‒ Jak tak dalej pójdzie nie zaproszę własnej matki na ten ślub.
Spoglądam na przyjaciółkę ponad liśćmi monstery z gatunku minima. Unoszę pytająco brwi, a Bianca wydaje z siebie oburzone prychnięcie.
‒ Wszystko krytykuje, każdy mój pomysł. Robi to specjalnie za to, że nie zgodziłam się na zorganizowanie wesela w winnicy. Ale to mój ślub, a nie jej, ja za wszystko płacę i ja o wszystkim decyduję, nie ona, więc nie wiem po co ona w ogóle się wtrąca. Nie przemawia do mnie argument, że jestem jej jedyną córką i chce, by moje wesele było dopięte na ostatni guzik. Ona jest po prostu tyranką i trzepie ją, kiedy ktoś ma odmienne zdanie, niż ona.
Zachowuję dla siebie uwagę, że najwyraźniej Bianca odziedziczyła tę cechę po swojej matce, by nie wkurzać jej jeszcze bardziej. Do ślubu jej i Sebastiana pozostało jeszcze sporo czasu, ale przygotowania już dają w kość mojej przyjaciółce. Szczerzę jej współczuję.
‒ Skrytykowała nawet zaproszenia, które wybrałam i które zresztą już kupiłam i tylko czekam aż mi je przyślą. Stwierdziła, że wyglądają jak list gończy, a my przecież bierzemy ślub, a nie idziemy za kratki! Rozumiesz to?
Moje myśli automatycznie zatrzymują się w miejscu na tym jednym słowie.
List...
Biorę drżący oddech, bo jak zawsze, gdy tylko przypomnę sobie o tej sytuacji czuję nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej.
Minęło już kilka dni od tamtego zdarzenia. W zeszłym tygodniu zostałam powalona informacją o uczuciach Ashera, jakie do mnie żywi, a następnie znokautowana faktem, że mężczyzna zostawił mi wiadomość po tamtej jednej, wspólnej nocy. Potem los postanowił dobić mnie jeszcze bardziej, a ja znalazłam ten zagubiony list, który potwierdził słowa Ashera i był moim gwoździem do trumny.
Myślałam, że czas pozwoli mi się oswoić z tą informacją, a ja ochłonę, przemyślę wszystko i będę wiedzieć, co zrobić. Niestety, dalej mam mętlik w głowie i z dnia na dzień jestem coraz bardziej tym wszystkim przerażona.
Asher coś do mnie czuje i jest mną zafascynowany od pięciu miesięcy. Jego brat, James, mnie kocha i nalega na wspólne mieszkanie. A między nimi ja – dwudziestopięciolatka, która chyba nie wie, co to znaczy kogoś kochać, ale za to jest pewna, że zależy jej na obu mężczyznach.
Najgorsze w tym wszystkim, że kompletnie nie mam pojęcia, jak wybrnąć z tej sytuacji, by nikogo nie zranić. Nie chcę rozstawać się z Jamesem, dobrze mi z nim. Ale nie chcę też, by Ash przez nas cierpiał. Wyraźnie powiedział, że boli go nasz widok razem. Obawiam się, że w tej sytuacji jedynym rozsądnym rozwiązaniem będzie ograniczenie naszego kontaktu. Nie wyobrażam sobie tego i na samą myśl odczuwam tęsknotę i smutek, ale tak będzie lepiej. Dla nas obojga. Ja też muszę przestać myśleć o nim w sposób, w który nie powinnam. Jestem z Jamesem i to on powinien być obecny w mojej głowie i w sercu.
‒ Aria, czy ty mnie słuchasz? ‒ dociera do mnie niezadowolone fuknięcie przyjaciółki.
‒ Tak, tak ‒ zapewniam, ale kiedy dostrzegam wymowny wzrok Bianki wzdycham jękliwie. ‒ Nie...
‒ Tak myślałam, bo od kilku minut przecierasz tego samego liścia i nawet nie zauważyłaś, że w międzyczasie zdążyłaś go urwać.
Z przerażeniem spoglądam na swoje dłonie. To prawda, trzymam ten sam liść monstery, co kilka minut temu, zanim się zamyśliłam, ale nie uszkodziłam rośliny. Mrużę oczy na przyjaciółkę, jednak ona pozostaje poważna.
‒ Odpłynęłaś, znowu. Pytanie, o którym z braci Hale tym razem myślałaś?
Pochylam nieco głowę, by teraz dla odmiany posłać jej zagniewaną minę. Bianca wie, co się stało. Opowiedziałam jej od razu całą prawdę. Pierwsza reakcja przyjaciółki była podobna do mojej: szok. Po przemyśleniu stwierdziła, że nie powinno nas to dziwić, bo Asher od początku zachowywał się podejrzanie. Błędnie odbierałyśmy jego aroganckie i wręcz chamskie zachowanie jako troskę o brata, bo obawiał się, że jestem z Jamesem jedynie dla kasy. Częściowo naprawdę tak myślał na początku. Dopiero teraz na jaw wyszedł drugi powód jego wrednego podejścia do mnie. Asher miał do mnie żal za to, że postanowiłam o nim zapomnieć i wolałam być z jego starszym bratem. Chryste... Gdyby nie to jedno wielkie nieporozumienie możliwe, że nasze życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.