Łapcie mikołajkowy bonus! <3
#ppzLS
– Pamiętaj, że na ciebie liczę – mówi ojciec, zanim rozłączy się bez pożegnania.
Krzywię się, klikając w telefonie, by na nowo pokazał mi nawigację. Rozmowa z ojcem podczas prowadzenia samochodu zawsze jest zbyt rozpraszająca, nawet na głośnomówiącym. Przy nim nigdy nie można być tylko w połowie skupionym, bo on od razu to wyczuje jak rekin krew w wodzie i będzie równie bezlitosny.
Gwałtowny zakręt każe mi spojrzeć z powrotem na drogę. Skręcam kierownicę, w ostatniej chwili ratując moje bugatti przed niekontrolowanym zjazdem w dół wzniesienia wśród drzew i krzywizn terenu. Odruchowo zdejmuję nogę z gazu, chociaż to nie w moim stylu. Kurwa. Jeszcze tego mi brakuje, żeby umrzeć na tym zadupiu w głupim wypadku samochodowym!
Ponownie zerkam na nawigację i znowu się krzywię, stwierdzając, że do Silver Springs zostało mi zaledwie kilka mil drogi. Wprawdzie jestem w ruchu od rana – tak wczesnego, że właściwie było jeszcze ciemno, gdy wyjechałem – i marzę o porządnym łóżku oraz prysznicu, ale równocześnie nie mam ochoty jechać do tej dziury. A ojciec doskonale o tym wie i właśnie dlatego mnie tam wysłał.
Albo to, albo po prostu sam nie ma nerwów, by tam wracać, tylko nie chce się do tego przyznać, bo to obnażyłoby jego słabość.
Wzdycham i włączam radio, szukając jakiejś lokalnej stacji, ale najwyraźniej w pobliżu Silver Springs nie działa nic, a otaczające miasteczko góry skutecznie blokują wszelki odbiór fal radiowych. Nie pamiętam tego z czasów, kiedy tu mieszkałem, ale wtedy chyba nie byłem zbytnio zainteresowany radiem. Było mnóstwo innych rzeczy, które ciekawiły młodego chłopaka, jakim byłem.
Fun fact: odkąd opuściłem Silver Springs, nigdy już nie miałem na nogach nart.
W końcu wjeżdżam do miasteczka, by ze zdziwieniem stwierdzić, że niewiele się zmieniło, odkąd wyjechałem stąd dziewięć lat temu. Na rogu w centrum dalej stoi ta sama restauracja, a kawałek dalej widzę ten sam sklep ze sprzętem narciarskim, w którym dorabiałem sobie jako dzieciak podczas przerwy świątecznej. Budynki nie wyglądają na zaniedbane, są odmalowane i utrzymane w porządku, ale wszystko zdaje się tu zatrzymać w czasie. Zaczynam rozumieć, dlaczego ojciec podjął taką, a nie inną decyzję.
Silver Springs jest naprawdę pięknie położone. Malowniczo rozciągnięte w kotlinie między zaśnieżonymi szczytami Gór Skalistych, z pewnością chwyta za serce niejednego znawcę naturalnego piękna. Powinno się pozwolić temu miasteczku rozkwitnąć, zamiast taplać się w przeszłości. I właśnie to zamierzam zrobić.
Dla ojca to ostateczny sprawdzian, by stwierdzić, czy nadaję się do przejęcia w przyszłości firmy, którą stworzył i rozkręcił od zera do stanu, w którym obracamy milionowymi inwestycjami. Doceniam, że daje mi tę szansę, chociaż mam dopiero dwadzieścia pięć lat i niedawno skończyłem studia. Od początku jednak łączyłem je z pracą w firmie ojca, więc mam wymagane doświadczenie i jestem gotowy.
Udowodnię to w Silver Springs.
Znowu zerkam na nawigację. Prowadzi mnie przez miasto poza centrum, ale właściwie nie potrzebuję wskazówek, bo doskonale wiem, dokąd jadę. Znam tę drogę jak własną kieszeń i chociaż nie było mnie tu od dziewięciu lat, to jak z pamięcią mięśniową: nadal wiem, gdzie skręcić i dokąd się udać, by trafić na miejsce.
Jakieś dziesięć minut później parkuję przed Silver Lodge.
Potrzebuję chwili, zanim wysiądę z auta, żeby wziąć się w garść. Spoglądam na znajomą fasadę pensjonatu, w którym kiedyś tak często bywałem, a w moim wnętrzu kotłuje się gniew. Nienawidzę tego miejsca. Zabrało mi tak wiele, że przed laty sądziłem, że już nic mi nie zostało. Z zewnątrz wygląda całkiem niewinnie, ale wiem, co – a raczej kto – czai się w środku. Nienawidzę ich każdą cząstką mojego ciała i może dla ojca to wszystko to tylko biznes, ale nie dla mnie.
CZYTASZ
Prędzej piekło zamarznie | ZOSTANIE WYDANE
RomancePrzyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów... jeszcze bliżej. Marigold Price ma wszystko, czego potrzeba jej do szczęścia: rodzinę, przyjaciół i dobrze prosperujący biznes. Kiedy do prowadzonego przez nią pensjonatu w Silver Springs, Kolorado, przyjeżdża...