Got lost in your eyes

116 10 20
                                    

One shot autorstwa -beeshop-

One shot autorstwa -beeshop-

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Frank nienawidził świąt.

Kojarzyły mu się tylko ze śmiercią matki i opuszczeniem domu babci. Hazel co roku próbowała wyciągać go na pieczenie pierników, kupowanie prezentów czy nawet picie zimowej herbaty, ale on zawsze grzecznie odmawiał.

To nie tak, że on tego nie doceniał. To był uroczy gest i było mu miło, że ktoś tak się dla niego stara, ale chłopak po prostu nie chciał zaakceptować świąt. Więc teraz zamiast chodzić po jarmarku z przyjaciółką, krzątał się po kuchni i szukał sobie zajęcia. Jego ambitny plan nierobienia niczego przerwało głośne pukanie do drzwi, a Frank w duchu modlił się, żeby były to dzieci ze spóźnionym kalendarzem, które przyszły po cukierki na Halloween.

Czy miał dosyć, kiedy w drzwiach zobaczył Leo? Nie przyznałby się do tego, ale całkiem ucieszył się, że to on. Jego czerwona czapka ze Spider-manem była cała w śniegu, tak jak jego rękawiczki i tył spodni. Mie było w tym oczywiście nic złego, oprócz tego, że ta podłoga dopiero co była myta.

— Idziemy na łyżwy — rzucił wparowując do mieszkania. Zhang już otworzył usta, żeby zaprzeczyć, ale on był szybszy — Nie ma, że nie, idziemy i kropka.

— Leo, proszę cię. Nie bądźmy dziećmi — Valdez przewrócił oczami i rzucił na niego kurtkę.

— Przepraszam, ale ja bardzo chętnie będę dzieckiem. I jako dziecko mówię, że idziemy na łyżwy. Dorośli chyba często słuchają dzieci — wzruszył ramionami — Jose i Emmie słuchają Georginy zazwyczaj — oparł się o szafkę w holu i czekał.

Patrzył na niego cały czas, a Frank mógłby przyrzec, że ani razu nie spuścił wzroku. Jego oczy jakby wwiercały się w duszę chłopaka, rozpuszczając jego serce i mając wyraz tak błagający, że wyglądał jakby miał zaraz zacząć płonąć (co w jego przypadku zawsze mogło się zdarzyć). Nie chciał temu ulec. To były tylko oczy. Zwykłe, brązowe oczy w odcieniu gorącej czekolady, którą jego babcia zawsze robiła w zimowe wieczory. Kojarzyły mu się z tą dobrą stroną domu. Z ciepłem, radością i komfortem. Kojarzyły mu się z miłością, i to tak bardzo, że mógłby się w nich utopić, a potem podziękować za tę łaskę. Oczy tak bardzo pospolite, że aż niezwykłe. Oczy, które były domem dla jego serca, domem, którego nigdy nie chciał opuszczać. Te zwykłe brązowe oczy, tego zwykłego chłopaka, którego tak bardzo kochał.

— Okej, w porządku. Możemy iść — Leo uśmiechnął się na te słowa.

— To świetnie. Poczekam na dworze — wytrzepał jeszcze buty o jego dywan, jakby zaraz nie miał z powrotem wychodzić na zewnątrz i wyszedł, a Frank szybko ubrał się i pobiegł za nim. Po drodze zdążył jeszcze dogonić chłopaka i nie spaść ze schodów, co i tak już uważał za sukces.

— Jest tak okropnie zimno, kto normalny wychodzi w taką pogodę? — zastanawiał się, wciągając rękawiczki.

— Ja wychodzę. Z tobą —odpowiedział mu tak po prostu. Ale ta odpowiedzieć była taka... niezwykła. Brzmiała miło, wręcz jak koc dla niego.

Multifandomowy Kalendarz Adwentowy 2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz