Piątkowe popołudnie zapowiadało się pięknie i słonecznie. Charlotta cieszyła się, bo mogła spędzić je poza domem, nawet jeśli wymogiem tej drobnej wolności było towarzystwo Micheala Cartera.Po ostatnim incydencie z pocałunkiem chłopak zrobił się dosyć chłodny i formalny wobec niej, ale liczyła, iż w końcu mu przejdzie. Była zadowolona, że nie zerwał ich umowy, bo tylko dzięki niemu mogła opuszczać rezydencję Rose'ów, aby wybrać się gdzieś indziej niż do szkoły.
Matka nie zapomniała o nocnym wybryku nastolatki i nie dawała jej samej o tym zapomnieć. Charlotta miała wrażenie, że kobieta na każdym kroku chciała ją za to karać, a dla dziewczyny samą karą było przypomnienie, że ta noc w ogóle miała miejsce.
Najchętniej wymazałaby to wszystko z pamięci. Chciało jej się na przemian płakać, wymiotować i umierać.
Ten cudowny Piotr Pevensie pojawił się w jej życiu, by spowodować w nim turbulencje. Zrobić jej złudne nadzieje, po czym wbić jej sztylet prosto w serce i zostawić ją z wielką raną w piersi.
Chciała żałować, że go poznała, bo cała ta sytuacja nabawiła ją tylko mocnego stanu depresyjnego i wrzodów żołądka. Ale nie mogła żałować. Pomimo tego co do niej powiedział, w głębi duszy wciąż czuła, że jest wspaniały.
I może zbyt dobry dla niej.
Najbardziej ironiczną rzeczą w tej historii był fakt, że jej ojciec od jakiegoś czasu zachwycał się wynikami jednego z najwybitniejszych studentów Akademii. Nie bardzo by ją to wszystko obchodziło, gdyby nie fakt, iż w jednej z rozmów usłyszała, że tym studentem jest nie kto inny, a wyżej wspomniany cudowny Piotr Pevensie.
Ten cholerny Piotr Pevensie! Miała dość, że nawet zamknięta w domu nie mogła od niego uciec, ponieważ musiał okazać się na tyle wspaniały, żeby zwrócić uwagę jej ojca.
- Najlepszy wynik... - mruczał pod nosem podczas kolacji. - To niebywałe ten młody chłopak zdobył najwyższą liczbę punktów podczas pierwszego egzaminu. To zdążyło się tylko raz.
- Szczęście początkującego. - gasiła jego zachwyty żona.
W takich chwilach Charlotta miała ochotę kopnąć ją w piszczel pod stołem. Jej matka była okropną małpą, ale nie zmieniało to faktu, że Piotr był faktycznie tak bezwstydnie i okropnie wspaniały. Poprawiało jej to humor, bo chociaż dotkliwie zranił jej uczucia, nie potrafiła nie cieszyć się z jego sukcesu.
Ani przez moment w niego nie wątpiła.
- Cud chłopak. - uśmiechała się pod nosem, odrobinę smutno. - Jeszcze Was pewnie nie raz zaskoczy.
Mimo wszystko nie chciała o nim słuchać, nawet jeśli życzyła mu dobrze. Wolałaby, żeby już nikt więcej o nim nie wspominał w tym domu. Było jej łatwiej żyć z myślą, że Piotr nie istnieje.
- Wiesz, że to nieporozumienie? - Weronika Paradise siedziała z nią w ostatniej ławce na historii i ostentacyjnie żuła gumę.
Nikt nigdy nie uważał na tej lekcji, a nauczyciel już przyzwyczaił się do głośnych rozmów, które nie przeszkadzały mu w kontynuowaniu wykładu. W końcu prowadził go w klasie biologiczno-chemicznej i tutaj nikogo za bardzo nie obchodziła rewolucja francuska czy wojna trzydziestoletnia. No chyba, że temat schodził na epidemię dżumy, cholery czy innego paskudztwa, wtedy wszyscy słuchali.
- Co takiego? - zapytała Charlotta, starając się prowadzić jak najdokładniejsze notatki. To, że nikogo nie obchodził ten przedmiot, nie oznaczało, że ją miał nie obchodzić.
Lubiła opowieści o dawnych czasach. Zwłaszcza o tych średniowiecznych z królami i książętami. Czasami myślała o tym, że może bardziej pasowałaby do tamtych czasów niż do obecnych.
CZYTASZ
,,Spotkajmy się w bibliotece." - Piotr Pevensie x female oc
FanfictionPiotr Pevensie rozpoczyna pierwszy rok studiów medycznych. Jako jeden z najzdolniejszych uczniów dostaje się na prestiżową uczelnię pełną snobistycznych dzieciaków. Na głowie ma oprócz tego odpowiedzialność za swoje młodsze rodzeństwo, chorą matkę...