Z mojego gardła wyrywał się krótki pisk pełen strachu, a dziennik wypadł mi z rąk, lądując na ziemi. Zerwałam się, jak poparzona z huśtawki, lecz z moją niezdarnością wylądowałam obok notesu. Zaryłam kolanami i dłońmi o twarde podłoże, jednak nie zwracam na to najmniejszej uwagi, wciąż pamiętając o przyjściu nieznajomego. Niezdarnie odwracam się, bym siedziała na tyłku i widziała chłopaka.
Ma czarne lekko przydługie włosy, które przy końcówkach mu się kręcą i opadają na czoło. Zielone oczy wpatrują się we mnie uważnie, ale z widocznym rozbawieniem. Jest wysoki i dobrze zbudowany, co podkreśla jego opinająca mięśnie biała koszulka. Wygląda dobrze, a nawet bardzo dobrze.
Nie ośmielam się odezwać i on tego też nie robi. Ja siedzę, on stoi i oboje wpatrujemy się w siebie. Pierwsza postanawiłam zerwać kontakt wzrokowy i przenoszę spojrzenie na dziennik, który stronami leży na ziemii. Delikatnie go podnoszę i zauważam, że na kartkach osadziła się ziemia, a trawa delikatnie zabarwiła je. Najgorsze było jednak to, że parę stron podarło się w pół, a rogi powyginały. Na całe szczęście dziennik był dobry do czytania. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby tak nie było.
Zerkam na dłonie, które są lekko zaczerwienione oraz zadrapane. Gorzej wyglądają kolana, z których sączy się trochę krwi. Dopiero teraz czuję szczypanie i wiem, że zaraz trzeba będzie odkazić rany, aby nie wdała się żadna infekcja.
Spoglądam na nieznajomego, który oparł się o konar drzewa i nic nie robi, prócz upartego wpatrywania się w moją osobę. I skłamałabym gdybym powiedziała, że nie czułam się przez to ani trochę skrępowana ani w żaden sposób dziwnie. Jego wzrok nie chciał opuścić mojej twarzy, jakby postanowił sobie za wszelką cenę patrzeć na mnie.
Podpierając się dłonią o ziemię, podnoszę się, a gdy moje kolana wyprostowują się, krzywię się przez delikatny, ale wyczuwalny ból. Szczególnie przeszkadza mi to szczypanie.
Strzepuję ziemię z dziennika i jak tylko mogę wyprostowuje zagięte rogi. Staram się, jak najbardziej ignorować nieznajomego i gdy wciąż nie wypowiada ani słowa, odwracam się z zamiarem odejścia.
- Nic nie powiesz? - pyta, a w jego głosie brzmi rozbawienie.
Odwracam się wolno, patrząc na wyszczerzoną twarz chłopaka. Dostrzegam na jego zębach aparat ortodontyczny, co dodaje mu uroku do jego łagodnych rys twarzy.
- A co mam powiedzieć? Nie wiedziałam, że ta huśtawka jest zajęta. Lecz skoro jest to już sobie idę i nie zabieram miejsca. - mówię szybko, chcąc uciec od niego jak najszybciej, bo nie czuję się komfortowo.
Nie ważne czy rozmawiam z dziewczyną czy z chłopakiem, jeśli jest dla mnie nieznajomy, czuję się źle w jego towarzystwie. Dlatego nie umiem poznawać ludzi, boję się i nie potrafię otwierać. Często, gdy inni widzą, jak ciężkie jest dla mnie nawiązanie jakiejkolwiek relacji, sami rezygnują z poznania mnie, a ja nie potrafię ich zatrzymać w żaden sposób.
- Nie chciałem cię, aż tak wystraszyć. Wyglądałaś na strasznie skupioną, gdy czytałaś tą książkę i nie mogłem się powstrzymać. Gdybym wiedział, że się zranisz, nie zrobiłbym tego. - odpiera cicho.
- Nic nie szkodzi. Jestem niezdarna, więc małe zadrapania nie robią na mnie wrażenia. - kłamię delikatnie, chcąc uciąć rozmowę.
W prawdzie jakiekolwiek rana, mała czy duża, powodują u mnie nieprzyjemne, wręcz nachalne emocje, które mnie przytłaczają. A gdy zobaczę krew, zaczyna mi się kręcić w głowie i pojawiać mroczki przed oczami. Dlatego tak szybko odwróciłam wzrok od kolan. Bałam się, że mogłabym zemdleć.
Nie pozwalam chłopakowi już nic powiedzieć, bo napięcie się odwracam i szybkim krokiem idę w stronę skąd przyszłam, nim nieznajomy będzie próbował mnie zatrzymać. Jednak po chwili już okazuję się, że moje starania uniknięcia go i rozmowy z nim są bezcelowe, bo ciemnowłosy rusza za mną. Po paru sekundach mnie dogania i wyrównuje ze mną krok. Nie patrzę na niego, uparcie brnąć do przodu.