III. Hummingbird

16 1 0
                                    

Zaraz po tym, jak mama zmarła w naszym domu pojawiało się dużo osób. Wiele z tamtego okresu czasu nie pamiętam, jednak nie mogę wyrzucić sobie z głowy tych paru ciężkich tygodni i tego, jak bardzo czułam się wtedy przytłoczona. I może po części z tego wzięła się moja aspołeczność i niechęć do ludzi.

Zjechali się wtedy do domu moi dziadkowie, jakieś ciotki, wujkowie i wiele, wiele innych osób, których wtedy zobaczyłam pierwszy i ostatni raz w życiu. Przyciągnęła ich tylko tragedia, która dotknęła czterolatkę i jej trzydziestoletniego ojca. Pamiętam jak patrzyli na mnie i tatę ze współczuciem, pamiętam, jak mocno wtedy płakałam, bo chciałam do mamy lub taty, a trzymały mnie jakieś obce osoby.

Obce osoby zaprowadzały mnie do łóżka, dotykały mnie, nosiły na rękach, kołysały, czuwały nade mną w nocy i choć może się to wydawać dobre, dla mnie było to tragiczne, a teraz mogę nazwać to coś na wzór traumy. Nie mam może problemu z dotykiem, jeśli jest on przelotny i jestem świadoma, że jest to osoba w moim wieku lub mi znana. Jeśli natomiast, na przykład przez przypadek, dotknie mnie osoba, która ma jakoś koło trzydziestu lat, potrafię wpaść w panikę.

Dlatego teraz, jak tylko mogłam, wycofałam się do tyłu, żeby nie widzieć tych wszystkich nastolatków. Czułam się źle, jakbym była otoczona i zamknięta w jakiejś bańce. Wiedziałam bardzo dobrze, że to obóz i będzie tu mnóstwo nieznanych mi osób, ale chęć poznania miejsca, gdzie moi rodzicę się w sobie zakochali, była silniejsza. Wyparłam z siebie ze świadomości obecność innych. Teraz odczuwam tego skutki.

Każdy stał blisko siebie i mimo, że był to duży teren, było tutaj tłoczno. Niektórzy przeciskali się do przodu, nie zważając na innych, aby dostać się na sam początek tłumu i jak najlepiej widzieć mężczyznę, który czekał aż każdy ustawi się w spokoju i wtedy zacznie mówić.

Spojrzałam na moje towarzystwo, które w ciszy czekało na przemówienie. Każdy patrzył w stronę tajemniczego Fostera, prócz Finnicka/Camerona, który wpatrywał się we mnie z pytającym spojrzeniem. Pewnie zastanawiał się, dlaczego tak wycofałam się do tyłu.

Pokręciłam tylko głową, nie chcąc by zadawał pytania, a gdy gestem pokazał mi, abym stanęła przed nim i miała lepszy widok, znów pokręciłam głową, odmawiając. Chłopak przez chwilę jeszcze mi się przyglądał, aż w końcu odpuścił.

W tym czasie każdy się już ustawił i przeniósł swoje spojrzenie na mężczyznę. Rozmowy ucichły i było tylko słychać kołyszące się na wietrze liście i gałązki, które uderzały o siebie i wydawały charakterystyczny, trochę przerażający dźwięk. W nocy, słysząc coś takiego, nie wychyliła bym głowy za drzwi, a co dopiero wyjść na świeże powietrze. Okropieństwo.

Spojrzałam w stronę Fostera, który przyglądał się każdemu z nas, prześlizgując spojrzeniem po zebranych osobach. Na niektórych widok uśmiechał się, na niektórych unosił brew w zdziwieniu, jakby dziwił go ich widok. W końcu spojrzenie mężczyzny spotkało się z moim. Jego reakcja była inna, widać była, że ściągnął brwi w dół, zastanawiając się kim jestem. Albo raczej kogo przypominam. Może ten mężczyzna chodził na ten obóz razem z moimi rodzicami, a ja wydaję się znajoma?

Tata od zawsze mówi mi, że wyglądam jak mama, ale oczy i uśmiech mam po nim. Gdyby nie oczy, mówił, że by mnie mógł pomylić ze swoją zmarłą żoną. Nie miałam nic przeciwko swojemu wyglądowi, bo moja mama od młodości wyglądała prześlicznie. Skoro wyglądałam praktycznie tak samo, też musiałam wyglądać ładnie, choć nie zawsze byłam, co do tego przekonana.

Włosy miałam długie, kręcone i ciemne, prawie jak węgiel. Ciężko było je czymś spiąć i utrzymać w górze, bo były ciężkie, więc zwykle stawiałam na niską kitkę. Oczy miałam brązowe, ale również bardzo ciemne. Jak gorzka czekolada. Nos miałam mały, tak jak usta oraz uszy. Skórę miałam jasną, prawie białą, bo nie potrafiłam się opalić, a nawet nie chciałam i uciekałam od słońca, jak najdalej można. Cóż, tym razem wyjdzie chyba inaczej. Nie byłam niska, ale też nie wysoka. Ostatni raz jak się mierzyłam, miałam jakoś sto sześćdziesiąt dziewięć centymetrów wzrostu.

Wiersz Letniej Miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz