12.

88 12 1
                                    

Adrianna 

Po osunięciu ziemi w szpitalu jeszcze dziś było co robić. Rano kilka osób poczuło się gorzej, przez co większość szpitala była zaangażowana w serie badań. Sama pomagała przy chłopcu, który miał zapaść. Okazało się, że płuco odmówiło pracy i potrzebował natychmiastowej pomocy. Kilka godzin było bardzo stresujące. Cieszę się, że już mogę wyjść do domu.

– Gdy tylko zejdą nam się wolne dni, musimy się wybrać na drinka. – woła za mną Daphne.

– Pewnie. Upijesz mnie i wyciągniesz wszystko, co chcesz wiedzieć. – śmieję się.

– A żebyś wiedziała. Musisz się wyluzować. Ostatnio chodzisz jakaś spięta. Potrzeba ci albo dobrej imprezy, albo zajebistego seksu. Pierwsze mogę ci zapewnić, jednak co do drugiego musisz sama znaleźć chętnego. – mówi poważnie.

Mam wrażenie, że moje policzki robią się czerwone i wszyscy się na mnie gapią. Nie pamiętam, nawet kiedy ostatni raz uprawiałam seks. Jednak na myśl o nim staje mi przed oczami Nate.

Zmuszam się, aby nie myśleć o nim. Powinnam skupić się na pracy, darować sobie jakiekolwiek przywiązanie do żywej osoby. Moje kociaki powinny mi wystarczyć. Jednak jego oczy, dawno nie czułam się tak dobrze w towarzystwie mężczyzny, a patrzeć w jego oczy mogłabym bez przerwy.

– Widziałem, jak patrzy na nią Craven, nie musisz się martwić o jej życie erotyczne Daphne. – słyszę głos jednak z pielęgniarek.

Aż się zatrzymuję. Odwracam się szybko. Nie mam pojęcia, która pielęgniarka to powiedziała, lecz Daphne szczerzy się jak szalona.

– Nate jest seksy. I to powyżej średniej w naszym mieście. Jeśli zamierzasz coś z nim zadziałać, to masz mi wszystko opowiedzieć. – mówi do mnie.

Otępiała kiwam głową i macham do niej na pożegnanie. Nie mam pojęcia, co przed chwilą miało miejsce. Wygląda na to, że całe miasto wie już o moich zażyłościach z Nathanielem i chyba są one na znacznie wyższym etapie niż w rzeczywistości.

Jest już późno, lecz nie chcę wracać prosto do domu. Muszę przewietrzyć głowę po dzisiejszym dniu. Czuję się dziwnie ciężko. Opatulam się porządnie szalem i ruszam chodnikiem w stronę centrum. Pogoda jest wietrzna, lecz całkiem sporo osób jest na rynku. Kupuję w kawiarni kawę na wynos i ruszam wzdłuż głównej ulicy, popijając najlepszą kawę w życiu. W moim poprzednim miejscu zamieszkania spokojny spacer w centrum miasta nie mógłby się wydążyć. Jak to w dużym mieście wszędzie było mnóstwo ludzi i samochodów, a powietrze zdecydowanie nie było tak lekkie, jak tu.

Spokojnie pokonuję kolejne metry chodnika, co jakiś czas mijają mnie ludzie trzymający kwiaty. To raczej dziwna pora na świeże kwiaty. Może nie mamy pełni zimy, lecz jesienią niełatwo jest dostać tak pięknie wyglądające rośliny. Z tego, co pamiętam, są w mieście chyba tylko dwie kwiaciarnie. Jedna jest tuż za rogiem i to chyba z niej wychodzą te wszystkie osoby. Z czystej ciekawości chcę ją zobaczyć. W domu mam trochę smutno, może kwiaty rozweselą trochę wnętrze.

Przy drzwiach niewielkiej kwiaciarni muszę najpierw wypuścić parę, która akurat wychodzi. Wewnątrz jest nawet ciepło, jednak nieprzesadnie. Nie znam się na zalecanej temperaturze dla ciętych kwiatów, lecz w żadnej kwiaciarni, w jakiej byłam, temperatura nie była zbyt wysoka.

Za ladą ukrytą pośród mnóstwa kwiatów stoi piękna blondynka. Jej uśmiech jest zniewalający. Patrzy na mnie zadowolona, jakby znała mnie bardzo długo.

– Nareszcie trafiłaś do mojej kwiaciarni. Już się bałam, że nigdy cię nie poznam. Chłopaki nie pozwalali mi cię odwiedzić, bo bali się, że cię przestraszę. Uważają, że czasem zachowuję się jak wariatka. – śmieje się jak dzwoneczek.

Uciec jak najdalejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz