- Valery! – Po rezydencji rozniósł się krzyk przesiąknięty gniewem.
Richard zakłócił swym szorstkim głosem idealną ciszę, jaką delektowała się Clementine z swoją córką późnym wieczorem.
Dziewczyna podniosła wzrok znad czytanej lektury. Napotykając pełne współczucia spojrzenie matki. Kobieta siedziała po jej prawej stronie, w skurzanym fotelu. Z kieliszkiem w dłoni wypełnionym czerwonym winem i stertą różnych papierów rozsypanych przed nią na stole.
Uśmiechnęła się delikatnie akceptując fakt, iż poranna rozmowa mamy z ojcem nie przebiegła zgodnie z planem.
Valery wiedziała, że jej późniejsza decyzja dodatkowo wyprowadziła Richarda z równowagi. Po paru tygodniach zwlekanie, postanowiła zakończyć związek ze swoim chłopakiem, w który wpakował ją własny ją Pan Regan.
Valerie wstała odkładając książkę na drewniany stolik przed brązową kanapą z skóry. Zahaczając na moment wzrokiem o kieliszek wypełniony szkarłatną cieczą, który napełniła chwilę temu.
Owijając swoje szczupłe ciało białym kocem przeszła przez duży hol, minęła przestronną kuchnie skąpaną w mroku i ruszyła korytarzem w prawo. Na jego końcu wyły widać światło uciekające z gabinetu Richarda Regana.
Nie pukając weszła do środka, od razu słysząc głos ojca. Pełen oburzenia i pogardy:
- Młoda damo wytłumacz mi proszę jedną ważną rzecz. – Mężczyzna westchną i nachylił się nad dębowym blatem masywnego biurka, splatając ze sobą palce. – Czemu właśnie dostałem telefon od Gabriela z informacją, że odmówiłaś dalszego spotykania się z jego synem. Twierdził, że zerwaliście.
- Ja zerwałam. – Wyjaśniła z dumnie uniesioną głową. – Dalsze spotykanie się nie miało sensu. – Oświadczyła nie tracąc pewności siebie.
Valery była niezwykle opanowana jak na kobietę w tak młodym wieku. Nawet stojąc przed potworem, który nie dawał jej spokoju.
Nigdy nie pozwoliła ojcu poczuć smaku wygranej po kłótni, czy po jego obraźliwych ukąszeniach w stronę jej albo Clementine.
- Chyba nie rozumiesz w jakim świetle to mnie stawia. Kto przejmie mój majątek, gdy opuszczę ten jakże piękny świat. – Sarkazm aż wylewał się wodospadem z ust mężczyzny. – Chyba nie sądzisz, że oddam to tobie? Córce. – Dokończył z obrzuceniem.
- Co w tym złego ojcze? – Skrzyżowała ręce na piersi. Pilnują, aby chłód nie wdarł się pod miękki materiał koca, który osłaniał jej ciało.
- Kobieta nie może zarzucać majątkiem. – Spojrzał na nią jak na dziecko, które zadaje niedorzeczne i głupie pytanie. – Wy panienki jesteście jak dodatek do zestawu McDonalds. – Zmierzył brunetkę od góry do dołu. – W takim wydatku jestem zmuszony sam zając się tą sprawą. Twoje zerwanie jest nieaktualne.
- Nie możesz. – Zaprotestowała. – Nic mnie nie łączy z synem Gabriela...
- Dla ciebie Pana Gabriela. – Przerwał jej. – Jeżeli jesteś na tyle nie posłuszna, że muszę mieć cię na oku, abyś podejmowała słuszne decyzję zrobię wszystko, aby tak było. – Kącik jego ust uniósł się w szyderczym uśmiechu.
Valery przez lata mieszkania pod jednym dachem z Richardem nauczyła się panować nad emocjami do perfekcji. A może w ogóle już ich nie miała?
Skinęła, w wyrazie akceptacji.
Nie ukrywała jednak niechęci, czy obrzydzenia względem sytuacji w jakiej stawiał ją ojciec dla zdobycia własnych celów.
Spojrzała w jego piwne oczy. Wiedziała, że to pewnego rodzaju wyzwanie, z którym musi sobie poradzić.
