Nie miałem pomysłu, jak dostać się i gdzie leży królestwo Posejdona. Pomyślałem, że może powinienem polecieć na jakąś wyspę i wybrałem Kretę. Poza tym, odkryłem, że wybiłem sobie bark (dopiero gdy adrenalina i wściekłość mnie opuściły, zacząłem odczuwać ból) i musiałem poprosić kogoś o pomoc w nastawieniu ręki. Udało mi się namówić pomocnego mężczyznę, żeby nie dzwonił po karetkę.
Zjadłem coś pożywnego i przespałem się w jakimś tanim hostelu. Potem kupiłem bilet na samolot i poleciałem na Kretę. Zrobiłem to z wielką niechęcią, bo mimo tego, że opanowałem latanie to takiej wysokości nadal cholernie się bałem. Byłem już zmęczony psychicznie tą podróżą. Ratowanie kogokolwiek zdecydowanie nie jest dla mnie. A myślałem, że liceum jest ciężkie. Westchnąłem. Ciekawe co u mamy. Czy odsłuchała moją wiadomość i się martwi? Z telefonu za bardzo korzystać nie mogłem. Nie miałem powerbanka czy ładowarki, więc jak mi się rozładuje to będzie kaplica. Dlatego leżał na dnie mojego plecaka, wyłączony.
***
Usiadłem na plaży w Väi*. Piasek był bardzo ciepły. Przyjemnie mnie ogrzewał. W moich myślach zagościł ten blondyn, który mnie tak zdenerwował. Zacząłem sobie wyobrażać jego twarz. Nie wiem co mnie naszło. Przecież on nawet nie jest w moim typie...na bogów o czym ja myślę.
Wstałem i zdjąłem buty, po czym schowałem je do plecaka. Nabrałem ochoty na zamoczenie stóp. Wszedłem do słonej wody na wysokość kolan i wpatrzyłem się w horyzont. Nagle poczułem jak coś łapie mnie za nogę i ciągnie w stronę morza. Byłem przerażony. Wytrzymałem powietrze w ustach i próbowałem się jakoś uwolnić. Nie wychodziło. Uścisk był bardzo silny. Nawet nie widziałem co się dzieje przez bąbelki, tworzące się wokół mnie spowodowane prędkością z jaką płynąłem. Zaczynało brakować mi powietrza. Poczułem, że to coś mnie puściło, więc zacząłem płynąć na powierzchnię. Chciałem jak najszybciej stąd uciec. Zaczerpnąłem powietrza i znowu zostałem wciągnięty przez to dziwadło. Zauważyłem mackę oplatającą moją noge. Wyciagnąłem miecz i przeciąłem mackę. Od razu na jej miejscu pojawiła się kolejna. Jakaś ośmiornica chciała mnie zjeść czy co? Szamotałem się, ale bez skutku.
Już myślałem, że to naprawdę mój koniec, ale oczywiście się pomyliłem. Ni stąd, ni zowąd ta ośmiornica uznała, że jednak nie chce mnie zjeść. Przy odpływaniu towarzyszyła jej jakaś podwodna fala. Od razu rzuciłem się w stronę powierzchni. W moim kierunku płynął dziwny i duży bąbel. Nie przejąłem się nim. Potrzebowałem powietrza. Bańka w końcu mnie dopadła i wyglądałem jakbym miał głowę w akwarium. Okazało się że mogę w tym oddychać.
Podpłynął do mnie chłopak...a raczej półchłopak. Pół, dlatego, że zamiast nóg miał ogon. To był taki syreni ogon. Identyczny jaki miała Mała Syrenka. Tylko, że ten był kolorowy i lśniący. Włosy te miał tęczowe. Nie miał na sobie żadnego ubrania więc był w połowie nagi. Podsumowując wyglądał jak flaga LGBTQ+ w postaci syrenka z morskimi oczami.
- Żyjesz! Już myślałem, że nie zdążyłem! - chłopak opłynął mnie.
- Em... dzięki za ratunek. - mruknąłem.
- Nie ma za co! - uśmiechnął się szeroko.
- Jestem Jake. - przedstawiłem się. Syrenek mocno potrząsnął moją wyciągniętą do niego dłoń.
- A ja Oakley! O matko jak my dawno nie mieliśmy gości! - Oakley zrobił podwodnego fikołka. Nigdy nie widziałem żeby ktoś tak cieszył się na mój widok. I żeby ktoś miał tyle energii. - Chodź, pokażę ci swój dom.
Złapał mnie za rękę i pociągnął w jakimś kierunku. Chłopak był bardzo szybki. W kilka minut znaleźliśmy się przed ogromnym pałacem. Wyglądał wspaniale. Był cały złoty i ozdobiony perłami. Przed głównym wejściem znajdował się piękny ogród. Nie potrafiłbym sobie wyobrazić takich koralowców i innych tych zapierających dech w piersiach glonów. Chwilkę później stałem już w sali tronowej. Choć "stałem" to błędne określenie. Lepszym byłoby, że dryfuję w sali tronowej. Podłoga tu była, ale chyba nikt oprócz małych zwierząt, takich jak kraby z niej nie korzystały. Na porządku dziennym było tu pływanie po środku pomieszczenia.
CZYTASZ
Legion Herosów
AdventureJestem normalnym nastolatkiem, który musi zmierzyć się z przeciwnościami losu jakimi są: szkoła, wrogowie mojego ojca, znienawidzona macocha i jeden wkurzający blondyn...no dobra, nie jestem normalny...moje przeciwności losu też nie. Zresztą, chodźc...