Jego ciepłe dłonie w ramach pożegnania oplatają mój tors, tym samym przekazując mi swoje ciepło.
Wtulam nos w jego szyję, i za każdym razem kiedy wypuszczam z ust chłodne powiertrze, widzę ja po karku przebiegają mu setki dreszczy.
Czy nie tkwimy tak już zbyt długo?
Czuję jak każdy jedyny wzrok skierowany jest na nas. Cóż, ja sam patrzyłbym się na siebie gdybym przed oczami miał właśnie taki obraz.
Odrywam się od Kai'a, i niewinnie spoglądam na Jay'a.
Poraz ostatni przemierzam wzrokiem wszystkie otaczające mnie twarze, a zaraz po tym jakgdyby nigdy nic znikam za ciemnymi drzwiami mojego domu.
W pośpiechu pozbawiam się butów, a zaraz potem jestem już w pokoju i jakgdyby zależało to od mojego życia, wtykam ładowarkę w port mojego telefonu, a sam rzucam się plecami na łóżko.
Po pokoju rozchodzą się ciche skrzypnięcia starych desek, a z płuc wymyka mi się głębokie westchnięcie.
Zwykle wychodzenie w dużych grupach sprawia, że czuję się źle. Natomiast spotykanie się sam na sam z Nyą i Jay'em sprawia, że mam ochotę pójść do domu i nie odpowiadać na ich zmartwione wiadomości pytające mnie, dlaczego znowu zostawiłem ich bez jakiegokolwiek ostrzeżenia.
Dzisiaj kiedy był z nami Lloyd i Kai, ja poraz pierwszy od tak dawna czułem, że gdzieś należę.
Mój pokój po same brzegi wypełniony jest ciemnością, a ja nie zmuszam się nawet do chociażby zapalenia okrążające obwód mojego sufitu, ledów.
Usilnie powstrzymuję się od ciężkich powiek zsuwających się na moje oczy.
Moje starania nie przynoszą żadnych, chociażby najmniejszych skutków, więc haniebnie poddaję się w mojej własnej bitwie i powoli zaciskam ze sobą moje powieki.
***
P
ośpieszny krok stawiany zaraz po poprzednim.
Do lekcji zostało mi jedynie pare minut, a ja skłamałbym gdybym powiedział, że jestem już chociażby w połowie drogi do szkoły.
Zdecydowanie bliżej mi do wrócenia się do domu, rzucenia się na łóżko zeby spać do godziny w ktorej obudzę sie z własnej woli, niż do szkoły w której czeka mnie kontynuacja uczenia się o szarości świata.
-Cześt stary!- Po plecach rozchodzi mi się ból uderzenia.
Obca ręka uderza mnie w plecy, jednak nie na tyle mocno, abym mógł podejżewać o to Jay'a.
Moje nogi ustają pośpiesznemu marszowi, a ja jak wryty wbijam wzrok w dwie, dość rózniące się wzrostem sylwetki zachodzące mi pole widzenia.
-Możemy sie przyłączyć?- Pyta niższy z nich.
Jego jasne pukle przyjegają do jego wilgotnej od deszczu twarzy, a szmaragdowy kolor jego oczu przeszywa mnie aż do samego szpiku kości.
Niepewnie skinam głową, na co stojący obok sztayn posyła mi delikatny uśmiech.
-Nie ma z wami Jay'a i Nyi?- Pytam zaczynając iść przed siebie.
-Poszli dobre dziesięć minut temu.- Oznajmia Kai.
-Myślicie, że kiedyś się sobą znudzą?- Pytam wbijajac wzrok w nasze zrównane tępem kroki.- Wiecie, spędzaniem ze sobą każdej sekundy, ciągłe dzielenie sie jedzeniem i ubraniami, wymienianie się żartami i ciepłymi słowami.
-Bez Jay'a, nya nie przeżyłaby nawet dwóch dni.- Prycha pod nosem Smith.- Nie zauważyłeś, że kiedy Jay jest chory, to Nya również znajduje sobie wymówke żeby nie iść do szkoły?
-Jay cierpi na to samo.- Stwierdzam unosząc do góry kąciki moich ust.- Poza Nyą nie widzi świata. Czasami nie widzi nawet mnie.
Ciepła dłoń blondyna osiedla się na moim ramieniu, a ja nie protestuję i grzecznie pozwalam mu na dotyk.
Chodniki po same brzegi zalane są złotymi liśćmi na amen przytwierdzonymi do bruku niedużymi kałużami.
Ze szkołą dzieli nas już ostatnia prosta.
Cóż, mnie.
Przed Lloydem i Kai'em ubrukowana jest znacznie dłuższa droga niż ta moja.
Czy gdybym pare lat tamu przekonał się na wybranie innej szkoły oraz wybranie kierunku którym obecnie podąża Kai i Lloyd, bylibyśmy w stanie poznać się już dawno temu?
Raczej nigdy się tego nie dowiem, ale nikt nie zabroni zastanawiać się, jak wyglądałby obecnie moje życie.
Może bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi którzy wiedzą o sobie każdy najdrobniejszy szczegół, a powolnie znikający z mojego życia Jay, wcale nie interesowałby mnie aż tak bardzo.
Godzina wyświetlana na ekranie mojego z deczka popękanego telefeonu, zdążyła przekroczyć już granice ósmej. Ale to nic, bo zaledwie pare krótkich kroków dzieli mnie od wejścia na teren szkoły i pożegnania się z Kai'em i Lloydem.
Staję w miejscu i na oścież rozszeżam swoje ramiona.
Zwykle nie jestem chętny do przytulania się w miejscach publicznych.
Szczególnie z dziewczynami.
Nie chcę aby aby lokalni przystojniacy pomyśleli, że jestem choć troche hetero.
Nie jestem.
Cóż, chyba nie.
Oczariwany wzrok Kai'a przemierza całą moją sylwtekę.
Od brązowo-białych butów po bokach przyzdobionych drobnymi, brązowymi gwiazdeczkami, idąc po kasztanowych spodniach nasiąkniętych kałużami, dobranych do śnieżno białej bluzy z ciepłym kapturem, kończąc aż na samych oczach okrytych wilgotnymi puklami moich porzeczkowych włosów.Jego brązowe tęczówki nabieraja błysku z każdą kolejną sekundą, a ja również nie powstrzymuję się od wbijania w nie swojego oszołomionego wzroku.
-Troche nam się spieszy, Kai.- Przerywa sztucznym pokasływaniem Lloyd.
Smith wtula się w mój tors, jednak tym razem odrywa się od niego po zaledwie paru krótkich chwilach.
Drugi w kolejce Lloyd, czule oplata mnie swoimi dłońmi.
Gładze dłonią jego platynowe pasma włosów, a do uszu wpada mi jego obijający się o moją bluzę oddech.
Chyba poprostu przyjdę na drugą lekcję.
CZYTASZ
Uratowany
RomanceCo jeśli zupełnie puste życie zostanie wypełnione jedną, drobną obecnościa?