4

139 13 1
                                    

- Ej,skarbie wiesz jesteś najlepsza z tych wszystkich ciołków .Grasz doskonale . Mogę cię przyjąć do drużyny
- Napra...
- Pod jednym warunkiem. - na jego twarz wkrada się łobuzerski uśmiech . - Umówisz się ze mną.

 - Ale ... 

 - Będę po ciebie po 20 . Załóż sukienkę - puszcza mi oko po czym wychodzi.

Co to do jasnej cholery miało znaczyć ?! Skąd on wie , że jestem dziewczyną ?! Mam nadzieję , że nikomu o tym nie powie . Ale najważniejsze jest to , że będę w drużynie . Nareszcie przyszedł czas by pokazać , że nasze miasteczko na coś stać . Szykujcie się ludzie . Wchodzę na boisko . Znaczy Josh Connors wchodzi.

****

- Jo !

- No co ? Będę w drużynie - mówię gdy próbuje odkopać sukienkę z szafy .

- A jeśli będzie chciał więcej , jeśli zacznie cię szantażować ? Wtedy znowu będzie "Alive pomóż mi."

- O mnie się nie martw . - znajduje sukienkę i zmierzam w kierunku łazienki .

- Ale tak naprawdę go nie znamy.

- Mam to gdzieś - wchodzę do łazienki .

Przecież nie każdy facet jest taki . No dobra może każdy jest taki sam , ale niby czemu miałby mnie szantażować ? Trzeba ufać ludziom.

Ubieram sukienkę , której nie miałam na sobie długo .Układam włosy po czym robię makijaż. Dzięki , któremu wyglądam o niebo lepiej. Wychodzę z łazienki .

- Nieźle się wystroiłaś.

- Daj spokój,Al. - próbuje znaleźć buty pasujące do mojej kreacji . 

- Jo ! Ja się o ciebie boję ! 

- Jak na razie to nie masz czego . Jestem tu cała i zdrowa i taka też wrócę.

- Ale... 

- Al,błagam uspokój się . - kładę dłoń na jej ramieniu. - Wszystko będzie dobrze. Będę strzelać dla nas gole i spełnię swoje marzenia. - uśmiecham się. 

- Oh... no dobrze. Obyś miała rację. - psikam się moją ukochaną mieszanką owoców belladony i pomarańczy . 

- Idę już - całuje ją w policzek i wychodzę. Louis'a jeszcze nie ma .Po chwili, jednak nadjeżdża.Wychodzi z auta . 

- Johanna ? 

- Hej - uśmiecham się.

Chłopak patrzy na mnie bez słowa . 

- Too jedziemy ?

- Tak . - otwiera mi drzwi. Wsiadając mogę poczuć zapach z dzieciństwa . Gdy wsiada od razu pytam;

- Louis ? - przekręca kluczyk . 

- Tak ? 

- Tak właściwie to po co się teraz spotykamy? 

- Bo ogromnie mi się podobasz - spoglądam na niego,a on posyła mi uśmiech .

- Ale my się praktycznie nie znamy.

- Nie skarbie to ty nie znasz mnie. Myślałaś,że cię nie poznam ? Jesteś na każdym meczu i nam kibicujesz . Zawsze cię widzę . 

- Tak , to prawda. 

- Obserwowałem cię przez dłuższy czas i spodobałaś mi się. A gdy przyszłaś na trening od razu cię poznałem . 

- Jak ?
- Bo twoje usta są nie powtarzalne. Mam na ciebie wielką ochotę .- jest taki jak każdy jebany facet . No niech to szlag! - Ale nie bój się , poczekam .

- Yhyym . - zatrzymujemy się ,po czym chodzimy do środka.

- Rezerwacja na nazwisko Tomlinson.

-  Bardzo proszę . - jedziemy windą . 

Kątem oka widzę jak patrzy na mnie z góry do dołu. W końcu winda się zatrzymuje.
- Na pewno ci się spodoba - wchodzimy na ogromny taras z którego widać Doncaster i jego okolice. Słońce prawie zachodzi. 

- Gdzie chcesz usiąść ? 

- Może być ... tam . - wskazuje na stolik przy barierce. Siadamy przy nim. Dostajemy butelkę wina .
Dosyć miło spędzamy czas rozmawiając o niczym innym jak o piłce . 

- Chodź - wciąga mnie do pokoju. 

- Co ty... - wpija się w moje usta.Powoli kładzie mnie na łóżko . Moje ręce lądują na jego karku. Zaraz co ja w ogóle robię?!

- Louis ... Louis przestań! - odpycham go . 

- O co chodzi ?

 - O to, że się pośpieszyłeś. Powiedziałeś,że poczekasz.Poza tym nie będę się pieprzyła z pierwszym lepszym! - biorę swoją torebkę i kieruje się do drzwi.

- Widzimy się jutro.- mówi oschle . 

Wychodzę. Kurwa wszystko spieprzył.Ja...Oboje spieprzyliśmy. 

Existence➳l.t.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz