Misja Świąteczny Sweter

48 5 2
                                    

one shot autorstwa tostosteron

Albertowi przynosiło trudność odnalezienie się w nowej-starej codzienności, która czymś przypominała jego życie sprzed trzech lat, ale która była tak zupełnie inna, niż ta, którą zapamiętał

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Albertowi przynosiło trudność odnalezienie się w nowej-starej codzienności, która czymś przypominała jego życie sprzed trzech lat, ale która była tak zupełnie inna, niż ta, którą zapamiętał. Lepszy świat, jaki stworzyli, działał na zupełnie nowych warunkach, a on chciał przecież tej przemiany. Nie oznaczało to jednak, że zmiana nawyków była dla niego łatwa.

Jedną z najtrudniejszych rzeczy w czasach odosobnienia, było przetrwanie okresu świątecznego, który miał być rodzinny, spędzony w gronie przyjaciół, a jednak najcieplejszą rzeczą, jaką dostawał, były życzenia zapisywane przez Mycrofta w listach. Spędził trzy Boże Narodzenia, mogąc tylko mieć nadzieję, że z jego bliskimi wszystko jest dobrze, że mieli cudowne święta bez niego, mimo że wcale nie wierzył, że mogło tak być.

Pamiętał przejmujące go przerażenie, gdy uświadamiał sobie, że William, jego ukochany brat nie żyje, że już nie będzie mógł nigdy zobaczyć jego uśmiechu, gdy będzie rozpakowywał prezent od niego, że już nigdy nie usłyszy jego wdzięcznego głosu, już nigdy nie będzie mógł zapewnić, jak bardzo go kocha.

Gdy Mycroft nie wspominał w listach o Louisie, Alberta również ściskało serce i zaczynały nachodzić myśli, jakich wcale nie chciał mieć. Co, jeśli złe imię rodu Moriartych, mogło wyrządzać cierpienie jego najmłodszemu bratu? Co, jeśli ktoś go skrzywdził? Co, jeśli cudowny świat, jaki wraz z Williamem przekazali w jego ręce, stał się dla niego za ciężki do trzymania samotnie na swoich barkach?

Próbował pocieszać się myślą o wszystkich, którzy mogli mu pomagać, Louis miał przecież jeszcze Morana, miał Freda do pomocy, ale o ile o tym drugim dowiadywał się od Mycrofta tyle, co nic, to wiadomości o tym pierwszym nie brzmiały pozytywnie. Albert nienawidził faktu, że tęsknił nawet za nimi, a jednak gdy na dworze coraz szybciej stawało się ciemno, gdy Charles Dickens przylatywał do jego celi zmarznięty i dygoczący z zimna, ręce zaczynały go świerzbić od tego, że nie mógł dziergać tych głupich swetrów, jakie dawał im na każde święta. Nawet gdy Moran wyglądał, jakby chciał umrzeć po dostaniu swojego prezentu, a Fredowi nie wychodziło udawanie, że nie nosi tego z niechęcią i tylko jego bracia szczerze zapewniali, że kochali to, co dla nich robił, to wszystko wydawało mu się takie na miejscu, tym były dla niego rodzinne święta. Wszystko było jak być powinno, gdy każdy nosił wydziergany przez niego sweter, szczęśliwi Will i Louis, niepocieszony Fred i protestujący Sebastian.

Teraz gdy w końcu wyszedł ze swojej celi, teraz gdy nareszcie mógł spotkać ich wszystkich, jednak żywych, jednak całych, chciał nadrobić za wszystko, co go ominęło. Planował wykonać trzy swetry dla Williama, trzy dla Louisa, trzy dla Morana, trzy dla Freda. Jeśli nie będą chcieli skorzystać z nadmiaru, będą mogli rozdać je pozostałym. Jednak rzeczy miały być na swoim miejscu, tylko to się dla niego liczyło.

Multifandomowy Kalendarz Adwentowy 2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz