część siódma: noc

46 18 7
                                    

Szeleściło mi w głowie. I zrobiło się trochę cieplej, choć stopy wciąż bardzo mi marzły. Deszczowe noce były najzimniejsze.

- Co tu robisz?

Próbowałem odpowiedzieć, ale nie mogłem złożyć żadnego słowa w całość. Uderzyłem głową w coś twardego, próbując się obudzić.

- Nie zamknąłem drzwi? - spytał Neo. Poznałem go od razu po głosie.

- Nie - odpowiedziałem, unosząc się z trudem do siedzenia. Miałem sklejone rzęsy i spuchły mi usta. Czułem rwący ból w ramieniu, bo chyba zasnąłem na nim w dziwnej pozycji. Próbowałem je rozmasować, ale druga ręka zdawała się okropnie ciężka. Wybudziłem się z bardzo mocnego snu. Musiałem spać tak mocno, że prawie nie żyłem, bo w tamtym momencie zdawało mi się, że powróciłem gdzieś z zaświatów i od nowa uczyłem się, jak oddychać.

- Gdzie byłeś? - zapytałem zachrypniętym głosem.

- Czekałeś na mnie?

Ta rozmowa była bez sensu. Wszystko było bez sensu. Czułem zimno na szyi.

- Która jest godzina? - znów zadałem pytanie i wcale mnie to nie interesowało. Powoli zaczynałem go widzieć w ciemności. Miał rozwalone włosy i jeszcze nie ściągnął kurtki.

Siedzieliśmy w ciszy bez odpowiedzi. Wsłuchiwałem się w jego oddech. W końcu sięgnąłem i zacząłem ściągać mu kurtkę. Pomógł mi, a potem ściągnął też bluzę i buty, które upadły ze stukotem na podłogę. Był brudny i śmierdział potem. Wziąłem go z ulgą w objęcia, przycisnąłem mocno do swojej piersi tak, że bolało. Płakałem mu w szyję i sam nie wiem, skąd się wzięły te wszystkie łzy, bo przekonany byłem, że już wszystkie dawno wypłakałem, ale jednak ciągle napływały nowe i moczyły jego ciepłą skórę. „It's okay... it's okay now...", mruczał nad moim uchem i głaskał mnie po plecach. Myślałem sobie wtedy, że on pewnie nawet nie wie, czemu ja płaczę i czemu jestem w jego pokoju, i czemu w ogóle to wszystko tak wygląda. A ja sam nie wiedziałem, dlaczego wypłakuję się w nieznajomego mężczyznę z drugiego końca świata, który na chwilę stał się dla mnie wszystkim. To bardzo dziwne. Bardzo dziwne. Najdziwniejsza z rzeczy, jaka mi się przytrafiła. I najprawdziwsza, bo nigdy tak bardzo nie byłem.

- Idź spać - powiedział mi na ucho z wielką troską. Rozpuszczałem się w jego słowach. - Pójdę się umyć i wrócę do ciebie.

Oddalił się i owionął mnie chłód. Zacząłem zakopywać się pod kołdrą.

- Nie zniknij - rzucił, zanim wyszedł zostawiając uchylone drzwi.

A ja właśnie istniałem bardziej niż kiedykolwiek. Istniałem głośno i zapalczywie, intensywnie na niego czekając, z całym moim rozrzewnieniem. 

Jak płaczą góryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz