Samo wpatrywanie się w bramę, otaczającą teren obozowiska robiło na mnie wrażenie. A co dopiero znajduje się za tym ogrodzeniem.
Brama jest wysoka na jakieś cztery metry, a napis Hummingbird znajduję się na drewnianej kolorowej tabliczce. Widać, że jest już stara przez liczne małe dziury, ale w żaden sposób nie zniechęca ona do wejścia. Wręcz przeciwnie. Widać, że od pokoleń przyjeżdżają tutaj osoby, więc obóz cieszy się popularnością.
Zapominam, że stanęłam jak słup na środku ścieżki, więc już po chwili jakaś dziewczyna mocno uderza mnie w ramię barkiem. Nie przeprasza ani się nie odwraca, by zobaczyć czy coś się stało, po prostu brnie przed siebie.
Chwytam za rączkę od walizki i z lekkim trudem ciągnę ją przez żwirową drogę. Od razu zaczynam żałować zabrania aż takiej ilości ubrań, ale nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Wzięłam chyba każdy rodzaj ubrań, jaki miałam w szafie, oprócz zimowej kurtki, bo wątpię żeby było tutaj aż tak zimno.
Mijam różne osoby, niektóre mnie wyprzedzają. Każdy rozmawia ze sobą i już wiem, że będę mieć problem, aby z kimś się zapoznać. Nie chcę wchodzić do grupki, która już istnieje, bo ostatnie czego pragnę to przez przypadek jakoś ją rozwalić. Nikt nawet nie zwraca na mnie uwagi, więc nowe osoby nie są tu nowością.
Zaczynam się lekko stresować, ale nie mam, co na to poradzić. W końcu po paru minutach spaceru na drodze w środku lasu, docieram do miejsca, które jest przeznaczone na wspólne spędzanie czasu. Oprócz dwóch budynków, dużej jadalni oraz małej wręcz komórki, gdzie podchodzą uczniowie i odbierają jakieś kartki, nie ma innych pomieszczeń. Wszystko jest zrobione na zewnątrz.
Jest zrobione prowizoryczne boisko do siatkówki, koszykówki oraz piłki nożnej. Są ławki oraz miejsca do rozpalenia ogniska i siedzenia dookoła niego. Stoją również kajaki oraz deski surfingowe, więc gdzieś niedaleko musi się znajdować jakaś woda. Tego nie było na stronie internetowej.
Są również rozwidlenia w dwie strony. Tabliczka po prawej stronie informuje, że znajdują się tam drogi do domków przeznaczonych dla chłopaków, a po lewej jest droga do domków dziewczyn. Z tego co pamiętam, domki mają swoje nazwy, a osoby, które w nich mieszkają przez te dwa miesiące są przydzielane przez jakiś test.
Nie wiedząc, co mam robić, ruszam za tłumem, co wydaje się najodpowiedniejsze. Najbardziej odpowiednie byłoby zagadanie do kogoś, ale ciężko mi przełamać barierę wewnętrzną, więc na razie rezygnuję z pomysłu rozmawiania z kimś.
Staję na końcu kolejki, która rusza się dość opornie. W międzyczasie do kolejki wpychają się jakieś dziewczyny, twierdząc, że one zaklepały sobie to miejsce. Nie lubię takich osób. Każdy czeka, więc dlaczego one też nie mogą? Jednak nikt się nie czepia, nikt nic nie mówi.
W końcu po trzydziestu minutach stania podchodzę do okienka, z którego wita mnie starsza kobieta z szerokim uśmiechem.
- Witamy na obozie Hummingbird! Proszę tutaj odpowiedzieć na wszystkie pytania, podpisać się i oddać kartki koleżance obok. - wskazuję na kobietę siedzącą na krześle obok komórki. Zerka jeszcze na mój bagaż i wyciąga w moją stronę różową naklejkę. - Napisz na niej swoje imię, nazwisko oraz wiek i przyklej do walizki. A później dostaw ją przy kajakach. Miłego pobytu!
Odsuwam się od komórki, siadam na wolnej ławce, a walizkę kładę obok. Odklejam folię z naklejki i naklejam ją na górę bagażu. Chwytam za długopis i niezgrabnym pismem piszę Alianna Blyth 16.
Dopiero wtedy patrzę na kartki, które dostałam. W lewym górnym rogu należy się podpisać, więc robię to natychmiast. Pierwsze pytanie jest o wiek, drugie o powód przyjechania na obóz, trzecie o zainteresowanie, czwarte o ulubiony sport, piątek o ulubiony przedmiot szkolny, szóste o zawód, który chcemy wykonywać w przyszłości, siódme o marzenie, ósme o największy lęk, dziewiąte o choroby oraz alergie, dziesiąte zawierało trzy zagadki.