Grudniowe wietrzne dni poprzedzane były potężnymi śnieżycami. Grad wielkości dużych jaj pustoszył ludzkie siedziby, jeśli takowe napotkał na swej drodze. Rzeki i jeziora zamroziła Matka Natura, która tym razem zdawała się być o wiele brutalniejsza, niż zazwyczaj. Wystawiając organizmy wszystkich żywych stworzeń na ostateczną próbę, zbierała obfite żniwa. Puszyste futra jej ofiar przysypane były białym pyłem. Lodowa bryza wypełniała ciepłą dawniej przestrzeń, która teraz pogrążona była w śnie, ofiarach i rozpaczy.
Ślady obuwia czwórki osób już po chwili zostawały przykryte grubą warstwą śniegu. Pierwszy, lider, zatrzymał się po jakimś czasie przed skutym lodem jeziorem, które dawniej było schronieniem dla większej ilości zwierząt. Różnie go zwali. Dla jednych był bohaterem, dla innych silnym wrogiem. Niektórzy z pogardą nazywali go odmieńcem. Miał wiele imion, którymi ludzie zwykli go obdarzać, lecz w jednej kwestii wszyscy byli zgodni: Nie był to człowiek. Mimo ludzkiego organizmu, przewyższał umiejętnościami zdecydowaną większość świata. I mało wskazywało na to, że może ulec to jakiejkolwiek zmianie. Metalowy, gruby hełm zasłaniał jego twarz. Widoczna była jedynie para dużych, szkarłatnych oczu. Gładki napierśnik gdzieniegdzie przystrojony był soplami lodu, rozchodzącymi się aż do naramienników. Karwasze mające na sobie niewielkie zadrapania, mocno przylegały do rękawic z żelaza, które przez minerał z jakiego były stworzone, bardzo wolno się rozciągały za sprawą nadludzkiej siły, której był to raptem niewielki cal. Rękawice były złożone w pięść, by ich pan miecz dzierżący, nie mógł go puścić i wezwać do odwrotu, jak ostatni tchórz. Zamarznięte już nagolenniki wywoływały głuchy dźwięk, gdy przypadkiem o siebie uderzały, co jednak zdarzało się niezwykle rzadko. Stalowe, ciężkie trzewiki podnosiły się wysoko, aby tempo chodu było lepsze. Ciągnący się po ziemi, purpurowy płaszcz, był rozdarty w niektórych miejscach, a jego końce pochłaniał brud.
– Zainterweniuję, gdy zdecyduję, że nie dacie sobie z nim rady– powiedział, wchodząc w głąb ośnieżonego lasu. Niewielki mrok uwidaczniał jego ślepia, które jarzyły teraz się blaskiem płonącego węgla.
Pozostała trójka powoli weszła na jezioro dotknięte drastycznie niską temperaturą, którego wierzch delikatnie kruszył się pod ich stopami. Nie jednak na tyle, by pęknąć i uwięzić ich w swoim lodowym gardle. Jezioro było bardzo dużych rozmiarów. Niezliczone gatunki fauny brały go, jako swój dom w letnie klimaty. W skład trójki śmiałków wchodzili łucznik, rycerz oraz mag. Zatrzymali się wkrótce na samym środku wodnej zmarzliny. Głuche dudnienie było wyczuwalne pod ich stopami. Pośród błękitno-białej przestrzeni wodnej uwidoczniały się rysy czegoś wielkiego. Miały czerwony kolor, a przy dłuższym wpatrywaniu się w nie, mogłeś poczuć przeszywające cię na wskroś ciepło. Długi, płynący szybko kształt zataczał koła. Ogon dotykał czubka paszczy, z której widoczne były rozchodzące się wzdłuż łba, szczęki. Po kilkunastu okrążeniach, lód przed nimi pękł, a cała trójka znalazła się kilka metrów dalej od miejsca, w którym to jeszcze przed chwilą stali.
Ciężko było je opisać. Sześć potężnych łap zakończonych ostrymi szponami, wbijającymi się w lód, krusząc go. Masywne, pokryte czarnymi, skierowanymi ku górze łuskami, cielsko co chwilę zatapiało się ponownie w jeziorze. Długi, umięśniony ogon na swoim końcu mający płetwę ogonową, mógł z dziecinną łatwością kruszyć doszczętnie kości przeciwników. Wąski łeb osadzony na długiej, grubej szyi wzdłuż której rozchodziły się pasma aktywnej lawy, miał na swoim przodzie trzy pary głębokich, krwistych ślepi. Paszcza bestii podzielona była na trzy całkowicie odmienne części. Pierwsza z nich była główna, wyposażona pokaźnymi rozmiarami kłami. Drugą, boczną częścią były szczękoczułki, które przy odrobinie wyobraźni przypominały wrota, chcące siłą wepchnąć przypadkowego podróżnika do swego wnętrza. Trzecią częścią były wysuwane szczęki składające się z czarnych kości o kilku startych zębach. Monstrum popatrzyło po twarzach trójki, w których nie widziała nic więcej prócz malowanego strachu, który dogłębnie paraliżował ich dusze. Pierwszy wyrwał się paladyn. Jego ciężki, żelazny miecz zadał kilka obrażeń potworowi, ale nie na tyle, by zranić go pod twardymi, jak stal łuskami. Był to silny mężczyzna w wieku trzydziestu lat. Czarne, krótko obcięte włosy uwidaczniały niewielkie blizny. Oczy, jak szmaragdy, wlepiały się w diabelską abominację. Drugi ruszyła łuczniczka. Była nią piękna, młoda kobieta o długich blond włosach, które teraz zaplecione były w kok, aby nie przeszkadzały w jej pracy. Siedem strzał naraz wbiły się pod jedną z łusek, wyrywając ją.
Odmieniec usiadł na trawie i przyglądał się pracy swoich towarzyszy z widoczną pogardą. Zdjął hełm, odsłaniając długą, purpurową grzywkę i delikatne rysy twarzy, które na myśl przywodziły dwudziestoparolatka. Gdy ten usłyszał za sobą kroki, był gotowy do wyeliminowania zagrożenia w kilka chwil. Jednak, ostatecznie nie musiał on podejmować żadnych kroków.
– Widzę, że twoi przyjaciele już zajmują się bestyjką– powiedział.– W takim razie, nie przydam się w tej okolicy...
Trzydziestoletni mężczyzna o błyszczących złotych oczach bez dostrzegalnych źrenic stanął nad nim. Długie, czarne włosy, u swoich końcach były śnieżnobiałe. Szczupła twarz miała delikatne rysy. Ubrany był w dostojną, czarną szatę wyjściową ze złotymi dodatkami, do których zaliczały się owalne symbole, puste w swoim środku.
– Spójrz, Igetisie. Spójrz na tą bandę żałosnych obiboków– wskazał na dwójkę walczącą z bestią. Trzecia osoba, mag, którym była jasnowłosa, czterdziestoletnia dziewczyna o wyjątkowo dużych, niebieskich oczach, za pomocą stert zaklęć regenerowała swoich towarzyszy, nie biorąc jednak tak wyraźnego udziału w walce. Jej włosy były długie i czarne, niczym popiół z kominka.– Bez ciebie, ich los byłby przesądzony. Naprawdę, nie sądziłem, że z tym martwym tobołem dasz radę zbudować dobrą więź. To do ciebie niepodobne.
– Więź? Masz na myśli przyjaźń, czy coś w tym rodzaju? Jeśli tak, jesteś w wielkim błędzie, Deverell. Nie traktuję ich, jak kogoś na kim można polegać... bo zawiodą. A ja nie mam zamiaru zszywać ich błędów nicią kłamstw wyssanych z palca. To byłoby naprawdę żałosne posunięcie– spojrzał w niebo, na przesuwające się powoli obłoki chmur.– Właściwie, samym swoim istnieniem mogą komuś zagrozić. Są tak nieudolni!
– Więc, po co ich jeszcze trzymasz?– zapytał.– Obydwoje dobrze wiemy, że najlepiej pracuje się w pojedynkę. A naszą pracą jest ochrona. Im więcej barier, tym większe prawdopodobieństwo, że któraś z nich będzie nieszczelna...
– Co masz na myśli?– grzywką o naturalnie niespotykanym kolorze, rzucał na boki zimny wiatr.
– Kto może nauczyć się zaklęć? Jedynie my i demony.
– Wiem, że Trills to demon, ale nie wydaje mi się, by była niebezpieczna.
Nastała nieprzyjemna cisza, potęgująca niepokój. Trills rzeczywiście wypierała się wszystkiego, co złe, ale jaka była pewność, że kiedyś nie zmieni stron, wcześniej robiąc fałszywy sojusz z ludźmi?
– Miałbym kontrolować przez jakiś czas jej posunięcia?
– W rzeczy samej!– złotooki założył ręce za siebie.– Nawet najmniejszy błąd może być tak naprawdę dobrze zaplanowaną zbrodnią...
Trójka dalej walczyła z odrażającym monstrum, które straciło wreszcie jedno ze ślepi. Łuczniczka razem z rycerzem bez przerwy prawie dążyła do zgładzenia potwora. Czarodziejka-demon trzymała się z daleka. Tak jakby nie chciała nikomu zrobić krzywdy, choć sama potrafiła jedynie zaklęcia leczące, które nawet przy bardzo potężnej sile uderzenia, nie mogły sprawić jakiegokolwiek bólu.
– Nie wydaje mi się, by cokolwiek mogła zrobić...– położył się na ziemi.
Po kilku chwilach, do jego uszu dotarł huk. Początkowo myślał, że to potwór został pokonany, lecz on nadal żył. Płomienie docierały do skóry rycerza i łuczniczki, wychodząc z dłoni demonicy. Próbowała to zahamować, jednak nie była w stanie. Ogień dał bestii się zregenerować i zaatakować z dużą siłą. Lód stopniał w znaczącej mierze. Igetis poderwał się i pobiegł w ich stronę. Ogień, ani inne zaklęcia nie robiły mu szkody, więc bez trudu pokonał ognistą ścianę. Trills ciskała zabójczymi zaklęciami w jego stronę. W jej oczach widoczne było przerażenie. Jak tylko mogła, usiłowała zabić lidera. Wreszcie, używając potężnych zaklęć miażdżących, mężczyzna poczuł ból. Złapał ją za kark i uderzył nią o lód. Złość przejmowała nad nim kontrolę. W kilka sekund dosłownie zmiażdżył poczwarę i wrócił do demonicy.
– Co ty robisz?! Uspokój się! Przestań!– złapał ją za nadgarstki i ścisnął je tak mocno, że ich kości zostały pogruchotane.– Uspokój się– wycedził przez zęby, zamrażając jej ręce.
Trills krzyknęła przeraźliwie, gdy ręce do ramion zostały skute lodowym płaszczem. Demoniczna czarodziejka upadła na lód, uderzając o niego głową, a ciało Igetisa odbiło strzałę, która poleciała w stronę serca. Po chwili, jego peleryna została rozdarta, a zbroja uszkodzona. Paladyn uderzał mieczem o ciało odmieńca, ale nie przyniosło mu tu najmniejszej rany, ani bólu. Igetis złapał za jego miecz, krusząc go doszczętnie. Rycerz i łucznik odgrodzili go od na wpół martwej demonki o skruszonych rękach. Popatrzył na ich twarze z malowanymi negatywnymi emocjami. Dwójka zaatakowała go w tym samym momencie, lecz nawet w najmniejszym stopniu nie mogli dorównać szybkości Demonheart'a. Złapał rycerza za ramię, łamiąc mu je. Gdy zbliżył się do łucznika, jego twarz przyjęła kilkanaście strzał. Złapał jedną z nich i rzucił ją w głowę swojej dawnej kompanki. Martwe ciało blondwłosej uderzyło o lodowe podłoże. Gdy paladyn tylko się podniósł, jego klatka piersiowa została natychmiastowo zmiażdżona. Dłonie Ignisa były całe we krwi, która powoli po nich ściekała.
– To przez nią oni nie żyją!– wykrzyczał Deverell, gdy złota wiązka światła uleciała z jego rąk.– Demonom nie można nigdy ufać! Teraz masz na to dowód.
Podszedł do demonki, łapiąc ją za szyję. Uniósł ją w powietrzu, powoli zaciskając dłoń. Wkrótce potem, przestała się szarpać. Jej ciało delikatnie podrygiwało jedynie przez wiatr.
Demonheart otrząsnął się. Popatrzył na martwe ciała swoich towarzyszy w niedowierzaniu.
– Nie przejmuj się, Igetisie. Nie zrobiłeś nic złego. To oni są źli. A ty jesteś aniołem skazującym diabły. Idź i oczyść cały świat, a stanie się piękniejszy! Uwierz mi. Czy ja bym cię okłamał?...
CZYTASZ
=NIE DO CZYTANIA= Władcy Demonów: Demony Chaosu =WSTRZYMANE NA POPRAWKACH=
FantasyTrzecia książka z serii Magic And Blood Universe. Akcja rozgrywa się siedem lat po wydarzeniach z "Null: Spadkobierca Ciemności". ⚠UWAGA! KSIĄŻKA ZAWIERA MOCNE SCENY TAKIE JAK: KANIBALIZM, TORTURY!⚠ Mimo wysiłków wielu narodów, zniszczenie Władców w...