Szkoła dopiero się zaczęła, więc Noelle nie przejmowała się jeszcze nauką. W pierwszy weekend nie miała nawet od czego odpoczywać - chyba że od Meruli - dlatego postanowiła wykorzystać sobotni poranek na małą wycieczkę.
W głowie siedziały jej słowa pradziadka, który wspomniał o wyspie z nieśmiałkami na szkolnym jeziorze. Noelle nie zastanawiała się długo; tuż po śniadaniu wyszła na błonia z miotłą w dłoniach. To był prezent od prababci - wręczyła jej go z dumą, wspominając przy tym swój własny wypadek na takim sprzęcie, w wyniku którego zabroniono niegdyś w Hogwarcie latania bezpośrednio nad drzewami.
Sama Noelle między innymi z tego powodu nikomu nie chwaliła się swoim wyjściem, a choć czasy się zmieniły, mimo wszystko płynęła w niej krew Wharflocków - a ci zawsze byli trochę na bakier z zasadami.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech, z radością napełniając płuca rześkim powietrzem szkockich gór. Choć właśnie w Szkocji się urodziła, nigdy się jej to nie nudziło, a krajobrazy Highlandów mogłaby podziwiać bez końca.
Jednak tamtego dnia to nie pięknie widoki górskie ją interesowały, a ta mała wysepka, którą zamierzała wypatrzeć z góry. Przełożyła nogę nad miotłą, mocno chwyciła trzonek, a po tym z łatwością wzbiła się w stronę szarawego nieba. Chłodne powietrze otuliło jej twarz i rozwiało włosy, a ciało ożywił przyjemny zastrzyk adrenaliny. Latanie było cudowne, zresztą to dzięki temu tak dobrze dogadywała się z Charliem, który stanowił prawdopodobnie najlepszego lotnika, jakiego znała.
Noelle zatrzymała miotłę gdzieś na wysokości Wieży Astronomicznej, a stamtąd rozejrzała się wokoło, wypatrując tej magicznej wysepki opisanej przez Newta. Zaczęła robić małe kółko wokół zamku, aż wreszcie jej wzrok przykuło pewne miejsce, na które nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi. Na wysepce znajdowało się tylko potężne, rozłożyste drzewo, które prawie zakrywało jej brzegi. Noelle miała przeczucie, że właśnie trafiła w dziesiątkę.
Powoli zaczęła obniżać lot, aby wkrótce po tym wylądowała najwolniej, jak potrafiła. Wyspa miała dość strome brzegi, więc wolała nie ryzykować spektakularnego upadku do jeziora, zwłaszcza że w pobliżu nikogo nie widziała.
Nie zdążyła nawet jeszcze puścić trzonka miotły, gdy zza wielkiego pnia wyłoniła się postać...
I to znajoma.
- O na brodę Merlina! - krzyknęła Noelle, prawie podskakując w miejscu ze strachu. Ten szybko zamienił się w zaskoczenie, a zaraz po tym w absolutną panikę, gdy zrozumiała, że zobaczyła przed sobą Barnaby'ego.
Ze wszystkich możliwych ludzi.
- O, hej, Noelle. - Uśmiechnął się od razu, podchodząc bliżej i jak zwykle nieco przytłaczając ją swoim rozmiarem. Choć Noelle nie należała do najniższych, Barnaby był na tyle wysoki i szeroki, że sprawiał, że czuła się znacznie mniejsza. - Nie chciałem cię wystraszyć... Nie spodziewałem się nikogo tutaj.
- Yy... No... Szczerze mówiąc, ja też nie... - Noelle mocniej ścisnęła miotłę, opierając się na niej.
Jak zwykle. Kolejna rozmowa z Barnabym, kolejna porażka dla jej rozumu.
- Znasz to miejsce? - dopytywał, zdawając się wcale nie zauważać jej zakłopotania. - Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem.
- No... Ten... Jakby... - Noelle przełknęła ślinę, myśląc o tym, że gdyby jej prababka zobaczyła ją w takim stanie, dostałaby kopniaka. - Znaczy, tak. Znaczy, jestem tu pierwszy raz i... Mój pradziadek mi powiedział, że... Tu mieszkają nieśmiałki.
W zielonych oczach Barnaby'ego zatańczyły iskierki szczęścia.
- Tak, to prawda! - Pokiwał energicznie głową. - Teraz pewnie się schowały, mogły wystraszyć się twojego krzyku... Ale zaraz pewnie wyjdą. Znają mnie. Chodź, pokażę ci.
Noelle posłuchała bez namysłu, podążając wzrokiem za wielką dłonią Barnaby'ego, którą wskazał na jedną z dziupli w drzewie. Choć na początku nie zauważyła niczego szczególnego, po chwili mała, liściasta głowa zaczęła wyglądać ze środka.
Jej serce natychmiast zmiękło, a zakłopotanie sprzed chwili wyparowało bezpowrotnie. Od urodzenia zwierzęta działały na nią czasem lepiej niż magia; w końcu nazywała się Scamander, a to zobowiązywało. Fakt, że interesowała się różdżkarstwem sprawiał, że widok nieśmiałków był dla niej jeszcze bardziej wyjątkowy niż jakiejkolwiek innej kreatury.
- Och... Naprawdę tu są... - szepnęła, pochylając się, by lepiej się przyjrzeć.
- Uważaj, są bardzo płochliwe - powiedział Barnaby, po czym znacznie się speszył. - Och. No tak. Przepraszam. Ty to wiesz.
- Nie, nie, nie przejmuj się. - Noelle posłała mu uśmiech, co uznała za sukces, bo zazwyczaj potrafiła się przy nim zdobyć tylko na głupie miny (jak na przykład ta, którą zapewne miała, gdy się go wystraszyła). - Jak znalazłeś to miejsce?
- Przypadkiem w zeszłym roku. Zgubiłem się na miotle... Siedziałem tu i zastanawiałem się, jak wrócić, gdy nagle poczułem, jak coś chodzi mi po rękach... A to były te maluchy. - Wskazał na dziuplę, z której wtedy wyglądały już trzy nieśmiałki, rozczulając Noelle do granic możliwości.
- To drzewo musi być stare... - powiedziała po chwili, delikatnie przejeżdżając dłonią po chropowatym pniu. - Skoro nieśmiałki zamieszkiwały je już wtedy, gdy moi pradziadkowie byli w szkole, to ma co najmniej osiemdziesiąt lat.
- Serio? Wow! Tego nie wiedziałem... O, patrz, ten się ośmielił.
Noelle z fascynacją patrzyła, jak nieśmiałek wchodzi na zabandażowaną rękę chłopaka. Mimo że widziała podobną scenę tysiąc razy, gdy tymi zwierzętami zajmowali się jej pradziadkowie, nigdy nie przestawało jej to przyprawiać o szybsze bicie serca - zwłaszcza że Barnaby stał blisko niej.
- A... Jak twoje ugryzienie? - zapytała, wskazując głową na bandaż i przypominając sobie, że wspominał o ugryzieniu przez szczuroszczeta. Poklepała się przy tym mentalnie po plecach za to, że udało się jej sklecić normalne, sensowne pytanie.
Barnaby wyglądał na szczerze zaskoczonego tym, że to zapamiętała.
- Och, dzięki! Już jest lepiej. Będę miał fajną bliznę!
- Nie wątpię. - Uśmiechnęła się, zerkając na niego, lecz jego wzrok był w pełni skupiony na nieśmiałku na jego dłoni.
- Chyba powinienem je nazwać. Głupio ciągle mówić nieśmiałek pierwszy, drugi, trzeci... Pewnie i tak już je pomyliłem.
- Tak, nieśmiałki bywają bardzo podobne... - mówiła Noelle, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. - Mogę ci z tym pomóc, gdybyś chciał. A w ogóle... Mówiłeś komuś o tym miejscu?
- Nie. - Pokręcił głową. - I wolałbym, gdybyś ty też nie mówiła. Boję się, że wtedy ktoś może wypłoszyć nieśmiałki.
- Nie no, jasne, ja nikomu nie powiem. Mój pradziadek powiedział...
Noelle ugryzła się w język. Nie była pewna, czy powinna powtórzyć słowa Newta, bo nie chciała, żeby Barnaby opatrznie ją zrozumiał. Było już jednak za późno, bo chłopak patrzył na nią wyczekująco.
- Powiedział, że nieśmiałkami nie można dzielić się z byle kim - dokończyła, parafrazując nieco usłyszane słowa.
Barnaby uśmiechnął się, a potem spojrzał z powrotem na liściastą kreaturę.
- To co? Sekret?
Serce Noelle o mało nie stanęło, gdy jej to zaproponował. Wiedziała jednak, że za żadne skarby mu nie odmówi.
- Sekret.
CZYTASZ
Oczy Ropusze • Barnaby Lee
FanfictionOczy ropusze, serca katusze. Noelle jako prawnuczka Newta Scamandera nie może być anonimowa - jej nazwisko wytykane jej jest na każdym kroku, a od magizoologii nie potrafi się uwolnić. Lecz Noelle nigdy nie pragnęła sławy czy rozgłosu, a jedynie trz...