Rozdział 4

256 4 2
                                    

"Nie potrzebujemy twojej pomocy, zdrajco"

~~~~

Siedziałam pod ścianą i płakałam. Pozwalałam po raz pierwszy od dawna łzom spłynąć po moich policzkach. 

Cała piątka się na mnie patrzyła z szokiem.  W tym Lorenzo. 

Mimo tych ich spojrzeń nie potrafiłam przestać. Nie mogłam wytrzymać. Tym bardziej, że to potwierdzone. Moja kochana mamusia nie żyje.

Moja mama. Cały mój świat nie żyje. Nie ma jej już ze mną. I już nie będzie. Nigdy.

- Vica, kochana co się stało? - usłyszałam łagodny głos Pansy. Podniosłam głowę i ujrzałam moją przyjaciółkę obok mnie. 

Była zmartwiona i patrzyła się na mnie z troską. 

Kurwa, pierwszy dzień w Hogwarcie i tu takie coś. Ja pierdolę. Czym ja zawiniłam w poprzednim wcieleniu? Czym kurwa?

- Moja mama - wyszeptałam. - Moja mama nie żyje.

No i znowu. Znowu te przeklęte łzy. Łzy, które strumieniami wylewały się z moich oczu. 

Poczułam jak Pans mnie obejmuje ramieniem i mocno do siebie przytula. Po chwili płakałam w jej szatę. Dziewczyna zawsze stawiała stan swoich ciuchów na pierwszym miejscu, ale tym razem miała to gdzieś. Z całej siły mnie przytulała pozwalając mi się wypłakać.

- Jak? - odezwał się Lorenzo.

- Ojciec. Zabił ją - wyszeptałam, a Pansy wzmocniła swój uścisk.

Po chwili się od niej odsunęłam. Wstałam i podeszłam do okna. Zapatrzyłam się na widok. Piękny wschód słońca. Czemu świat jest taki piękny w obliczu mojego cierpienia. Straciłam mamę, moje życie stało się szare i ponure. A świat jest kolorowy i piękny. Jakby ze mnie drwił. Nadal patrząc na to wszystko odezwałam się:

- Nie mogę już tak żyć. Może się wam coś stać, jak się sprzeciwię ojcu.

- Dziewczyno, mówisz to do mnie? - prychnął Draco. - Moi rodzice są jednymi z najbardziej oddanych sług Sama-Wiesz-Kogo. I mnie mówisz, że coś się może zdarzyć?

- Nie zapominaj też Victoria, kto jest moją matką - wtrącił się Enzo. Pod wpływem jego głosu odwróciłam się i na niego spojrzałam. Wbijał we mnie spojrzenie swoich ciemnych oczu. - Pamiętasz?

Kiwnęłam głową. Doskonale pamiętałam. Nigdy nie zapomnę tej twarzy. Twarzy kobiety, która mnie torturowała. W moim własnym domu.

- A po za tym - odezwał się Blaise. Przeniosłam na niego wzrok. - Jesteśmy przyjaciółmi. Ty się śmiejesz, my się śmiejemy. Ty płaczesz, my płaczemy. Ty skaczesz z mostu, to biorę łódkę i ratuję twoją upośledzoną dupę.

Uśmiechnęłam się delikatnie na jego słowach. Tacy przyjaciele to skarb. Kocham ich.

- W końcu się uśmiechasz - mrukną Theo. Zapomniałam w ogóle o jego istnieniu. 

Nagle do pokoju wpadł Mattheo. Rozejrzał się wściekły i jego wzrok padł na mnie. Podszedł szybko do mnie. Przestraszyłam się go. Był wściekły. 

- Co. To. Miało. Znaczyć - wycedził przez zaciśnięte zęby.

- Od wakacji mam koszmary - zaczęłam drżącym głosem. - Zazwyczaj były to o wakacjach. Ale tej nocy było inaczej. Gdy zasnęłam śniło mi się spotkanie śmierciożerców w Malfoy Manor. Był tam Tom. Potem wprowadzili mamę. Mówiła, że ojcu nie uda się naszej dwójki zwerbować w swoje szeregi. A potem ją zabił. Mówił Tomowi, że tak będzie dla nas lepiej - zakończyłam swoją opowieść i po lewym policzku spłynęła pojedyncza łza. 

Niezwykła dusza |Lorenzo Berkshire|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz