Rozdział 2 - Metastability

38 4 1
                                    

Ta noc minęła szybko i Estera chciała trwać w przekonaniu, że nic w jej życiu się nie zmieniło. Poszła spać w tym samym pokoju, w tej samej piżamie, ale rzeczywistość, w której się obudziła, była inna. Po raz kolejny, konsekwencje jej czynów były większe, niż oczekiwała.
Była otoczona przez ciekawskie spojrzenia koleżanek, wyglądające zza ściany łazienki, ekranu laptopu, pary spodni trzymane w rozpostartych ramionach... wreszcie, pytania.
– Co się wczoraj odwaliło? – Zaczęła Sonia, przerywając ciszę.
– No właśnie – wtórowały jej Kinga i Julia jednym głosem
– Ale co? – Zapomniała, albo raczej chciała zapomnieć o tej dziwnej sytuacji. Tylko, że im bardziej chciała zapomnieć, tym bardziej pamiętała. Zimne ręce, rozczochrane włosy... uczucie, jakby system klasowy upadł, a świat był wolny od kastowych uprzedzeń. Orzeźwiający smak swobody w ruchach i pomyślunku.
Teraz wróciła do tego samego grajdołu, skomplikowanych nici relacji, gdzie można to, i nie można tego. Ludzie gorsi, najgorsi, i ci zapomnieni na zawsze. Zaaranżowane małżeństwa z tymi, którzy życzą ci jak najgorzej, bo są cennymi sojusznikami z dostępem do zasobów. Gównokracja.
– To z Martą. Co to było? Myślałam, że no... nie lubisz jej, nie? – Westchnęła Kinga. – Kapuje na pały i ten tego...
– Dziwnie się ubiera - Dodała Julia
– Właśnie! Ale to nie o to chodzi, jest mega dziwna.
– No nie? I pachnie potem. Ugh.
– Tak, ale no... po prostu... co się odjebało? Co to było? Co to, kurwa, było? – Kinga usiadła okrakiem, jak na interwencji. Pozostałe lwice też utworzył krąg wokół tematu.
– A co to było z Mateuszem, co, Kinga? – Estera zgrabnie odbiła piłeczkę. – Przecież jakiś miesiąc mówiłam, że to mój krasz! Myślałam, że jesteśmy besties, a ty teraz takie coś.
– Właśnie, to było mega nie okej. – Sonia aż wyłączyła suszarkę, bo musiała coś dodać. – Gdybyś to nie była ty, to bym powiedziała, że mega fałszywa.
– Właśnie, tak się nie robi. – Julia tak samo. Drama była tak ciepła, że grzała dupę bardziej niż spodnie. – To jest po prostu nie okej.
– A to co, tylko Esti może kraszować Mateusza? Nie jest nawet jakimś kapitanem czy czymś, not a big deal!
– Właśnie że big! To jest fałszywe zachowanie, mówiłam o tym! - Wypaliła Sonia, trzymając suszarkę jak pistolet.
– CO W TYM FAŁSZYWEGO?!
– To, że nie gadasz o tym z nikim!
– MAM KONSULTOWAĆ Z WAMI WSZYSTKIE MOJE KRASZE? NO CHYBA WAS POJEBAŁO! – Kinga wstała i wyszła, i trzasnęła drzwiami dla dramatyzmu.
– OMG, jaka drama queen. – Westchnęła Sonia. – Dlaczego w ogóle mamy ją w teamie? Esti, wszystko okej?
– Tak, tak... jest okej. – Otarła rękawem łzy, które nazbierały się w kącikach jej oczu.
– Powiedziałaby chociaż wcześniej! Ja nie rozumiem, czemu mamy tę fałszywą sukę w naszym teamie!
– Ponieważ świetnie serwuje, mówiłam wam.
– Co?? Dżuli??
– Kinga jest spoko. Jakby, nikt nie kontroluje, kogo kraszuje. – Julia wreszcie założyła te spodnie. Atmosfera zrobiła się dziwnie gęsta.
– Dżulijen, chyba nie bronisz teraz Kingi, no ja pierdolę!
– A wiesz co? Bronię – dodała dramatycznie. – Bo co, Mateusz jest lepszy? To on zaczął.
– Zamknij się!
– Nie, nie zamknę się. Wiecie co, ta walka o chłopaka jest żałosna, musicie przystopować.
– Wiesz, z czym ty musisz przystopować? Z jedzeniem, dupa ci rośnie. – Prychnęła Sonia.
– JESTEŚ NIEMOŻLIWA. Mówiłam ci, że body shaming nie jest okej, jeszcze jeden taki komentarz i wychodzę!
– Właśnie, nie jest okej... – Esti powiedziałaby to zdecydowanie głośniej, gdyby nie było jej teraz cholernie przykro.
– TO WYPIERDALAJ! Nie potrzebujemy teraz, żebyś brała stronę Kingi i Mateusza!
– Mówię prawdę, ale ty jesteś za debilna, żeby to teraz zrozumieć! Mateusz też ma mózg i jakby musiał ogarnąć, że Esti na niego leci! Ale on widocznie leci na Kingę, i chuj! I kurwa chuj! Kurwa, ogarnijcie się wreszcie!
– SAMA SIĘ OGARNIJ! JA PIERDOLĘ, NIE WIERZĘ!
Estera wybuchła płaczem, bo rzeczywiście, musiał to ogarnąć. Już od dawna wysyłała mu sygnały, chodząc na jego mecze, kibicując mu, kupując mu żarcie... w jej plecaku dalej tkwiła jego bluza, którą skradła. Myślała, że załapał. Myślała, że gdy śmiał się z nią, w realu i na czatach, to coś oznaczało, jednak subtelny subplot był widać taki, że Kinga jest jego jedyną.
– NO I WIDZISZ, CO NAROBIŁAŚ? Esti płacze przez ciebie, ja pierdole! Esti... Esti, nie płacz no. Tej wariatce coś się pojebało. – Sonia weszła już w tryb protekcji, chroniąc przyjaciółkę przed wszystkim, co złe.
– Sama jesteś kurwa wariatka, nie widzisz, co się dzieje. Taka jest prawda, kurwa.
– ZAMKNIJ RYJ, KURWA
– SAMA ZAMKNIJ RYJ
– KURWA, WYPIERDALAJ, TAM SĄ DRZWI! – Padł cios... szczotką do włosów jak granatem.
– NIENAWIDZĘ CIĘ! – Julia również wyszła, dramatycznie zamykając drzwi.

Atmosfera niczym w trudnych sprawach. Presja czasu, bo zaraz śniadanie i zbiórka, a trzeba jeszcze powiedzieć tak wiele.
– Kurwa. – Podsumowała wszystko przyjaciółka, z łopotem siadając obok niej, na łóżku.
Ocierała łzy chusteczką, obejmowała ramieniem, jak troskliwe, matczyne stworzenie. Bardziej matczyne niż matka, którą dostała w becikowym.
– Wszystko okej, Esti? – Spytała, gdy oddech już się uspokoił, a łzy przestały spływać.
– T-tak – głos drżał, ale w głowie pojawiła się grobowa konkluzja. – One mają rację, wiesz?
– NAWET TAK NIE MÓW!
– Mówię prawdę. Nic nie poradzę na to, że Mateusz kocha kogoś innego. Muszę się z tym pogodzić.
– PIERDOLISZ
– Nie. Serio, nie mogę zaklepać chłopa. Muszę się odkraszować i tyle. Boli mnie to bardzo, ale chuj... nie? – Esti spojrzała w jej oczy, szukając w nich rady i zrozumienia.
– Heh, Idk. – Sonia westchnęła i tak, dosłownie powiedziała I D K. – Jak dla mnie, to wciąż mega fałszywe, że wcześniej ci nie powiedziała nic o tym i teraz masz szok.
– Co nie? To jest mega przykre. – Zawtórowała westchnieniem.
Przez dłuższą chwilę siedziały w ciszy, nie wiedząc, co do siebie powiedzieć dalej. Czy jakaś prawda o tej sytuacji, w ogóle istniała i mogła zostać wypowiedziana?
– Chodźmy na śniadanie – Zdecydowała wreszcie Sonia, i zebrały się bardzo szybko, aby jeszcze przelotem chwycić bułkę i kawkę.

W małej, staromodnej jadalni praskiego hotelu, wydawało się, że nic się nie zmieniło. Siedziała z Sonią, jadły czerstwy chleb i gadały o głupotach. Mimo tego, coś było nie tak. Ktoś ich obserwował, z daleka. Jak drapieżnik? Jak ofiara, kryjąca się pod kamieniem?
Przy stoliku, tak daleko, hen w dalekiej dali, posągowa sylwetka tłustowłosej Marty obserwowała ich. Oczy ciemne jak noc, wielkie jak spodki, straszne, czy też wystraszone. Prawie nieludzkie. Nie minęło wiele czasu, aż obcy został zauważony.
– Ja pierdolę, czy ona musi - – zaczęła Sonia, ale nie zdążyła dokończyć.
– Daj jej spokój.
– Ale nie mogę, siedzi i się gapi jak głupia. – Prychnęła, jak pies obronny przyciągnięty na smyczy.
– No to się gapi, i co? Co ci to przeszkadza?
– Jest taka obrzydliwa, że żygać mi się chce! – Sonia ceremonialnie trzepnęła widelcem o tależ, aż zabrzęczało.
– No i co? To się nie patrz na nią.
– Ale to jest creepy as hell, poza tym to kapusiara i dziwadło.
– Jest... trochę dziwna – Esti spojrzała ukradkiem przez ramię na brudną kosmitkę – ale jest spoko. To nie ona kapuje, na 100 procent.
– Tia? Tak ci wczoraj powiedziała? – Sonia skrzyżowała ramiona w geście niezadowolenia. Postawa zamknięta. – Co to się wczoraj działo, co?
– A... szkoda mi się jej zrobiło – westchnęła – siedziała sama, wyglądała na smutną. Postanowiłam, że z nią potańczę. Ona chyba jest na coś chora, wiesz? Na głowę... – kłamanie jest łatwe, jeśli robisz to prawie zawodowo. Naciąganie prawdy, żeby dobrze wypaść społecznie było dla niej drugim zawodem.
– Mhm. Gdyby jeszcze każdy miał taką empatię, co ty. – Sonia również westchnęła i nabrała innego podejścia do sprawy. – A co jeśli się do nas przyczepi, jak rzep?
– Nie wiem. Coś wymyślę. – Uśmiechnęła się do dziewczyny. Mimo wszystko, coś przyciągało ją do niej jak magnes. Może ta szczerość całej interakcji? Może bycie poza hierarchią i schematem? A może... zwykła litość, dla niepełnosprawnej istoty? Tak, to na pewno to.
Litość.
Protekcjonalne uczucie wyższego bytu dla niższego. Często używana, aby zdobyć punkty w socjalnej grze. Skoro dajesz pieniądze biednym, czemu o tym nie powiedzieć? Nie zrobić sobie z nimi zdjęcia? Nie nakręcić o tym filmu? Oh, jaką ty jesteś dobrą istotą, wyrównujesz szanse, dajesz... dajesz innym to, co im się należało od początku. Jaka z ciebie dobra osoba.
Być może tym Marta się stała. Certyfikatem wolontariusza, kartą krwiodawcy, talonem na k i balon. Wszystkim, byle nie żywą istotą, do której czujesz coś więcej, niż żal i obrzydzenie.

***

Bardzo przepraszam za opóźnienie, ciężko mi było pisać dialog czteroosobowy więc stawałxm kilka razy w trakcie. Do tego raczej jestem studentem biotechu niż pisarzem, więc to schodzi na dalszy plan.

Ale hej, jest i będzie tego więcej. Już mam plany na dwa następne.

Rzeczy nieobliczalne - G x GOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz