Nie miałem najmniejszej ochoty na towarzystwo ojca, dlatego na śniadanie zszedłem dopiero wtedy, gdy reszta rodziny opuściła jadalnię. Chciałem rozpocząć dzień czymś przyjemnym, dlatego zażyczyłem sobie porcję owoców, a także nieco pieczywa.
Colton zaskoczył mnie, gdy wpadł do jadalni, gdy kończyłem już jeść. Zakładałem, że siedzi z książką w komnacie herbacianej. Wyglądał źle, a nawet gorzej niż źle. Oczy miał podkrążone, a koszula wystawała mu ze spodni. Usiadł na krześle obok mnie i szybko zaczął nakładać sobie pieczywo, które smarował miodem. Przyglądałem mu się z uwagą popijając herbatę.
- Alecsey, nie wyspałeś się? - zapytał po chwili patrząc na mnie i przeżuwając pajdę chleba. Trochę miodu spływało mu po brodzie.
- Ja? - zapytałem ze śmiechem.
Czy on naprawdę nie widział dzisiaj swojego odbicia? Z tego co wiem, ma w pokoju wielkie lustro, w które gapi się każdego dnia.
- Kiepsko wyglądasz. Stres cię zjada?
- Zaraz ci przywalę jak będziesz o tym dalej gderał. Idę po Mirę. Jeśli chcesz to możesz wybrać się ze mną do Averfall.
- Dobra, dobra. Dogonię cię.
Skierowałem swoje kroki prosto do wyjścia na dziedziniec. Po drodze minąłem dziewczynę, którą poprzedniego wieczora widzieliśmy w objęciach kucharza. Uśmiechnęła się dość nieśmiało, choć jej spojrzenie sugerowało, że mogła wiedzieć o naszym występku. Miała na sobie sukienkę zakrywającą najbardziej przykuwające męski wzrok części ciała, więc kucharz dzisiaj będzie musiał się obejść smakiem. Prawdopodobne było także to, że wczoraj za bardzo pofiglowali i dziewczyna musiała zakryć dowody owej zbrodni.
Gdy uświadomiłem sobie, że stoję jak słup soli i się na nią gapię ruszyłem do stajni. Ponieważ Colton długo się nie zjawiał przygotowałem Mirę do jazdy i wyprowadziłem ze stajni na dziedziniec. Miałem ze sobą kilka jabłek, więc częstowałem ją, gładząc jej grzbiet. Moje palce prześlizgiwały się po jej, wręcz lśniącej, śnieżnobiałej sierści, a ja znowu czułem łączącą nas więź.
- Ciekawe jak długo jeszcze będziemy czekali na Coltona. A ostatnio to on mnie poganiał... - Odgryzłem kawałek soczystego jabłka i resztę dałem klaczy. - Zaraz zapuścimy tu korzenie.
- Wiesz, zaczynam się o ciebie naprawdę martwić, kuzynie. - Zdecydowanie tego głosu nie chciałbym słyszeć od samego rana. Emley podszedł z rękami skrzyżowanymi na piersi. Stanął zdecydowanie za blisko. Na jego twarzy malował się kpiący uśmieszek. Uśmieszek, bo uśmiechem nie można było tego nazwać. - Rozmawiasz z koniem jak z człowiekiem? A powiedz... odpowiada ci chociaż?
Postanowiłem go ignorować. Chciałem, aby to był dobry dzień. Przynajmniej częściowo.
- Jeśli tak, to musisz jej powiedzieć, że jeszcze trochę, a będziesz musiał ją porzucić. W końcu będziesz miał nową kochankę, z którą weźmiesz ślub. Choć pewnie, gdybyś nie był księciem korony, to nie miałaby się o co martwić, bo żadna kobieta nie chciałaby takiego...
- Zamknij pysk!
- To jak jest? Odpowiada Ci czy ma cię w dupie, jak twój ojciec?
Tego gnojka nie dało się długo ignorować, wiedział które struny poruszyć, aby mnie rozjuszyć.
Zacisnąłem palce na cuglach, aby przenieść na nie narastającą we mnie wściekłość.
- Odwal się Emley, bo zaraz tego pożałujesz.
CZYTASZ
Valland. Następca
FantasyAlecsey jest synem despotycznego króla Caldwella z Valland. Nie ma kontroli nad swoim życiem, o wszystkim decydują rodzice, między innymi o tym, kogo ma poślubić. Leanne, wyznaczona na przyszłą żonę Alecseya również chce zawalczyć o prawo do decydow...