dzwoniłam do ciebie chyba ze 100 razy! - nagle przypomniałam sobie, że istnieje coś takiego jak telefon. - Do cholery! Kim był ten mega przystojny chłopak?! - przyjaciółka od razu zasypała mnie pytaniami ale moją uwagę zwróciło to, że nie mogła mnie odwiedzić.
-Jak to cię nie wpuścili? Przecież Natalie normalnie do mnie weszła.
-Liv...przecież Natalie nie żyje. Ją również postrzelili, umarła w drodze do szpitala.Jak to umarła?! Przecież chciała mnie odwieźć do domu! Byłam pewna, że to mi się nie przyśniło ani nie przywidziało.
Weszłyśmy na główny korytarz, nadal byłam obserwowana. Alcie opowiadała mi co się wydarzyło w szkole podczas mojego pobytu w szpitalu. Kto z kim zerwał albo kto z kim zaczął chodzić. Nigdy mnie to nie interesowało ale z grzeczności udawałam zaciekawioną.
-No dobra, mów! Gdzie go poznałaś?!
-W szpitalu. - postanowiłam nie zdradzać jej szczegółów, nie chodzi o to, że jej nie ufam ale nie chcę ją w to wszystko mieszać.
-I tyle? Domagam się pikantnych szczegółów! Od kiedy jesteście razem? - nie wiedziałam jak jej odpowiedzieć na to pytanie, nie byliśmy razem, po prostu on się o mnie martwił.
-Nie jesteśmy razem.
-Jasne... - nie uwierzyła mi ale ja nie miałam zamiaru jej tego tłumaczyć.Zostaliśmy wezwani na salę gimnastyczną, gdzie odbyła się niezwykle nudna ceremonia zakończenia roku. Przyglądałam się wszystkim zniecierpliwionym uczniom. Nagle w mojej głowie usłyszałam głosy. Najpierw ciche, potem coraz głośniejsze i bardziej wyraźne. Uspokój się.
Skierowałam wzrok na moją przyjaciółkę i usłyszałam jej głos w mojej głowie. Niech ten apel się wreszcie skończy! Chcę do domu. Nie poruszała ustami więc byłam pewna, że nie wypowiedziała tego na głos. Byłam zdezorientowana. Przeniosłam wzrok na chłopaka siedzącego przede mną. Megan ma świetny tyłek! Fuuu... nie miałam ochoty tego słuchać. Popatrzyłam na salę wypełnioną uczniami, było tu jakieś 500 osób. Głowa mi pękała od nadmiaru myśli. Miałam ochotę się wyłączyć. Odśpiewaliśmy hymn szkoły i wszyscy skierowali się do wyjścia. Wybiegłam szybko z sali, nie mogłam dłużej przebywać w jednym pomieszczeniu z tyloma osobami na raz. Gdy byłam na zewnątrz dogoniła mnie Alice.
-Co się stało? Wybiegłaś jak oparzona. - zapytała zaniepokojona.
-Nic takiego. Zrobiło mi się duszno.
-Rozumiem. Wiesz poszłabym z tobą na jakąś kawę ale obiecałam mamie, że pojadę z nią na zakupy. Nie będziesz na mnie zła? - cieszyłam się, że nie będę musiała znowu ją okłamywać.
-Jasne, że nie. Do zobaczenia. - pożegnałyśmy się i rozeszłyśmy w dwie różne strony.Na parkingu stał już Carter opary o swój samochód. Zmarszczył brwi na widok mojej zmęczonej twarzy. Nie chciałam niczego wyjaśniać dopóki nie znajdziemy się z dala od szkoły i myśli moich znajomych. Pokręciłam tylko głową na znak "pogadamy później" i wyjechaliśmy z zatłoczonego parkingu.
CZYTASZ
Hour Witches
FantasyŻycie szesnastoletniej Liv wywraca się do góry nogami.Jej matka zostaje zamordowana, a ona sama postrzelona. Okazuje się, że Liv nie jest zwyczajną nastolatką. Czy przystojny Carter pomoże jej znaleźć odpowiedzi na wszystkie nurtujące ją pytania? C...