Rozdział 6. Alecsey

12 0 0
                                    

Nie miałem najmniejszej ochoty na towarzystwo ojca, dlatego na śniadanie zszedłem dopiero wtedy, gdy reszta rodziny opuściła jadalnię. Chciałem rozpocząć dzień czymś przyjemnym, dlatego zażyczyłem sobie porcję owoców, a także nieco pieczywa.

Colton zaskoczył mnie, gdy wpadł do jadalni, gdy kończyłem już jeść. Zakładałem, że siedzi z książką w komnacie herbacianej. Wyglądał źle, a nawet gorzej niż źle. Oczy miał podkrążone, a koszula wystawała mu ze spodni. Usiadł na krześle obok mnie i szybko zaczął nakładać sobie pieczywo, które smarował miodem. Przyglądałem mu się z uwagą popijając herbatę.

- Alecsey, nie wyspałeś się? - zapytał po chwili patrząc na mnie i przeżuwając pajdę chleba. Trochę miodu spływało mu po brodzie.

- Ja? - zapytałem ze śmiechem.

Czy on naprawdę nie widział dzisiaj swojego odbicia? Z tego co wiem, ma w pokoju wielkie lustro, w które gapi się każdego dnia.

- Kiepsko wyglądasz. Stres cię zjada?

- Zaraz ci przywalę jak będziesz o tym dalej gderał. Idę po Mirę. Jeśli chcesz to możesz wybrać się ze mną do Averfall.

- Dobra, dobra. Dogonię cię.

Skierowałem swoje kroki prosto do wyjścia na dziedziniec. Po drodze minąłem dziewczynę, którą poprzedniego wieczora widzieliśmy w objęciach kucharza. Uśmiechnęła się dość nieśmiało, choć jej spojrzenie sugerowało, że mogła wiedzieć o naszym występku. Miała na sobie sukienkę zakrywającą najbardziej przykuwające męski wzrok części ciała, więc kucharz dzisiaj będzie musiał się obejść smakiem. Prawdopodobne było także to, że wczoraj za bardzo pofiglowali i dziewczyna musiała zakryć dowody owej zbrodni.

Gdy uświadomiłem sobie, że stoję jak słup soli i się na nią gapię ruszyłem do stajni. Ponieważ Colton długo się nie zjawiał przygotowałem Mirę do jazdy i wyprowadziłem ze stajni na dziedziniec. Miałem ze sobą kilka jabłek, więc częstowałem ją, gładząc jej grzbiet. Moje palce prześlizgiwały się po jej, wręcz lśniącej, śnieżnobiałej sierści, a ja znowu czułem łączącą nas więź.

- Ciekawe jak długo jeszcze będziemy czekali na Coltona. A ostatnio to on mnie poganiał... - Odgryzłem kawałek soczystego jabłka i resztę dałem klaczy. - Zaraz zapuścimy tu korzenie.

- Wiesz, zaczynam się o ciebie naprawdę martwić, kuzynie. - Zdecydowanie tego głosu nie chciałbym słyszeć od samego rana. Emley podszedł z rękami skrzyżowanymi na piersi. Stanął zdecydowanie za blisko. Na jego twarzy malował się kpiący uśmieszek. Uśmieszek, bo uśmiechem nie można było tego nazwać. - Rozmawiasz z koniem jak z człowiekiem? A powiedz... odpowiada ci chociaż?

Postanowiłem go ignorować. Chciałem, aby to był dobry dzień. Przynajmniej częściowo.

- Jeśli tak, to musisz jej powiedzieć, że jeszcze trochę, a będziesz musiał ją porzucić. W końcu będziesz miał nową kochankę, z którą weźmiesz ślub. Choć pewnie, gdybyś nie był księciem korony, to nie miałaby się o co martwić, bo żadna kobieta nie chciałaby takiego...

- Zamknij pysk!

- To jak jest? Odpowiada Ci czy ma cię w dupie, jak twój ojciec?

Tego gnojka nie dało się długo ignorować, wiedział które struny poruszyć, aby mnie rozjuszyć.

Zacisnąłem palce na cuglach, aby przenieść na nie narastającą we mnie wściekłość.

- Odwal się Emley, bo zaraz tego pożałujesz.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 05, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Valland. NastępcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz