Rozdział 3

7 0 0
                                    

Obudziły mnie rażące zza okna promienie słońca, które wskazywały na ciepły dzień. Dochodziła godzina 8:30. Miałam jeszcze trochę czasu do wyjścia, na zakończenie roku. Było to jedno z najważniejszych zakończeń szkoły w moim życiu, bo to oznaczało koniec liceum. Nie, że się nie cieszyłam, bo będę zależna sama od siebie.. Ale nie też, że się nie smuciłam, bo idę w dorosłość. Zaczęłam szukać białej koszuli, i jeansów. W końcu nie znalazłam nic oprócz białej za dużej koszuli od mojego taty i zwykłych szortów. Ubrałam się szybko i zeszłam na śniadanie. W lodówce nie roiło się od jedzenia, więc dzisiaj skorzystałam z zamrażarki. Po otwarciu dolnej części lodówki, chwyciłam worek z chlebem. Wyjęłam pieczywo i odłożyłam je na talerz, wkładając go do mikrofalówki. Rodziców nie było w domu, więc rozłożyłam się na kanapie i zaczęłam przeglądać Tik Toka i inne Sociale. Chwilę potem usłyszałam dźwięk dobiegający z kuchni, więc zeskoczyłam z kanapy i ruszyłam po jedzenie. Z lodówki wyjęłam serek do smarowania i nóż. Posmarowałam szybko bochenki chleba, i usiadłam przy stole. Nie śpieszyło mi się, dlatego jadłam powoli i delektowałam się każdym kęsem. Taka forma śniadania nie była zbyt pożywna, ale mi wystarczyło. Zjadłam pieczywo, i szybkim ruchem ręki zgarnęłam do śmietnika okruchy z talerza. Włączyłam komórkę. 9:21. W podskokach pobiegłam do łazienki, i zaczęłam myć zęby. Dokładnie umyłam wszystkie zęby, i zrobiłam poranną toaletę. Włosy związałam w kok, a na głowę założyłam okulary (żeby wyglądać mądrze). Wychodziłam już z domu trzymając klucze z mieszkania i telefon. Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam po rower. Po chwili już byłam w drodze do szkoły. Mijałam kilka uczniów, jadących na rowerze do tego miejsca. Zazwyczaj widziałam jak jechali autem, ale dzisiaj było przyjemnie, więc nie dziwię się czemu wybrali ten rodzaj transportu. Zajechałam pod szkołę, w której było już dużo nauczycieli, jak i dużo uczniów. Odłożyłam rower i weszłam do budynku, szukając Josephine. W końcu w tłumie uczniów ujrzałam znaną już mi twarz i podbiegłam do niej.                                                                - Cześć - przywitałam się zerkając na jej ubiór. Miała na sobie piękną, elegancką czarną sukienkę z ozdobą w pasie. Pasowała do każdej stylizacji, i pewnie kosztowała fortunę.                                        -Hej - odpowiedziała uśmiechając się do mnie. - czemu nie założyłaś żadnej sukienki?                      - Dobrze wiesz, że nie wyglądam w nich ładnie, a poza tym nie mam żadnej.                                          -  Ładnemu w wszystkim ładnie - powiedziała odwracając się do mnie plecami, i ciągnąc mnie za rękę - a teraz chodź, bo spóźnimy się na apel.

***********************************************************************************************Po powrocie do domu, przebrałam się i rozpuściłam włosy. Napisałam mamie SMS, że wychodzę do babci. Nie miałam ochoty spotykać jej sąsiadów, i wdawać się w niezręczne rozmowy. Niestety obiecałam jej moje przyjście. Miałam jeszcze dużo czasu, więc zdecydowałam się przejść na piechotę. Lubiłam spacerować, podobnie jak moja babcia. Kilka kilometrów nie robiło dla mnie wielkiego wrażenia. Uwielbiałam oglądać okolice mojego miejsca zamieszkania i poznawać nowe informacje na ten temat. Zauważyłam znajomy dom dziadków, więc przyśpieszyłam kroku. Na podjeździe bliźniaka, stał zaparkowany szary mercedes. Stwierdziłam, że Harry musiał nim jeździć. Zapukałam lekko w drzwi, i weszłam. Zdejmując buty, złapałam szybki  kontakt wzrokowy z Panią Evans. Była drobną staruszką, która wyglądała jakby mogła w każdym momencie zasnąć już na zawsze. Obok niej siedział jej mąż. Pan Evans. Był dobrze zbudowanym, starym mężczyzną, który wyglądał 20 lat młodziej od swojej żony. Naprzeciwko siedziała babcia, a obok Harry. Chłopak był bardzo wysoki. Miał brązowe roztrzepane włosy i świecące niebieskie tęczówki. Jego mięśnie wychodziły spod czarnej koszulki na ramiączkach. Na żywo robił na mnie jeszcze większe wrażenie.                                                                                                   - Cześć, piękna dziewczyno - chłopak spojrzał na mnie. Przesłyszałam się? Nie wierzyłam w to co usłyszałam. Czułam jakby głowa mi miała pęknąć.                                                                                              -  Hhh..eej... - wydukałam patrząc obłąkanym wzrokiem na babcię. Wyglądała na również zmieszaną jak ja.                                                                                                                                                                    - Luz, żartowałem - powiedział uśmiechając się, a po chwili wyciągnął rękę w moją stronę - Harry.                                                                                                                                                                          Wzięłam głęboki wdech i spokojny wydech. Już nienawidziłam tego Harrego. Był jakimś pojebem, że postawił mnie w takiej krępującej sytuacji. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem, który miał wyglądać jak bym zrozumiała żart, chociaż pewnie wyszedł zamiast tego śmieszny grymas. Nie minęła chwila a ja  zdecydowałam się odwzajemnić uścisk chłopaka.                                                       - Luna - mruknęłam cicho. Chciałam wyjść na pewną siebie dziewczynę, ale jego przywitanie wszystko zniszczyło. Mówił tak pewnie do każdej laski, żeby ją poderwać. Harry usiadł na swoim wcześniej zajętym miejscu, dlatego także usiadłam na wolnym siedzisku. Tym razem atmosfera nie była cudowna, na szczęście z pomocą przyszli dorośli, i zaczęli powoli rozmawiać o swoich sprawach. Wzrok miałam wbity w szarlotkę upieczoną przez moją babcię, ale przy każdej możliwej okazji patrzyłam się na Harrego. Wyglądał jak typowy najpopularniejszy i najprzystojniejszy chłopak w szkole. Z wyglądu był nawet ładny, ale czułam, że jest hujem.                                              - Może, żeby wam nie przeszkadzać, pójdę razem z Luną się przejść? - wtrącił się chłopak, w zdanie pana Evansa.                                                                                                                                                              - Świetny pomysł! - krzyknęła radośnie babcia - Luna pokażę ci wszystkie nowe obiekty, które wybudowali podczas twojej nieobecności. Hujowy pomysł- pomyślałam. Zamiast powiedzieć swoją prawdziwą reakcję, uśmiechnęłam się lekko, patrząc na Harrego. Chłopak patrzył to na mnie to na babcie, aż wreszcie coś powiedział. -To chodźmy!

Nie minęła chwila a już stałam ubrana na dworze, czekając aż sąsiad założy swoje czarne Converse. Gdy wyszedł, zaczęłam myśleć gdzie byśmy mogli pójść, nagle przypomniało mi się moje ulubione miejsce. Czyli ruiny starego domu. Spalił się około 2 lata temu, a rodzina która w nim mieszkała wyprowadziła się z niego prawie odrazu po wypadku. Lubiłam tam chodzić, z względu na ciszę i spokój. Nikt tam nie przychodził, bo mówiono, że w nich straszą duchy właścicielów. Szliśmy chwilę w ciszy, w końcu wiedziałam, że chłopaki nic nie powie i to ja będę musiała do niego coś powiedzieć. - Zostajesz na długo?- spytałam nieśmiało. - Na kilka lat.- odpowiedział szybko - Zależy- dodał. Byłam ciekawa skąd nagle pojawiła się u niego taka decyzja, ale nie chciałam wyjść na wścibską. - Gdzie my wogule idziemy?- zapytał, patrząc na mnie z uśmiechem. - W moje ulubione miejsce - odpowiedziałam szczerząc zęby. Szliśmy chwilę w ciszy, ale ta cisza była tak komfortowa, że miałam wrażenie jakbyśmy znali się od lat. Po kilku minutach, byliśmy na miejscu. - To jest to twoje ulubione miejsce? - spytał wskazując głową na opuszczony dom- Jakieś ruiny? - Yyy... tak- odpowiedziałam cicho, mając nadzieję, że zaraz zacznie mówić o swoich komfortowych miejscach. Niestety tak się nie stało. Zdecydowałam wejść do wskazanego domu, i popatrzeć na otaczający nas las. Ruiny z każdej strony otaczały drzewa. Wchodząc po schodach które prowadziły na dach, odwróciłam się patrząc czy chłopak idzie za mną. Szedł. Błagałam sama siebie żebym się nagle nie wywaliła. Gdy doszłam na dach usiadłam na krawędzi i popatrzyłam się w niebo. Dochodziła  13:00 więc, zaczynało się robić coraz cieplej. Po chwili Harry dosiadł się do mnie.                                                                      - Przepraszam za moje zachowanie, nie bardzo wiem jak zachowywać się przy nowo poznanych osobach- przeprosił patrząc mi w oczy chłopak. Popatrzyłam na niego, a wzrok od razu przeniósł się na jego piękne brązowe oczy. Były cudowne.                       Żeby nie było dziwnie szybko odwróciłam od niego wzrok.
- Spoko, nic się nie stało - odpowiedziałam patrząc się na las.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, gdy Harry zaczął wypytywać o moje miedia społecznościowe. Podałam mu też swój numer telefonu i umówiliśmy się jutro w tym samym miejscu. Wstałam z miejsca mówiąc, że już będę się zbierać. Chłopak szybko wstał idąc za mną. Zeszliśmy z schodów i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Szliśmy koło siebie do momentu gdy zatrzymałam się na drodze prowadzącą do wyjścia z lasu.
- Patrz Jeż! - rzuciłam bezmyślnie do sąsiada.
- Wow - powiedział oschle chłopak po czym ruszył dalej - nie trać czasu , chodź. Podbiegłam do Harrego mówiąc, że jestem trochę jak jeż. Jestem słodka i kochana, ale czasem mogę kogoś skaleczyć moimi kolcami. Chłopak zaśmiał się na moje słowa i przyciągnął mnie do siebie.
- Chodz tu mój Jeżyku.
Jeżyku
Jeżyku
Jeżyku.

Pierwszy Dzień LataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz