Rozdział 2

6 2 0
                                    


ALICE

Obudził mnie głośny dźwięk budzika.

Kolejny dzień, te same obowiązki.

Przewróciłam się na drugi bok i zaczęłam odpisywać na wiadomości które w nocy napisała do mnie Molly. Byłam tak zmęczona że musiałam czytać je po trzy razy żeby cokolwiek zrozumieć.

Przekręciłam się na brzuch klnąc w poduszkę i wstałam z łóżka. W tym samym momencie drzwi do mojego pokoju się otworzyły a próg przekroczyła mama.

- Oo już wstałaś kochanie, dzień dobry- uśmiechnęła się promiennie kobieta. Przyjrzałam się jej moim zmęczonym wzrokiem. Była ubrana w czarne długie spodnie od garnituru i białą koszulę na krótki rękaw.- Nie podwiozę cię dziś do szkoły a taty nie ma więc jak coś spiesz się na autobus.

- Okej- mruknęłam przecierając twarz.- Wychodzisz już?

- Tak, pewnie wrócę w nocy więc nie czekaj na mnie- mówi z szerokim uśmiechem, jakbym kiedykolwiek na nią czekała.

- A tata?- Uśmiech natychmiast schodzi z jej twarzy.

- Zajęty, jest w kancelarii od niedzieli.- odpowiedziała miłym tonem, nie był to jednak szczerze miły ton.

Ostatnio ich relacje pozostawiały wiele do życzenia. Nie wtrącałam się bo i tak nic z tym przecież nie mogę zrobić. Tata jak zwykle zachowuje się jak maszyna do pracowania i ma w dupie rodzinę, a mama chce mieć normalne życie rodzinne.

Przejdzie im.

Zawsze przechodzi.

Po krótkiej powierzchownej rozmowie z mamą, ona wyszła do pracy a ja zeszłam na dół do kuchni zrobić jakieś szybkie śniadanie

Rodzice mieli własną kancelarię prawną, kiedyś chcieli żebym poszła w ich ślady ale po wielu kłótniach i przekonywaniach zrezygnowali. Przynajmniej mama.

Mój telefon zawibrował a na ekranie wyświetliło się zdjęcie Molly. Odebrałam bez zastanowienia.

- Będziesz dziś? Bo jak nie to nie idę.- wyszczerzyła się moja najlepsza przyjaciółka

- Dobrze wiesz że zawsze jestem.- wywróciłam oczami, jednak gdy tylko zobaczyłam promienną twarz najbliższej mi osoby, poczułam jakby niewidzialny ciężar spadł z moich ramion.- Ojciec by mi nogi z dupy powyrywał.

- Twój staruszek to taki sztywniak.- przeciągnęła ostatnie słowo.- Mam ochotę na imprezę- westchnęła- czemu jest dopiero środa.

- Bo wczoraj był wtorek

- O nie. Nie zaczynaj ze swoimi żartami dwudziestopięcioletniej kobiety.- udawała przerażenie w głosie.

Poranne przygotowania wykonałam rozmawiając z Molly na FaceTime. Kończyłam pić kawę gdy spojrzałam na zegarek, była 7:25.

- Ja pierdole- warknęłam do telefonu- Jak zwykle mnie zagadałaś, autobus odjechał 10 minut temu. Nienawidzę cię Molly.

- Też cię kocham. Dobra spadam- zaśmiała się i rozłączyła bez większych pożegnań.

Jak będę czekać na kolejny autobus to spóźnię się na pierwszą lekcję, co nie może się stać, bo nienawidzę spóźnialstwa. U innych i u siebie.

To dosłowne okazanie komuś braku szacunku, spóźniając się nie szanujesz czasu który druga osoba ci poświęca.

Nie mam innej opcji niż pojechać rowerem.

Wracam szybko do pokoju żeby założyć krótkie czarne spodenki pod moją spódniczkę od mundurku szkolnego. Nie mam najmniejszej ochoty pokazywać ludziom na ulicy swoich majtek podczas jazdy rowerem.

Love Is GoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz