Ranek w Hogwarcie był inny niż zazwyczaj. Gromada uczniów zbierała się w wielkiej sali, śmiechy i towarzyszący gwarowy entuzjazm rozjaśniał pomieszczenie, nawet stół Slytherinu był spokojny z namiastką przyjemnej aury. Oprócz tego jednego chłopca, oprócz chłopca, który przeżył, oprócz niego każdy się cieszył.
/Harry/
Gmerałem w sałatce słuchając przyjaciół. Choć myślami odlatywałem, gdzieś indziej. ,,Fioletowa róża'' ukazywała się wciąż, te wspomnienie i on . . . Nie chciałem . . . nie chciałem o tym myśleć.
Próbowałem skupić się na hałasie, usłyszeć przyjaciół, lecz czułem się jak pod wodą. Niewidzialna ściana dzieliła, a róża widniała. Czy to była zjawa? Czemu go prześladowała? To przez te zaklęcie? To przez nie go.
Złapał się za nadgarstek na samą myśl o tym wieczorze, pieczenie się wznowiło pomimo, że tatuaż się zagoił, ale zaklęcie wciąż przypominało do kogo należał.
Lekkie szturniecię w ramie odwróciło jego uwagę od talerza, spojrzał się na Hermionę. Dostrzegł pytające spojrzenie i smutek, bo dobrze wiedziała o czym myślę, pokręciłem głową dając do zrozumienia, że nie chce mówić ani jeść, wstałem zbierając się do komnaty. Kątem oka zauważyłem, że Ron chce złapać za rękę, ale Hermiona wysłała ostre spojrzenie. W głębi duszy dziękowałem, bo rozumiała, że chce pobyć sam. W końcu przeżyła coś podobnego z Bellatriks jeszcze w czasie wojny, a blizna pozostała do dnia dzisiejszego.
Kiedy to minęło? Ponad rok tak sądzę, a dla mnie, jak wieczność. Radosne dni zwycięstwa w promieniach słońca, wiatr roznosił wieści szczęśliwe, okrzyki radości i wiwaty na wieść o śmierci czarnoksiężnika nigdy ich nie zapomnę. Cieszyłem się, jak wariat, uśmiech gościł na twarzy i innych. Wygrana przyszła szybko, nawet nie było bitwy, a gdy w końcu miałem spokój. Pojawił się on, począwszy od drobnych listów, tajemniczych i niosące niepokój, były o tym co robiłem, gdzie byłem, a przecież nikogo nie było ze mną, by ktoś mógł wiedzieć. Odwiedziłem Nokturna, ale miałem swoje powody. Nie mówiłem o tym nikomu, szczerze mówiąc bałem się reakcji, że zaczną zabraniać, a przecież jestem dorosły albo będą niepotrzebne kłótnie, a chciałem znaleźć tylko informacje o chrzestnym. Gdy przeczytałem tę jedne zdanie w liście, nogi pode mną się ugięły.
" Niebezpiecznie jest samemu przechadzać się po Nokturnie, a jego nie masz po co szukać, czarny pies już dawno gnije"
Zgniotłem kartkę wyrzucając w ogień, on musiał żyć, musiał, przecież by mnie nie zostawił. Nie teraz, gdy go potrzebuje, zignorowałem liścik, bo skąd by wiedział o jego śmierci, najpewniej kłamał.
Wziąłem lecz papier i wprost napisałem, co o nim myślę, wyrzuciłem złość, by raz na zawsze odwalił się ode mnie i kazałem Hedwidzę dostarczyć, wątpliwości nachodziły, bo niby gdzie, ale ona wiedziała dokładnie, a przynajmniej miałem taką nadzieję.
Dni mijały, a po niej ani śladu, z dnia na dzień czułem się coraz bardziej przytłoczony. Jednak, gdy odkryłem tajemniczą paczkę, a w niej fioletową róże nasiąkniętą krwią wkurzyłem się na głupi żart braci Rona, a przynajmniej wtedy tak myślałem, że to oni.
Gdybym komuś powiedział, gdybym nie był taki odważny, cokolwiek wspomniał o zdarzeniach, to ten wieczór mógł inaczej się skończyć.
Następnie po raz pierwszy go ujrzałem, nieznajomego, który pokochał mnie, choć czy na pewno nie wiedziałem. Czy to jest miłość? Raczej obsesja, a może szaleństwo? Bo kto normalny prześladuje i morduje bliskich? Przez niego, gdy patrzę w lustro mam ochotę je rozbić, przez niego, gdy widzę róże żołądek podchodzi do gardła, ale nie przekracza granic, nie skrzywdził mnie fizycznie, być może chce mnie chronić, ale nie tak. Nie tak powinien robić.
Podchodzę do okna, zamarznięte jezioro kusi. Zamykam oczy, wypuszczając ciężki oddech, otwieram i znowu widzę w odbiciu te przeklęte oczy. Zielone tęczówki. Czemu? Czemu ma takie oczy, jak ja? Czyżby zmienił, a może ma od urodzenia?
Arystokrata o mrocznej duszy, no kto by zgadł, że taki grzeczny może być drugim czarnym panem. A to ja muszę go pokonać, bo banda idiotów sobie nie poradzi, ale jak mam to zrobić, gdy złączył nasze losy zaklęciem.
Czemu świat tak mnie każe, od pschyłopoty, który chce mnie zamordować, po kolejnego, który się zakochał bredząc o wspólnym podboju.
Niby miałem pokochać wariata? Który pozbył się moich bliskich. To chyba żart, okropny żart albo sen. To musiał być sen i to okropny.
Szczerze miałem plan, gdy Voldemort atakował, zniszczyć horkruksy i tyle, a teraz po raz pierwszy nie mam pojęcia. Jak zniszczyć zaklęcie, jak pozbyć się jego, gdy z łatwością pokonał Snapa i go zabił. Cała szkoła się cieszy, bo najgorszy nauczyciel odszedł, ale są chorzy, tak samo chorzy jak on.
Opadam na zimne schody łapiąc się za głowę, zaciskając palce na włosach. Chciałbym go zniszczyć . . . zabić potwora, którym jest. Monstrum i tych idiotów cieszących się śmiercią, jak mogą? No jak? Nie mają granic? Czy na serio są tak okropni?
W tym samym momencie ciemna magia się uwalniała, zabiła w sercu, a obserwujący spektakl chłopak uśmiechał się wiedząc, że w końcu jego działania przynosiły skutki. Co z tego, że brutalne, przecież o tą chodziło, choć wciąż musi pielęgnować, by mroczna strona w końcu wyszła z cienia. Odpreżył się w fotelu, wciąż widząc Harrego w ognistej kuli i popijając herbatę. Będzie jego, prędzej czy później razem zniszczą Dumbledore, starego manipulatora.
Koniec i info:
Shota nie będę kontynuować, a czemu nie ma imienia tajemniczej postaci, proste, by każdy mógł nazwać go tak, jak chce.
No i to było dla mnie małe wyzwanie, nie wychodzą mi opisy i bardziej lubię pisać dialogi, niż pisać, jak czuje się bohater. No, ale co to za książka z samymi dialogami, więc podjęłam się małego wyzwania. I jak mi wyszło?
Słów: 903
CZYTASZ
One shoty / Harry Potter ( Zawieszone)
FanficKrótkie shoty, może dłuższe, talsky, a nawet opowieści na dwa części lub więcej. To wy decydujecie, czy chcecię ciąg dalszy one shota. Wszystkie rozdziały są mojego autorstwa, napewno będzie oryginalnie.