Elaise stała na stromej skałce, która oferowała widok na miejsce treningów jej żołnierzy. Spękana ziemia, którą widać było jedynie za linią horyzontu, ukazywała skutki konfliktu, którego punkt kulminacyjny nieubłaganie się zbliżał. Oddychała głęboko, czując pod palcami surowy kamień, który wibrował od napięcia w jej wnętrzu. Elaise była dowódczynią bocznej flanki, a zadanie, które miała przed sobą, było trudniejsze, niż kiedykolwiek wcześniej. Podczas gdy żołnierze Wenzela mieli zabezpieczyć bramy do innych światów, jej w tym czasie musieli znaleźć Władców i udać się na przeszpiegi, chcąc ocenić ich siłę.
– Skierujesz ich prosto do ognia– powtarzała Eleisa, w jej głowie.- Nie dasz rady. Ulegniesz. Upadniesz.
Elaise przypomniała sobie ich twarze – młodych, pełnych zapału, gotowych służyć jej rozkazom. W oczach każdego z nich dostrzegała tę iskrę nadziei, ale jednocześnie wiedziała, że iskrą tą trzeba będzie kierować w ogień walki przeciwko Władcom. Mimo, że wrogów było raptem trzech, ich siła była niezmierzona, a ataki - straszliwe.
– Flanka to kluczowy element każdej taktyki. Właśnie tam może rozegrać się cała bitwa– mówiła sama do siebie, starając się zebrać myśli.– Ale ja... Władcy to przecież pół-demony, które posiadają moce, o jakich nie śniło się nawet najbardziej odważnym bohaterom z legend!
– Zapomniałaś o Demonheart'ach– wręcz wychrypiała jej druga osobowość.- Ich zadaniem było zabicie Władców. Dopiero potem przeszli na walkę z demonami.
– Co mi da ta wiadomość?!– spojrzała na swoje odbicie w kałuży, tuż za nią.– Gówno.
W jej sercu kiełkowała nieśmiała pewność siebie, ale zarazem szereg wątpliwości. "Czy moje doświadczenie i umiejętności dowódcze będą wystarczające? Czy moje decyzje okażą się trafne, kiedy będę musiała pójść na ryzyko, aby obronić boczną flankę?"– myślała.
Niebo nad nią było zachmurzone, jakby odzwierciedlało burzliwość jej myśli. Przesuwała wzrok po linii horyzontu, gdzie już widać było pierwsze oznaki zbliżającego się konfliktu. Władcy zapewne zbierali całą swoją moc, stając się potężniejszymi, niż kiedykolwiek przedtem, a ona czuła, jak na jej barki spada odpowiedzialność za życie i losy tych, którzy zdecydowali za nią podążać.
W sercu Elaise narastała determinacja.
– Nie mogę się poddać– mówiła sama do siebie, jakby to miało dodatkowo wzmocnić jej postanowienie.– Będę gotowa. Dowiodę, że ta boczna flanka stanie się nie do przejścia dla Władców. Żołnierze, którym mam przywodzić, zasługują na to, aby walczyć pod moim dowództwem!
– Skończ z tym jakże oficjalnym tonem– odparła ironicznie Eleisa.* * *
Gęste chmury zawisły nisko nad ziemią, zaciemniając niemal każdy promyk gwiazd. Na niebie unosił się ciemny płaszcz, przerywany jedynie błyskami rozdzierającymi nocną ciszę. Deszcz padał ulewnie, tworząc zasłonę z kropli, które rozpryskiwały się o ziemię z siłą małych biczów. Ruiny miasta stały w milczeniu, tylko odgłos kropli uderzających o twardą nawierzchnię ulic przerywał ich sen.
Władca Cierpienia podniósł jedną z żyjących jeszcze osób, czołgających się pośród krwi i błota. Spojrzał jej głęboko w oczy i oderwał napuchnięty język.
– Ładny byłby z niego naszyjnik–przegryzł go na pół ostrymi zębami.–Nie musisz się już bać. Przecież jesteś świadomy, co cię czeka.
Gdy Cierpienie usiłowało nasycić się próbami krzyku ofiary, kończącymi się krwotokiem, Władca został odrzucony do tyłu.
– Przerwałeś mi kolację!
Dwudziestoletni mężczyzna o dobrze zbudowanej sylwetce przykrytej długą, zieloną szatą, posłał mu złowrogie spojrzenie. Jego oczy były pozbawione życia, pożarła je biel. Kręcone włosy o karmelowym kolorze rozchodziły się mu po bokach głowy.
– A co tu sprowadza Wielkiego Władcę Gniewu?- prychnął Cierpienie.
Dwudziestolatek spojrzał pogardliwie na istotę przed sobą. Wyglądała jak ciało nieszczęśnika obdarte ze skóry, odsłaniające napuchnięte mięśnie. Jego oczy wyglądały jakby były wysuszone, a koło niewielkich ran widoczne były przeraźliwie wyglądające ropnie.
– Jak nisko trzeba upaść, żeby żywić się ciałami opętanych?
– Odpowiedz, Władco Gniewu. Jak nisko? Jak?– z nabrzmiałych ust Cierpienia wydobył się zniekształcony rechot.– A jak nisko trzeba upaść, by nie wykorzystać swojego potencjału? Jesteś jednym z najsilniejszych z nas, a mimo to nadal nie potrafisz stwierdzić, co w tobie drzemie dokładnie.
Białooki rozpalił pod dłonią płomień, z którego unosił się duszący dym.
– Jestem Emerald–mówił.–Jestem podbójcą. Jestem butem, a ty insektem, którego należy zmiażdżyć.
Nim Cierpienie zdążyło rozpocząć swój maniakalny śmiech, jego nogi zamarzły doszczętnie. Emerald wzbił się z nim w powietrze, odrywając mu dolne kończyny. Rozerwał mu żuchwę, rzucając nią o ziemię. Cierpienie nawet się nie zorientowało. Nie czuł bólu, lub był w swoim, nieśmiertelnym świecie.
– Nie mogę na ciebie patrzeć. Naprawdę–stwierdził, rozrywając na strzępy ciało fizyczne Władcy Cierpienia.
Ukazała mu się bezkształtna, szara postać. Nie miała ubrań, włosów, oczu, skóry, niczego co można by zidentyfikować jako choć w części ludzkie.
– Strach!– po otoczeniu rozszedł się ochrypły głos.–Strach! Twój strach!
Emerald poczuł, jak w jego ciało zostały wbite srebrne ostrza, przecinając jego najważniejsze organy. Poczuł chłód. Jedyne, czego się bał była śmierć. A teraz, dygotał zarówno z niemocy, jak i niekontrolowanej nerwowości. Kiedy czuł, jak jego oczy samoistnie się zamykają. Kiedy czuł się zdradzony przez swojego dawnego sojusznika, który oddał go w ramiona śmierci. Kiedy usłyszał za sobą Atramausa.
CZYTASZ
=NIE DO CZYTANIA= Władcy Demonów: Demony Chaosu =WSTRZYMANE NA POPRAWKACH=
FantasyTrzecia książka z serii Magic And Blood Universe. Akcja rozgrywa się siedem lat po wydarzeniach z "Null: Spadkobierca Ciemności". ⚠UWAGA! KSIĄŻKA ZAWIERA MOCNE SCENY TAKIE JAK: KANIBALIZM, TORTURY!⚠ Mimo wysiłków wielu narodów, zniszczenie Władców w...