wip, chce uzasadnić działania darii oki
Daria leżała na łóżku w swoim pokoju w całkowitej ciszy. Od kilku dni, odkąd babcia umarła, jej rodzina była pogrążona w żałobie. Ona sama tego nie odczuwała. Jedyne co się dla niej zmieniło to to, że teraz nawet rodzina nie przynosiła do jej życia ani odrobiny radości. Ona sama była wydrążona z całego szczęścia, którym jako dziecko tak promiennie emanowała. Jednak od kilku lat, każdego dnia, na każdym kroku była w szkole wytykana palcami. Wszystko zaczęło się jeszcze w podstawówce, gdy w dramatycznej próbie zdobycia przyjaciół dołączyła do grupy tych wspomnianych popularnych dziewczyn, które pod fałszywą uprzejmością kryły chęć na pieniądze rodziców Darii. Na początku liceum zaczęły się poważniejsze problemy. Kira, dowodząca całym tym cyrkiem, namówiła Darię do pożyczenia jej pieniędzy na amfetaminę pod groźbą szantażu. Za pierwszym razem Daria zgodziła się, jednak potem przyszedł drugi, trzeci... W końcu nie wytrzymała, wstała z kolan i postawiła się im, myśląc, że to załatwi sprawę. Jednak banda nastolatek niemal natychmiast rozpuściła wokół okrutne plotki o Darii, sprawiając, że wszystkie jej dotychczas powstałe relacje rozpadły się jak jeden mąż. Daria próbowała to zgłaszać, jak ogień omijając mieszanie w to swoich rodziców, wiedząc, jakim zawodem by się przez to stała. "Donosicielstwo" było dla Kiry jak zaklęcie znoszące jej wszelkie bariery. Razem ze swoją bandą nie wahała się ściągać Darię w ciemne zakątki szkoły, mentalnie i fizycznie poniżając ją, z czasem dla czystej przyjemności. Daria zdążyła już zapomnieć, że może cokolwiek z tym zrobić. Jej sytuacja była okropna, ale stabilna. Dom był jedynym miejscem, w którym nie czuła się wykluczona, więc podtrzymywała dla nich swoją twarz, by, o zgrozo i tam nie zaczęli patrzeć na nią inaczej. Wiedziała, że odstępstwo może ją wykończyć.
Usłyszała, że na dole otworzyły się drzwi. To jej ojciec wrócił do domu.
- Zarezerwowałem konsolację. Wtedy, co planowaliśmy. - westchnął, przeciągając się.
- Oh, to dobrze. - odpowiedziała z kuchni Millie, matka Darii.
- Mam też pewną... Sugestię. Nie wiem, czy się zgodzisz. - dodał po chwili Thomas.
- Mhm, mów... - jej matka brzmiała dość... Nieprzytomnie. Prawdopodobnie nie spała ostatnie kilka dni. Jeszcze przez śmiercią babci była strasznie nerwowa, jednak teraz wręcz rozpadała się w oczach.
- Myślę, że... Po pogrzebie Daria może spędzić chwilę u cioci Wandzi. Kilka dni, może tydzień. Chcę, abyś mogła chwilę... Odpocząć, wiesz? Widzę, że jest ci ciężej. Wytłumaczymy jej wszystko, gdy już będzie lepiej... Na razie powinniśmy zadbać o ciebie. - jej ojciec przeciszył głos. Daria zamarła, nadal siedząc na łóżku, przysłuchana rozmowie. Nie chcą jej w domu? Odpocząć... Czy to znaczy, że jest ciężarem? Wstrzymała oddech, czekając na odpowiedź jej matki.
- Uh-oh... Skoro tak mówisz, to chyba tak jest... - wymamrotała jej matka.
- Tak, proszę... Od kilku dni jedynie stoisz i gotujesz, by potem zjeść i wrócić do gotowania. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spałaś. To nie jest dobre, Millie... Możemy cię znów zapisać na terapię, hm?... Millie, słyszysz mnie? - Thomas miał coraz bardziej cichy i delikatny głos. Millie zajęło chwilę, by odpowiedzieć, najwyraźniej zbierała myśli.
- Uh, nie myślałam o tym... Może masz rację, chyba powinnam się przespać... Muszę tylko to skończyć, tak. I-i... Terapia, tak, chyba powinnam wrócić... Jesteś taki kochany, wiesz? - zaśmiała się delikatnie, odetchnąwszy, jakby z ulgą. Thomas też się zaśmiał z nutą westchnienia.
- Proszę, na półce leży lista, potrzebuję tego, żeby skończyć... Jak wrócisz, w lodówce jest kurczak... Ja pewnie będę już spać... Hm, teraz to czuję... Być może faktycznie jestem zmęczona... Masz rację, tak. - znów się zaśmiała, co przerodziło się w krótkie ziewnięcie. - ale wiesz, że nie mogę zmarnować całego garnka zupy...
- Oczywiście, kochanie. Dobrze, że jestem ubrany, już wychodzę. - odpowiedział, wyraźnie z uśmiechem. Daria wyczołgała się z łóżka, skradając się aż do poręczy schodów, by mieć widok na przedpokój i kawałek kuchni. Jej ojciec ubrał kurtkę, rzucając ostatnie czułe spojrzenie w stronę kuchni, po czym wyszedł z domu. Daria wróciła do pokoju, roztrzęsiona. Nie chcą jej nawet tutaj. Nikt jej nie chce. Wszyscy są ważni... Tylko nie ona. To były jedyne myśli kłębiące się w jej głowie, choć chciała je odpędzić. Chciała rozumieć stan jej mamy, chciała czuć do niej empatię, ale to wszystko przyćmiewało zżerające poczucie, jakby nigdzie już nie należała. Miała wrażenie, jakby coś zostało jej zabrane, coś bardzo ważnego, ale co? To tylko przejściowy stan. Powinna zrozumieć... Oni też powinni. To też jest dla niej trudne. Ona też potrzebowała uwagi. Pomocy. Jednak choroba jej matki zawsze zrzucały jej sprawy na drugi, trzeci, czwarty plan, aż w końcu nikt już o tym nie pamiętał. Nie, nie może siedzieć sama w swoim pokoju, te myśli to dla niej zbyt dużo. Poczekała, aż jej ciało przestało drżeć, a łzy, które pojawiły się niedostrzeżone znikną z kącików jej oczu.***
W końcu Daria wstąpiła do kuchni, starając się sprawiać wrażenie, jakby nic nie usłyszała. Millie stała przy blacie, krojąc cebulę. Była bardzo podobna do Darii, obydwie słyszały to przy każdej okazji. Zauważając córkę, uśmiechnęła się słabo w jej kierunku, machając swoim cienkim ogonem, z którego w napadach stresu kompulsywnie wyrywała kępy futra, co doprowadziło do tego stanu.
- Cześć, hej... Co tam? - zagadała. Zmęczenie wyraźnie do niej docierało.
- ... Dobrze. Ja, um... Właśnie sobie czytałam. - Daria pokiwała głową, rozglądając się po kuchni. Faktycznie, jej matka gotowała kolejne danie w piętnasto-litrowym garze... Już na tamten moment byłaby w stanie zapewnić wyżywienie dla całej stypy włącznie z zakładem pogrzebowym.
- Pomóc ci? - zaoferowała, ponieważ nie chciała ponownie zostawać sam na sam ze swoimi myślami.
- Hmmm... - Millie kiwnęła się na boki, zatrzymując nóż w połowie krojenia, przemyślając to, co właśnie usłyszała.
- Tak. Pokrój tą cebulę w kostkę, proszę. A ja... Hmmm... Kapusta... - poinstruowała ze swoistym skrótem myślowym. Daria natychmiast zabrała sie za zadanie, skupiając się na cebuli, ale trzymając głowę na tyle wysoko, by jej oczy nie zaczęły łzawić. Jej matka wyciągnęła z lodówki miskę z marynowaną kapustą i zaczęła odsączać z niej płyn.
- Gdzie jest tata? - Zapytała córka, przypominając sobie, by grać w roli.
- Na zakupach, hmmm... Zabrakło mi boczku. - wymamrotała Millie.
- Mhm. - Pokiwała głową w odpowiedzi.
- A o czym rozmawialiście? - odezwała się po chwili, starając się brzmieć obojętnie, choć jej głos zadrżał. Starsza kobieta zatrzymała się, napinając lekko.
- O niczym... Ważnym. - odezwała się po chwili, - Tata się tylko... Martwił. O mnie. Wiesz jak to jest... Ze mną. - wydukała niezręcznie, wracając do duszenia kapusty. Wyraźnie chciała ominąć temat.
Ah, więc do tak. "Niczym ważnym". Czyli miała się "dowiedzieć" o wszystkim dopiero po fakcie. Sama nie wiedziała, czego się spodziewała, ale chyba wolałaby szczerą odpowiedź, niż to... Chociaż od początku wiedziała, że nie dostanie szczerej odpowiedzi. Odłożyła nóż na blat.
- Skaleczyłam się. - oświadczyła mętnie, trzymając się za palec, który oczywiście nie był skaleczony.
- Przemyję, zakleję, zaraz tu wrócę. - odwróciła się i udała w stronę łazienki.
- Dokończę za ciebie, bo już zaczyna wrzeć... -***

KAMU SEDANG MEMBACA
WCZESNY WIP // Opowieści z Amatonu - nowelki (+ ARCHIWUM)
Acakno co tu dużo mówić, nowelki