𝔬𝔣 𝔠𝔯𝔬𝔴𝔫𝔰 𝔞𝔫𝔡 𝔤𝔩𝔬𝔯𝔶

48 9 15
                                    

ZIEMISTY ZAPACH KSIĄG I PERGAMINÓW MIESZAŁ SIĘ ZE SŁODKĄ WONIĄ, dolatującą do sali wykładowej przez uchylone okno. Pomimo bardzo surowej zabudowy stolicy, zadbano, aby aule wychodziły na uczelniany ogród, promieniejący teraz bielą kwitnącej wiśni.

Głos Shalaevara idealnie dopełniał obrazu leniwej akademii w pierwszy dzień wiosny, lecz jednocześnie cała panująca tu atmosfera skutecznie uniemożliwiała jej skupienie się na tym, o czym właśnie prawił. Obserwowała jego lekkie ruchy, gdy co rusz odwracał się do tablicy, żeby napisać na niej kolejne słowa.

To były jej pierwsze prowadzone przez niego wykłady i dziewczyna już wiedziała, że całkowicie poległa. Zamiast go słuchać, skupiała się na tembrze jego melodyjnego głosu, a zamiast rozczytywać pisane przezeń zdania, przyglądała się jego sylwetce, po której jak aksamit spływały jasne włosy. Czuła niepoważność swego zachowania, jednak nie powstrzymało jej to przed jego kontynuowaniem.

Widywała go bowiem niezwykle rzadko, a ostatnia rozmowa, którą przeprowadzili, odbyła się trzy miesiące temu na balu zimowym. Od tamtego momentu otrzymała tylko jeden list, który nie wyrażał zbyt wiele, a mimo to nosiła go zawsze przy sobie w kieszonce sukni. Lubiła się w nim zaczytywać ilekroć nachodziła ją tęsknota za mężczyzną lub wspomnienia o ich pocałunkach stawały się zbyt nieznośne. Lirya nie wiedziała, czy Shalaevar czuje to samo. Nie wiedziała nawet, czy nie zmienił zdania. Były też dni, kiedy wątpiła w zaistnienie tamtego wieczoru oraz dni, w których wmawiała sobie, że wszystkie wyszeptane półgłosem obietnice były tylko wymysłem jej spragnionej wyobraźni. Shalaevar nosił w końcu tytuł króla. Być może postępował tak z każdą kobietą, do której czuł zainteresowanie? Jeżeli nie, nie widziała innego powodu, dlaczego miałby nie dążyć do kontaktu z nią.

Nawet teraz.

Teraz, na trwających już przeszło dwie godziny wykładach, ani razu na nią nie spojrzał. Nie wywołał jej do odpowiedzi, a ona sama również się do niej nie zgłosiła, mimo że czekała na tę chwilę. Nie musiała słuchać jego wykładów, aby pamiętać ten temat z czytanych deszczowymi wieczorami ksiąg.

Lirya zauważyła jednak, że na tych wykładach stawiło się znacznie więcej osób niż zazwyczaj. Mogłaby nawet przysiąc, że większości z nowoprzybyłych dziewcząt zupełnie nie znała. Pyszniły się dumnie, kiedy Shalaevar prosił je o odpowiedź, a gdy jej nie znały, zbywały to perlistym śmiechem, który mężczyzna ignorował.

Podobnie jak ignorował ją samą.

Nie dało się ukryć, że na myśl o tych wykładach, zatem o pierwszym spotkaniu z Shalaevarem po tak długim czasie, czuła zdenerwowanie wymieszane z ekscytacją. Zadbała mocniej niż zwykle o nienaganne ułożenie włosów i dobranie odpowiedniej sukni, lecz nie przewidziała obecności grona rozmarzonych dziewcząt.

Ćwierkanie ptaków za oknem było słyszalne tylko wtedy, kiedy Shalaevar akurat zniżał głos lub przestawał mówić, aby obrzucić audytorium uważnym spojrzeniem.

Wykłady trwały dalej, a ciepło wiosny otulało zasłuchanych studentów. Jeszcze przed rozłamem i późniejszym zjednoczeniem dni takie jak te Lirya pamiętała mało wyraźnie – rozmywały się marzeniami, lekkim lenistwem i świeżym powietrzem. Nieraz o tej porze roku, pracując jeszcze u zarządczyni Khidelli, wraz z Asterą wychodziły na zewnątrz, aby pomóc ogrodnikom lub aby nazbierać pierwszych kwiatów na stół. A potem, wieczorami, skrywały się w bibliotece swojej pani i pochłaniały kilka rozdziałów książki przy ostatnim świetle wiosennego dnia. Najczęściej robiły to przy otwartym oknie i siedząc na parapecie, żeby móc poobserwować ludzi wracających z pól i lasów oraz sprzedawców zamykających swoje kramy. Przez większość jej życia wiosna była czasem spokoju, kontemplacji i cichej, niewyrażonej radości. Jedynie poprzedni rok przyniósł burzę, jednak teraz, dzięki Shalaevarowi, Edgerra znów mogła odetchnąć pełną piersią.

Królewski lamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz