IV

14 5 3
                                    

Rano nie zjadłem śniadania, gdyż nigdy o tej porze głodny nie jestem. Chciałem najpierw udać się do świątyni ojca i pomodlić do niego. Mimo tego, że jest najgorszym ojcem, nie potrafię sobie wyobrazić że nie żyje bo ja mu nie pomogłem. Pewnie pomyślicie, że to głupie ale taki już jestem. Pojechałem metrem na stację "Akropoli"* i resztę drogi do parku przeszedłem pieszo. W środku świątyni zauważyłem jakiegoś chłopaka, który ją podziwiał, ale nie przejąłem się nim. W końcu miałem ważniejsze sprawy na głowie, prawda? Złożyłem bogowi piorunów jabłko w ofierze i przeprosiłem za to, że nie mam przy sobie nic więcej. Niestety musiał to usłyszeć tamten turysta.

- Wierzysz w niego? - zapytał. Byłem zaskoczony tym, że ktoś się do mnie odezwał. Przyjrzałem mu się. Nastolatek (stwierdziłem, że jest w moim wieku, ponieważ na takiego wygląda) miał szare oczy i jasne loki, a na nosie okulary. Ubrany był w fioletowe szorty i białą koszulkę. Trzymał w dłoni przewodnik po Grecji.

- A co? - odbiłem pytanie, patrząc mu w oczy. Musiał zauważyć moje dwukolorowe włosy i oczy, bo przypatrywał mi się z ciekawością.

- Nic.

Uniosłem brwi. To po co zawracał mi głowę? Okularnik chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale mu na to nie pozwoliłem, szybko opuszczając miejsce czczenia mojego ojca. Nie miałem czasu na gadanie z jakimś głupim blondynem.

To był mój błąd.

Gdy tylko wyszłem na zewnątrz, zostałem powalony na ziemię. Przede mną stało wielkie monstrum wysokości latarni. Szybko wstałem i od razu jęknąłem z bólu, jednak nie miałem czasu zobaczyć co sobie zrobiłem. Wyjąłem z pochwy miecz i zaatakowałem to coś. Nie wiedziałem co robię, nigdy nawet nie trzymałem tak dużego ostrza w dłoni. Z drugiej strony, jeśli szybko się nie pozbędę tego potwora to zniszczy on świątynię Zeusa...a w środku jest przecież człowiek! Sam jeden nie mam z tym czymś żadnych szans. Stwór wrzasnął, gdy go drasnąłem w stopę. To chyba przez ten miecz. Może Hera go zaczarowała?

Tak czy inaczej, musiałem zwiewać. Niestety mi się nie udało (niespodzianka!). Zostałem schwytany przez mojego przeciwnika. Nie no, po prostu genialnie. Nie sądziłem, że polegnę po 14 godzinach od rozpoczęcia misji. Spodziewałem się, że zostanę rzucony na ziemię i rozdeptany. Tak się nie stało. Zamiast tego, ten chłopak wyszedł ze świątyni i rzucił swoim przewodnikiem w to monstrum.

- Hej! Zostaw go! - wrzasnął.

Potwór odwrócił się do niego i delikatnie obluzował uścisk wielkiej łapy. To wystarczyło, żebym mógł się uwolnić. Szybko wyleciałem z objęć potwora. Zacząłem machać skrzydłami tak, żebym mógł wisieć w powietrzu. Tym samym tworzyłem coraz to silniejszy wiatr. Niedługo po tym rozpętałem burzę. Dużo mnie to kosztowało. Piorun, którego też stworzyłem walnął w stwora. Dobiłem go mieczem a ten rozpłynął się w pył. Gdy wylądowałem, wichura ustąpiła.

- Wow... - wyszeptał okularnik, patrząc na moje skrzydła. Od razu się zdenerwowałem i zgiąłem palce w pięści.

- CZY TY JESTEŚ NORMALNY?!

-Eee Tak?

- NO CHYBA JEDNAK NIE! MOGŁEŚ ZGINĄĆ DEKLU!

- Możesz przestać na mnie wrzeszczeć?

- NIE BO JESTEŚ IDIOTĄ! - wziąłem ten jego przewodnik i rzuciłem nim. Rozjechało go auto. Nie przejąłem się tym. Najchętniej tego chłopaka też rzuciłbym pod samochód. Człowiek próbuje ratować ci życie a Ty co? Narażasz się w podzięce! Tak mnie zdenerwował, że chyba się nie polubimy. Nie chce go więcej na oczy widzieć. Fuknąłem. Starałem się uspokoić. Miałem lepsze rzeczy do roboty. Zacząłem liczyć w myślach do 10. Mama zawsze liczyła ze mną. Jej głos mnie uspokaja.

- Ej, gdzie idziesz? - ygh...znowu on.

- Co cię to obchodzi? Daj mi spokój. - poszłem w swoją stronę.

Legion HerosówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz