Rozdział 1 - Atomic girlhood

179 26 24
                                    

– Chloro-, fluoro-, jodo-... metan – szepnęła Marta do siebie, ale w myślach, bo wstyd otworzyć usta naprawdę.
To była jedna z fajniejszych lekcji chemii, bo lepili modele z plasteliny, żeby poznać strukturę cząsteczek. Chemia w liceum miała w teorii być pełna doświadczeń, a w praktyce składała się z rozwiązywanych zadań w zbiorku, jedno po drugim. Im więcej, tym lepiej. Szybciej, sprawniej, ale jak najbardziej poprawnie. Wszystko po to, żeby zamienić cię w jak najsprawniejszą maszynę liczącą, idealnie pasującą do reszty mechanizmu.

Jej palce były całe w plastelinie, podobnie jak jej ubrania. Jedyne o czym myślała, to żeby zmyć z siebie ten brud, oddziaływający niepoprawnie z jej sensoryką.  Poszła do łazienki, gdy tylko ją znalazła. Silny zapach porannego szluga trzeźwił umysł, ale sprawiał, że głowa, tuż nad nosem, bolała w bardzo specyficzny sposób. Wtedy właśnie ujrzała Esterę po raz pierwszy w całym swoim życiu. Przyszła królowa szkoły narodziła się skromnie, na tronie ze zgniecionych plecaków, chroniących od zimna i brudu podłogi. Przy niej siedziała Sonia, jak lwica, broniąc jej prawicy. Julia stała na czatach, czujna – kolejny drapieżnik wypatrujący zdobyczy. Marta... Marta nawet nie zauważyła, że patrzy się na nie zdecydowanie za długo.
– Co? – warknęła przyszła władczyni szkoły. – Na co się gapisz?
Marta była jak jeleń po środku drogi – skamieniała ze strachu sylwetka, której tylko ręce poruszają się w nerwowym tiku. Jej sztywność nie była zadowalającą odpowiedzią.
– Co ci jest? – padło znów pytanie Estery, ale usta nie chciały się poruszać.
– Ty. Ona wygląda na taką. – wspomniała Sonia półgębkiem.
Error 404. Nie znaleziono definicji.
Przez całą resztę czasu, który niemiłosiernie się ciągnął, error 404 dźwięczał jej w głowie. Mimo to, instynkt podpowiadał jej, że dziewczyny lustrują ją wzrokiem i każdy fragment jej osoby zostaje skrzętnie oceniony, i zakatalogowany w szufladkę.
Szok przeszedł, pojawiło się zmieszanie, poczucie winy. Umyła ręce najszybciej jak mogła, i wyszła.
– Jeśli nakabluje na nas, to mamy przejebane – usłyszała tylko za sobą. Nie, dla niej liczyły się tylko kafelki na podłodze, i przytłaczające poczucie winy za dziwne zachowanie.

Sam stan łazienki nie pozostawiał złudzeń. Zapach peta i tanich perfum jest jak magnes na kłopoty. Już na długiej przerwie cała klasa pierwsza liceum została wezwana na apel, na którym dyrektor postawił sprawę jasno. Od tej pory panie sprzątające co jakiś czas miały zaglądać do damskiej łazienki, aby wykryć palące degeneratki. Mimo że to nie Marta nakablowała, wszyscy mieli przejebane. Ale głównie Marta, Marta miała przejebane najbardziej.
Widzicie, Marta była kujonem. Miała Autyzm, dziwne tiki, i preferencje. Jeśli normalna osoba zwróci na siebie negatywną uwagę elit, to ma po prostu przejebane. Jeśli dziwna osoba zwróci na siebie uwagę –- zaczyna się piekło.
Zaczęły się szepty, dyskretne spojrzenia, pokazywanie palcami. Bo jest kujonką, bo jest dziwna, bo nic nie mówi, bo nosi ze sobą cały czas książki do nauki, bo nie umyła włosów... bo dziwnie się potknęła na wuefie, bo zrobiła zdenerwowaną minę, każde jej zachowanie było nagle przedstawieniem, a ona zwierzęciem cyrkowym. Miejsce, w którym siedziała, było otoczone strefą skarzenia, do której nikt nie chciał się zbliżyć. Jedynie pociski, słowne, czy też papierowe, dostawały pozwolenie na wlot do jednoosobowego Czarnobyla. Dotknięcie jej ramienia przez przypadek, jak dotknięcie osoby z Covidem, zanim to było modne - aż chciało się umyć rączki.

Sytuacja nie idealna, ale Marta zacisnęła wargi w gotowości. Z opuszczoną głową i bojowym nastawieniem wstępowała w każdy nowy dzień, gotowa na atak. Nie pierwsze to i nie ostatnie miejsce, gdzie spotkało ją społeczne odrzucenie, a część jej życia. Tak naturalna, jak cała reszta.
Marta... stała się jak maszyna, chodząca na energii atomu. Jej zadanie to wstać, iść do szkoły, odrobić lekcje i iść spać.
Wstać.
Iść do szkoły.
Odrobić lekcje.
Spać.
Wstać.
Iść do szkoły.
Odrobić lekcje.
Spać.
Wstać.
Iść do szkoły.
Odrobić lekcje.
Spać.
Dzień i noc to puste rzeczowniki. Być i nie być, to żadne pytanie, kiedy każda część twojego ciała powtarza ten sam ruch, w tym samym miejscu, codziennie. Wyniki się liczą, oceny się liczą – uczucia, stany emocjonalne, to coś do odrzucenia.
Tylko za oknem, gdy śnieg czy deszcz, spogląda na nią – sylwetkę w bluzie i cienkich rajstopkach – i zastanawia się, czy nie jest jej zimno, stać na dworze, i palić papierosy. Ich wzrok nigdy nie się skrzyżował, ale myśli podążały za sobą nieustannie. Obie zastanawiały się, jak to jest, być na miejscu tej drugiej. Życia różne, niczym skarpetki nie do pary, w tym samym miejscu, ale dotykają inaczej. Choć może jednak pasują do siebie, ale inaczej?

Rzeczy nieobliczalne - G x GOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz