Ch.5 - Trzy razy dziennie to dużo!

111 23 8
                                    

23

Bai Chuan wniósł Liu Qi na dach i przykucnął. "Podejdź, pozwól, że cię zaniosę."

Posłusznie Liu Qi oparł się o plecy Bai Chuana.

W mgnieniu oka sylwetka Bai Chuana gwałtownie urosła, podczas gdy Liu Qi miał wrażenie, jakby tylko podniósł się z ich pierwotnego miejsca o kilkanaście stóp. Kiedy ponownie opuścił głowę, znajoma wioska była już całkowicie zakryta pod nimi, stając się maleńką, ale wyszukaną, jak przepiękna miniatura. Przyglądając się bliżej smoczej formie Bai Chuana, okazało się, że stał się on niewiarygodnie ogromny. Jego smocze łuski były srebrzysto białe jak śnieg, a każdy ich kawałek twardy jak stal i lśniąco gładki. Światło księżyca odbijało się od krawędzi ostrych łusek, dając zimne światło.

Jakby to była wyjątkowo piękna, ale szalona scena, Bai Chuan niósł Liu Qi na plecach i wystrzelił w niebo jak błyskawica, przebijając się przez płynącą wieczorną mgłę.

Właśnie wtedy Bai Chuan zawołał, dźwięk emitowany przez jego smoczą formę wciąż był tak lekki i poruszający się jak wcześniej. "Xiao Qi?"

Liu Qi odzyskał zmysły ze stanu oszołomienia i pośpiesznie odpowiedział. "Tutaj."

"Żałowałem tego w momencie, gdy zacząłem latać, boję się, że spadniesz." Bai Chuan westchnął z ulgą.

Liu Qi: ...

"Ale latanie ponad chmurami, by oglądać księżyc sprawia, że jest piękniej. Poza tobą, na pewno nie ma nikogo innego, kto widziałby to wcześniej." Zauważył Bai Chuan.

Liu Qi zacisnął uścisk na smoczym rogu, a jego serce gwałtownie przyspieszyło. "Zgadza się. Poza mną wątpię, by ktokolwiek wcześniej dosiadał smoka."

"Oczywiście! Poza tobą, kto odważyłby się mnie dosiadać? Wykonam salto i zejdę na ziemię." Odpowiedział z dumą Bai Chuan.

Liu Qi roześmiała się i pogłaskała łuski Bai Chuana.

W tym momencie rozległ się niezwykle głośny, dudniący dźwięk, drżący do tego stopnia, że Liu Qi prawie nie mógł utrzymać smoczego rogu.

"Grzmot? Czy będzie padać?" Liu Qi spanikował.

Bai Chuan milczał przez chwilę. "To mój żołądek burczy."

Liu Qi zaakceptował porażkę....

Bai Chuan rozpaczał. "Spójrz na księżyc, wygląda jak ciastko. Ciekawe czym jest nadziewany?"

Liu Qi został sprowokowany do śmiechu przez jego głupotę. "Dlaczego księżyc miałby mieć jakieś nadzienie? Czy te twoje oczy patrzą na to wszystko i myślą tylko o tym, żeby to zjeść?"

"Żono, leciałem dopóki nie zgłodniałem." Bai Chuan zachowywał się kokieteryjnie.

Liu Qi po raz kolejny nie wiedział, czy się śmiać, czy płakać i po prostu postanowił się poddać. "W porządku, chodźmy na dół i zjedzmy dobre jedzenie."

---

24

Bai Chuan zabrał Liu Qi w stronę ziemi. Kiedy byli już blisko, Bai Chuan przemienił się z powrotem w swoją ludzką postać i wylądował z gracją, niosąc Liu Qi w ramionach.

Wieczorna bryza była spokojna i delikatna.

Bai Chuan zachowywał się jak dziecko czekające na pochwałę, pytając Liu Qi z zachwytem. "Jak było? Podobało ci się?"

Liu Qi kiwnął głową i szczerze powiedział. "Podobało mi się."

Wyraz twarzy Bai Chuana natychmiast zmienił się w taki, jakby chciał się popisać, a ogon zapragnął urosnąć i wzbić się w niebiosa. "Jeśli w przyszłości nie będę miał nic do roboty, zabiorę cię na lot."

The Right Way to Offer a Sacrifice to the River God // Tłumaczenie NovelkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz