𝔬𝔣 𝔥𝔢𝔞𝔱 𝔞𝔫𝔡 𝔣𝔞𝔩𝔩

151 13 75
                                    

WSZYSTKIM BYŁO SPIESZNO. Wiatr niósł wesołą melodię przez las, który akompaniował mu swymi liśćmi. Trzymały się jeszcze na gałązkach, choć niektóre umykały niepostrzeżenie i opadały na ziemię, tworząc wrażenie dywanu. Stąpało po nich wiele osób, a wśród nich dwie służki o nienagannej prezencji. Obie ubrane w spódnice krótsze z przodu, a dłuższe z tyłu, jednak nieodsłaniające kolan, które ciągnęły się za nimi, niczym strumienie, brudząc się nieco u spodu. Żadna z dziewcząt nie zwracała jednak na to uwagi. Była to ta jedna noc, w której wszyscy mogli porzucić, choć na chwilę swe obowiązki i zacząć tańczyć. Tańczyć aż do samego rana.

A rankiem płakać z powodu końca obchodów.

Lirya zawsze płakała, gdy święto się kończyło. Płakała też w dniu poprzedzającym, wiedząc, jak szybko skończy się ta piękna noc.

Zmierzchało. Ostatnie krwiste promienie słońca błyskały, rozświetlając drogę wędrowcom. A każdy z nich chciał trafić na miejsce, na polanę pośród lasu, gdzie wybudowano altanę. W tejże zasiadał zawsze zarządca prowincji. W tym przypadku miała to być władczyni całego Tannyllu. Ta, którą Liryi nakazano śledzić...

Nabrała głęboko powietrza, starając się o tym nie myśleć. Chwilowo. Tylko tej jednej nocy, tylko na tę jedną noc pragnęła zapomnieć o tym, iż jest jedynie służką.

Przecież kochała swoją panią. Była dla niej dobra, od zawsze. Nigdy nie podniosła na nią głosu ani ręki. Nigdy też nie narzekała zanadto. Może czasem zbyt obnosiła się ze swym bogactwem, ale to... to nie powinno być żadnym problemem. Odgoniła od siebie tę myśl, skupiając się na tych wszystkich ludziach, którzy szli biesiadować. Powinni zdążyć przed zmierzchem. Most był już niedaleko, Lirya wyraźnie słyszała śpiewy z niego dochodzące. Aż sama miała ochotę się do nich przyłączyć. Jej serce biło w rytm muzyki, a ona czuła się piękna i wolna.

Mimo że nie była całkowicie wolna.

— Zawsze się tym denerwuję — szepnęła Astera, a Lirya spojrzała na nią nieco nieobecnym wzrokiem.

— Obchodami?

Astera skinęła głową, by po chwili odgarnąć z ciemnych ramion kruczoczarne włosy. Żółta, przewiewna, może trochę zbyt kusa suknia idealnie współgrała z jej karnacją. Jednak Lirya nie czuła zazdrości – jej chabrowa kreacja również wyglądała przepięknie. I chociaż dekolt był dosyć głęboki, zakrywała go misterna koronka.

Królowa podarowała niegdyś podobne suknie wszystkim swoim służącym, by miały co włożyć na letnie uroczystości.

Bo ich zarządczyni była dobra i kochana przez swój lud. Nie zasługiwała na szpiegowanie.

— Tak — mruknęła Astera. — Nigdy nie wiem, co mnie tam spotka.

— A dotąd cóż takiego cię spotkało?

Dziewczyna rozchyliła usta, ale nie odpowiedziała od razu.

— Właśnie o to chodzi, że nic. Zawsze jednak mam nadzieję, że tym razem stanie się coś równie magicznego, jak te wszystkie tańce i atmosfera — wyrzuciła z siebie, tłumiąc ekscytację, którą słychać było w jej głosie. — Liryo, czy to głupie?

— Absolutnie nie. Ja czuję to samo — powiedziała, dotykając pocieszająco ręki przyjaciółki. Koszyk, który niosła na przedramieniu, zakołysał się wesoło.

Pierwsza sowa zahukała w koronie drzew niczym dyrygent, rozpoczynający nocny koncert. Kolorowe buty dziewcząt niknęły w ściółce leśnej, szumiąc cicho wśród dochodzących do nich rozentuzjazmowanych głosów.

Wtem Lirya poczuła na ramieniu czyjś dotyk. Ze strachu zatrzymała się, na co Astera poczyniła to samo.

Odwróciły się niemal natychmiast, napotykając przed sobą wysokiego młodzieńca, z karnacji przypominającego nieco Asterę. Twarz miał pociągłą i łagodną, ale w oczach...

Królewski lamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz