Rozdział 13 - Kroki ku stolicy

4 0 0
                                    

-Szybko zemdlał...jak widać, jest wciąż słaby i beznadziejny...Jak ktoś taki jak on ma być opozycją do Wszechojca? Gdzie tu siła...i moc? Przecież to tylko chudy chłopak pozbawiony jakichkolwiek zalet...-wymamrotał, spoglądając na ledwo przytomnego mężczyznę, który nie dawał jakichkolwiek odpowiedzi.

-A ty jedyne co potrafisz to narzekać...-rozległ się kobiecy głos i zanim dzieciak mógł się ruszyć, to rozpadł się na dwa kawałki, gdzie nogi rozpadły się w proch. Dopiero wtedy zobaczył jej szkarłatne loki i przełknął ślinę.

-Ty...przecież powinnaś wiernie służyć naszemu panu! Miał nad tobą władzę! -wydarł się, a kobieta roześmiała się, zerkając jednocześnie na jeszcze przytomnego chłopaka.

-Nie służę nikomu ani niczemu...obchodzi mnie tylko mój własny interes. -odparła, schylając się w kierunku chłopaka, sprawdzając jego puls i stan zdrowia.

-Gadasz zupełnie jak on! Pasujecie do siebie...dwie nic niewarte niecnoty...jeżeli sądzicie, że to wam pomoże przetrwać, to jesteście w błędzie. Wszechojciec wróci i nic już z was nie zostanie ani z tego świata czy ludzi.

-Czyli jednak.,.. boicie się...gdziekolwiek jesteście, każdy z was się boi. -wymamrotała, obserwując rozpadające się już ciało dziecka i na widok buchającego ognia podniosła chłopaka z podłogi, przyglądając się mu uważnie.

-Gdybyście się nie bali, to nie byłoby żadnych waszych przepowiedni. Wiedzieliście, że ktoś przybędzie...że ktoś przybędzie i spróbuje was zatrzymać. Gdy nikt inny nic nie zrobi lub nie będzie w stanie, to przybył właśnie on... -dotknęła policzek i poczuła coś, czego od dawna nie czuła.

Uderzyło w nią wspomnienie, które wyparła z siebie lata temu. Wyparła wiele wspomnień i nigdy nie powróciły prócz tego konkretnego. Przypomniała sobie, jak trzymała niemowlę na rękach. Tak samo niewinne i bezbronne tak jak teraz wyglądał on.

-Co do...-wyszeptała i poczuła łzę na swoim policzku, którą wytarła i pokręciła głową przecząco. Nie mogła przyjąć tego wszystkiego do świadomości, chociaż już jej serce potwierdziło wątpliwości.

-Wynośmy się stąd...masz przyjaciół, którzy pragną cię widzieć zdrowym. Potem jeszcze nie raz się spotkamy...

*

Ból głowy ustępował, chociaż wciąż nie czułem się na tyle silny, by móc nawet chodzić. Siedzieliśmy pod drzewem z widokiem na doszczętnie spalany budynek. Domyślałem się, kto mógł mnie stamtąd wyciągnąć, lecz wolałem tę wiedzę zostawić dla siebie.

-Zjedz...tu w okolicy płynie rzeka i Neilah wyłowiła kilka ryb...-usłyszałem głos Beili która stała nade mną z wyciągniętą dłonią, w której trzymała upieczoną rybę.

-Dzięki...chyba... przepraszam, wciąż dudni mi w głowie. -odparł Rishen wgryzając się w rybę przełykając każdy kęs. Beila już zajmowała się pieczeniem, ostatniej a ja zerkałam na budynek, czując brak jakikolwiek satysfakcji.

-Dalej nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Chyba to za dużo na moją głowę..-pomyślałam i wgryzłam się w usmażoną rybę, żując w ustach kawałek pozbawiony prawie jakiegokolwiek smaku. Przynajmniej było czym się najeść nawet jeżeli to jedzenie było pozbawione smaku.

-Macie jakiś dalszy plan? Dowiedzieliście się coś i teraz możecie planować dalsze kroki. -zapytała Beila siadając na trawie przy ognisku a ja zwróciłam wzrok w stronę chłopaka, który jedynie popatrzył na mnie.

-Planowałem odwiedzić jeszcze stolicę, o ile Neilah będzie chciała. Trzeba zarobić trochę groszy sprawdzić ten turniej na arenie i przygotować się na dalsze okoliczności.

Grimguss II - Legenda przyszłej otchłaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz