Rozdział 3

127 8 6
                                    

Kyle POV

Stan zapiął Spark'yemu obroże oraz smycz, po czym i tak wziął go na ręce by bezpiecznie zejść po schodach i wyminąć wszystkie pudła jakie znajdowały się na parterze. Zamknął dom i poszliśmy na spacer po South Parku, jak za cudownych dawnych czasów. Co chwile wskazywalismy różne miejsca wspominając co tam się wydarzyło. Pamiętne boisko do koszykówki, plac zabaw i nasza podstawówka. Wszystko to przywolywalo mnóstwo wydarzeń z przeszłości, które pamiętałem tak dobrze jakby były one wczoraj. Sparky też wydawał się rozpoznawać miasteczko, bo szarpał za smycz merdając ogonem i wąchając różnorakie przedmioty. Stan w niektórych momentach o mało się nie wywracał. Potem postanowiliśmy zostawić pupila w domu chłopaka, by pójść odwiedzić Kenny'ego. Taka mała niespodzianka. Gdy wróciliśmy spowrotem, jego rodzice zajmowali się rozpakowywaniem tych wszystkich kartonowych pudeł.
-Stan, swoje kartony masz w pokoju. I jeszcze to. - mama Stana podała mu stertę papierów. Ten podziękował i poszliśmy na górę po schodach. Odłożył papiery na biurko, a gdy odpinał wszystko to Spark'yemu, przejrzałem się im. Jakieś nuty i cyfry na sześciu liniach, zgaduje że do jego piosenek. Nad wszystkim tym widniały wyraźne tytuły.
"I'm in love with my childhood friend"
Ciekawie. Domyślam się, iż chodziło o Wendy. Dalej się w niej kochał, pomimo tego że tyle razy go rzuciła? Nie wiem, czy to urocze czy bardziej smutne. Nie miałem czasu przyjrzeć się tytułom innych jego utworów, bo kartki zostały mi wyrwane z rąk. Ah, no tak. Przecież nawet nie spytałem się o zgodę na przeczytanie ich. Stan włożył je do szafki z ciuchami, niczym kiedyś naszą wspólną książkę pisaną wraz z Kenny'm i spaślakiem. Wyszliśmy spowrotem na dwór, i powolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę domu naszego przyjaciela. Znaczy, bardziej mojego. Stana tutaj długo nie było. Było ono trochę dalej niż nasze domy, które ze sobą sasiadowaly. Obok naszych domów był jeszcze dom Erica. A Kenny mieszkał w domu, który pomału się walił. Jego rodzina od zawsze była znana z tego, że byli najbiedniejsi w mieście. Jego ojciec i matka byli alkoholikami, cpunami i cholera wie czym jeszcze. To Kenny zawsze musiał opiekować się swoim rodzeństwem, czyli młodszą siostra i starszym bratem. Zawsze starał się ich chronić, a szczególnie Karen, bo tak brzmiało imię jego siostry. Pamiętam gdy jakiś czas temu opowiadał mi, że w dzieciństwie gdy bawiliśmy się w bohaterów a on był "mysterionem", w dzień gdy zabrali go, Karen i Kevina od ich rodziców do jakiejś dziwnej rodziny, w nowej szkole skopał tyłek jakiejś babce która dokuczala jego siostrze. Szczerze? Podziwiałem go. Ja również dbalem o Ike'a, nie licząc wczesnego dzieciństwa gdy bawiliśmy się w " kopnij bobasa".. Ale to zupełnie inny temat. Zastanawiało mnie, czy Stan również pamiętał nasze zabawy w bohaterów? Na razie starałem się zadawać mało pytań, ale co miałem poradzić na to że roiło się ich coraz więcej i więcej? Po parunastu minutach staliśmy już pod wpół rozpadnietymi drzwiami domu naszego przyjaciela. Zapukalem w nie pare razy. Otworzył nam ojciec blondyna, zapraszając nas do środka. Chyba nawet nei zauważył tego, że Stan od dawna tu nie mieszkał i że znów powrocil. Odmówiłem mu grzecznie i poprosiłem o zawołanie mojego przyjaciela. Jego ojciec z ogromną łachą zamknął drzwi, a po chwili wyłonił się zza nich Kenny. Gdy zobaczył Stana o mało mu szczeka na beton nie opadła. Po chwili oprzytomnial i podał mu rękę.
-No stary! Gdzie cię wywiało przez te wszystkie lata? - uśmiechnął się do niego, a brunet odwzajemnił ten gest. Dobrze było wiedzieć, że również nie ma pretensji o jego zanikniecie, a bardziej jest szczęśliwy z tego że może go ponownie ujrzeć. Zaproponowałem im obojgu wypad na jakieś tanie żarcie, na co oni się zgodzili. Chcieliśmy wspólnie powspominać nasze dziecięce wybryki. Idąc przez miasteczko śmialiśmy się i co chwile klepalismy po ramieniu. Jakoś nie mieliśmy ochoty na razie iść po spaślaka, stwierdziliśmy że mniej przyjemne rzeczy odlozymy sobie na później, by obecnie nacieszyć się wspólną chwila, we trójkę.
-Hej Kenny, w końcu zrezygnowałeś ze swojego kaptura zakrywajacego pół twarzy? - zauważył Stan, delikatnie się z tego nabijając.
-Taa, doszedłem do wniosku ze pokazując włosy będę wyrywać więcej lasek.. I nie tylko. - dodał memicznie podgryzając dolna wargę i trzymając swój podbródek. Po chwili wszyscy wybuchnelismy z tego śmiechem. Tak już było, zawsze śmialiśmy się nawet z najmniej smiesznych rzeczy które mogły tylko zaistnieć. Takie już mieliśmy poczucie humoru. Jak mawiają, niektóre rzeczy się nie zmieniają, po prostu pozostają takie same. Myślę, że nawet po tylu latach, nasza przyjaźń mogła przetrwać. Może nie najlepiej, ale mogła. Wszystko na to wskazuje, co nie?

Sory za krótki rozdział, jutro postaram się napisać więcej.

A concert of our feelings - styleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz