‒ Kochanie?
Mrugam, wytrącona z odmętu własnych myśli. Spoglądam pytająco na Jamesa, który czeka aż zwrócę na niego uwagę.
‒ Jaka kawa dla ciebie?
Ponad nim dostrzegam kelnera, który uśmiecha się do nas uprzejmie. Nadeszła pora deseru i obsługa, oprócz ciasta, podaje wszystkim gościom również kawę albo alkohol, w zależności kto, co chce.
Proszę kelnera o moje ulubione latte macchiato z syropem klonowym, na szczęście mają je w menu. Kiedy mężczyzna odchodzi rozglądam się dookoła. Totalnie odleciałam myślami w czasie trwania giełdy charytatywnej, podczas której licytowane były obrazy, rzeźby i inne dzieła sztuki, a także bony na różne atrakcje lub wycieczki warte kilka tysięcy dolarów. Mnie niestety i tak nie stać na kupno czegokolwiek za takie kwoty, więc nie brałam aktywnego udziału, ale James z Asherem wygrali już po jednej lub dwóch aukcjach.
‒ A teraz atrakcja, która spodoba się na pewno miłośnikom ciepłych i pięknych miejsc ‒ informuje mężczyzna, który prowadzi licytację. ‒ Weekend na Florydzie w wybranym terminie. W rezydencji z prywatną plażą, polem golfowym, kinem domowym, basenem i sauną.
‒ Ooo, na Florydzie? ‒ reaguję z zaciekawieniem. ‒ Zawsze chciałam tam jechać.
Przysłuchuję się mężczyźnie, który dalej opisuje zalety rezydencji. Po chwili rozpoczyna aukcję i podaje cenę startową.
‒ Dla ciebie wszystko, myszko ‒ zwraca się do mnie James, po czym unosi dłoń. ‒ Pięć tysięcy.
Otwieram szerzej oczy i obdarzam mojego chłopaka zaszokowanym spojrzeniem. Ale mi nie o to chodziło.
‒ James, to nie była żadna sugestia ‒ tłumaczę się w pośpiechu, bo robi mi się głupio. ‒ Nie musiałeś tego robić.
Mężczyzna muska delikatnie dłonią mój policzek.
‒ Mówiłem ci, chcę spełnić wszystkie twoje marzenia. Nie powstrzymasz mnie przed tym.
Serce drży mi w piersi na to wyznanie. Wymiękam pod wpływem pełnego ciepła i miłości spojrzenia mojego chłopaka i po raz pierwszy przestaję się sprzeciwiać. Zamiast to uśmiecham się do niego rozczulona.
Za moimi plecami rozlega się niski głos:
‒ Siedem tysięcy. ‒ To Asher, który właśnie przebija kwotę Jamesa.
Odwracam się w jego stronę, będąc w jeszcze większym szoku, niż przed chwilą i zauważam, że mężczyzna patrzy na starszego brata z ironicznym uśmieszkiem.
‒ Ups... Pokrzyżowałem wam plany, braciszku?
‒ Jeszcze nie ‒ ripostuje James i po raz drugi unosi dłoń. ‒ Dziesięć!
Uśmiech Ashera staje się złośliwy, przez co wiem, że tak łatwo nie odpuści.
‒ Piętnaście.
‒ Musiałeś, co? ‒ cedzi do niego James, ale on też jest rozbawiony tą sytuacją.
‒ Co tam mruczysz?
Obaj bracia licytują się na zmianę, za to ja jestem coraz bardziej przerażona kwotami, którymi tak swobodnie rzucają. Wymieniam się nawet spojrzeniami z Vivian, mimo mojej antypatii do tej kobiety.
‒ Odpuścisz wreszcie? ‒ śmieje się do brata James. ‒ Skoro tak ci zależy na wakacjach z Vivian to jedźcie, ale w inne miejsce. Aria chce zobaczyć Florydę.
‒ Okej, odpuszczę ‒ oznajmia z rozbawieniem Ash, od razu jednak wiadomo, że pod jakimś warunkiem, bo mruży oczy w geście wyzwania. ‒ Ale jedziemy na ten wyjazd razem.