Rozdział 3

2 1 0
                                    


ALICE

Nie lubiłam być sama. Lubię towarzystwo innych, gdy nie muszę się nad niczym zastanawiać. Po prostu gdy ktoś jest obok moje myśli się wyłączają.

Cmentarz.

Jedyne miejsce w którym lubiłam być sama.

Odwiedzam tam moją ukochaną babcię która odeszła dwa lata temu.

Powinnam odwiedzić grób Valerie...

Babcia była jedną osobą w rodzinie z którą można było normalnie porozmawiać, była moją przyjaciółką. Już zawsze nią będzie. Pamiętam gdy za jej życia, za każdym razem kiedy w domu lub szkole coś było nie tak, po prostu szłam do niej.

Zaszywałam się z nią w jej mieszkaniu na wiele godzin i po prostu rozmawiałyśmy. O wszystkim.

Ostatnio bywam tu dość często, po prostu siedzę nad jej grobem i patrzę. Czasami się zapominam i zaczynam coś mówić tak jakbym mówiła do niej. Dziwnie to musi to wyglądać dla kogoś innego ale szczerze mnie to nie interesuje. Od czasu do czasu zapalę papierosa, z nią też to robiłam mimo że miałam 15 lat gdy ostatnio to robiłyśmy.

Nigdy by mnie nie podkablowała rodzicom.

Po prostu była. Zawsze. Jane była wspaniałą kobietą.

Siedziałam przy jej grobie zaciągając się po raz ostatni papierosem.

- Jestem taka kurwa zmęczona.- mruknęłam, niby do siebie, ale mam cichą nadzieję że gdziekolwiek jest moja babcia, słyszy mnie.- Nie wiem co ja mam zrobić, nie wiem.

- Alice?- usłyszałam znajomy głos starszej kobiety. Sharon. Odwróciłam gwałtownie głowę wycierając pojedynczą łzę która spływała po moim policzku.

- Dzień dobry Sharon.- posłałam staruszce uprzejmy uśmiech. Wstałam i przysiadłam się do niej na ławce.

Często spotykałam tutaj Sharon, ona odwiedzała tu swojego męża. Los chciał że się spotkałyśmy rok temu gdy po jednej z wielu kłótni rodziców zwiałam zapłakana na cmentarz. Sharon też tu wtedy była, wzięła sobie za cel pocieszenie mnie i w taki sposób przez dwie godziny wysłuchiwałam absurdalnie zabawnych sytuacji z jej życia.

Ta kobieta sporo o mnie wiedziała. Tylko ona wie o Valerie. Jednak nie wie co zrobiłam.

- Znowu rodzice się kłócą?- zapytała melodyjnym głosem podając mi cukierka ze swojej torebki.

- Akurat dzisiaj nie, po prostu ciężki dzień. No i... myślałam że w końcu odwiedzę ale... No to co zwykle.

- Nie przejmuj się młoda, naprawdę masz jeszcze czas. Znajdziesz w sobie tą siłę kochanie.- ścisnęła pokrzepiająco moje ramię.- Wspominałam już że przypominasz mi mojego wnuka? Jonathana?

- Tak.- uśmiechnęłam się. Wspominała o tym już z kilkanaście razy, widocznie ciągle o tym zapomina.

- Ahh tak, faktycznie.- zaśmiała się.- Przykro mi, ale dziś nie porozmawiamy. Wieczorem przychodzą do mnie koleżanki z klubu seniora, muszę jeszcze zrobić sernik.

- Oh oczywiście. Do Zobaczenia Sharon.- uśmiechnęłam się do niej na pożegnanie.

- Trzymaj się Alice, jesteś młoda i silna. Dasz sobie radę.

***

Leżałam w swoim łóżku gdy mój telefon zawibrował. Molly, bo kto inny.

- Co jest tak ważne że dzwonisz o trzeciej w nocy?

- Boszz cicho. Jest piątek więc mogę- zaśmiała się, chyba pijana Molly- Słuchaj laska, nigdy nie zgadniesz z kim jestem na melanżu. Daję jedną podpowiedź RL.

- Roger Linton?- zaśmiałam się pod nosem, Molly lubiła imprezować.

- Tak!! Boże moja mądrala, skąd wiedziałaś.-zachichotała- Dobra a teraz słuchaj tego, on się chyba we mnie zakochał.- krztuszę się własną śliną.

-Co?

- No serio, wiesz mi też trudno w to uwierzyć ale on się na mnie patrzy, już szósty raz.

- O kurde, no słuchaj więcej niż 5 to już chyba już coś znaczy.- zaśmiałam się do telefonu.

- Dobra kochanie kończę, napisze jak będę w domu. Życz mi powodzenia- wypowiedziała na jednym wydechu.

Nie wiem trochę co o tym myśleć, nie chciałabym żeby Molly kręciła z chłopakiem pokroju Lintona ale to jej życie nie moje. Nie pozostaje mi nic innego jak trzymać za nią kciuki.

 Gdy obudziłam się około dziesiątej od razu sprawdziłam wiadomości.

Królowa melanżu: ja pierodle spojrzał się na mnie ósmy raz!!!

Królowa melanżu: kurwa tańczyłam z nim.

Królowa melanżu: czy juz nie czuje smaku tych drinków? tak. czy powinnam przestac? tak. czy przestane? nie.

Królowa melanżu: Kurwa, dziewczyno. Uprawiałam seks z jebanym Rogerem Lintonem.

Po przeczytaniu ostatniej wiadomości od mojej przyjaciółki aż musiałam się przejść po pokoju. O kurwa. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam.

Linton był przystojnym chłopakiem, jednak był totalnie nie w moim typie. Krótkie czarne włosy, ostre rysy twarzy, ciemne oczy. Wyglądał jak... burza.

I był zdecydowanie w typie Molly.

Ja: I jak? Jesteś w domu?

Królowa melanżu: Taa, już trzeźwa ale powiem ci, nie żałuje niczego. Szkoda że cię nie było.

Ja: Wiesz że nie miałam nastroju.

Zazwyczaj nigdy nie odmawiałam imprez, lubiłam się bawić. Taniec, tani alkohol, papierosy, adrenalina. Lubiłam to.

Do czasu.

Królowa melanżu: Floress też był.

Ja: No i co?

Królowa melanżu: No i to, że ja się biorę za Rogera a ty tego rozkosznego Iana.

Ja: Nie mój typ.

Gówno prawda.

Królowa melanżu: pierdol pierdol, ja posłucham ;)

***

Sobota minęła mi na nauce i porządkach. Rodziców dziś nie było więc Molly wpada na noc za jakieś 30 minut.

Lubiłam nasze nocowania, czułam się wtedy tak jak gdy miałyśmy 11 lat i oglądałyśmy Zmierzch w jej pokoju na pierwszym nocowaniu.

Ostatnio potrzebuję stałego towarzystwa żeby nie oszaleć, ktoś musi mnie rozpraszać.

Love Is GoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz