Rozdział I

67 11 1
                                    



Kiedyś śniły mi się jednorożce i ulubione postacie z bajek. Sny te były przepełnione kolorami i najróżniejszymi opowieściami, pełne szczęścia i dobroci. Wiary i miłości. Jednak mimo to, zawsze budziłam się z płaczem i biegłam do taty by nie czuć się sama. Wtedy też opowiadałam mu o tym co widziałam, a on tylko się śmiał i mówił mi, że to były tylko zwykłe sny, ale mimo to bałam się ich.

Z czasem te sny stawały się dla mnie miłe i zaczynałam przesypiać całe noce. Lecz wtedy pojawiły się koszmary. Sny spowite zimnem i chłodem, pozbawione dobroci i empatii. Ponownie budziłam się z płaczem i biegłam do taty, opowiadając mu co tym razem zobaczyłam. Wówczas tata gładził mnie po głowie i uspokajał, tłumacząc mi, że one nie istnieją i przemijają z nadejściem nowego dnia. Uwierzyłam mu, jak każde dziecko swojemu rodzicu.

Jednak, pewnego dnia obudziłam się ponownie z koszmarem. Stało się to, w momencie, gdy ukończyłam trzynasty rok życia. Próbowałam zasnąć i czekać do nowego dnia. Zaczekałam, jednak mój koszmar nie minął.

Tak też obudziłam się dzisiejszego ranka. Spojrzałam na budzik i od razu zrozumiałam, że to dziś, że dziś wracam do domu. Mając szesnaście lat życia powinniśmy się cieszyć i korzystać z najlepszych lat swojej młodości. Przynajmniej tak mi mówiono. Starałam się z niej korzystać. Często wychodziłam z znajomymi, chodziłam na imprezy i przez większość swojego życia nie przejmowałam się tym, co nadejdzie jutro. Podczas niego przeżyłam rozwód rodziców, wyprowadzkę mojej mamy i pierwsze wizyty u psychologa, w momencie, gdy to stało się dla mnie zbyt przytłaczające.

Jednak pomimo tego przy swoim boku miałam moją ukochaną siostrę, która mimo swojego trudnego charakteru i odmiennego podejścia do życia stała przy mnie w każdej gorszej chwili. Zwykle opis typowego rodzeństwa to ciągłe kłótnie i problemy związane z najróżniejszymi dziedzinami świata. Owszem, my również nie byłyśmy święte, ale nie ważne, jak pomiędzy nami było zawsze mogłam jej się wygadać. W końcu wychowywałyśmy się razem, razem przetrwałyśmy najgorsze czasy, wejście w wiek dojrzewania, jak też pierwsze wspólne porażki. Wciąż była moją siostrą, a ja jej. Bo to w końcu my należałyśmy do rodziny Caretti.

I do dzisiejszego dnia przetrwaliśmy. Wszyscy. Przez te trzy lata mieszkania z moim tatą zrozumiałam, co to znaczy żyć. Od paru lat nie chodziłam do psychologa za sprawą poprawy mojego samopoczucia, jak też zdrowia. Odkąd skończyłam trzynaście lat razem z Caroline mieszkałyśmy z naszym tatą i jego nową partnerką Victorią. Nie za bardzo za nią przepadałam, nie raz obwiniałam ją za rozpad małżeństwa moich rodziców, chociaż podświadomie wiedziałam, że to nie była jej wina. Jednak wtedy mój mózg inaczej wszystko przetwarzał. Teraz również może nie pajam do niej jakąś ogromną sympatią, ale ją toleruję i rozumiem, że tata jest z nią szczęśliwy. To mi wystarczy.

Niestety dziś wszystko miało się zmienić. Skończyła się pewna część mojego życia, za którym będę tęsknić. Za tym, co miałam.

- Wynieś te walizki na dół. Nie będę na was czekać wieczność. - szorstki głos jasnowłosej kobiety odbił się od pustych ścian różowego pokoju, w którym się znajdowałam. Dziwny dreszcz przeszedł po moich plecach, a serce na chwilę zerwało się do biegu.

- Tak, już idę. Przepraszam. - odpowiedziałam, obracając głowę w jej stronę, tym samym krzyżując z nią spojrzenie. Zielono szmaragdowe oczy wywiercały w moim ciele dziury, a chłód jaki od niej płynął otulił moje zmarznięte ciało z każdej możliwej strony.

- W porządku. - Po tych słowach zniknęła za ścianą, a ja jedynie usłyszałam skrzypienie schodów prowadzących na dół. Odetchnęłam z ulgą, a następnie szybko zabrałam się za pakowanie pozostałych rzeczy do pudełek. Doskonale wiedziałam, że nie zdołam wziąć tego wszystkiego z sobą. Koniec końców spędziłam tu całe swoje dzieciństwo i dotychczasowe życie. Moja mama wyprowadziła się od razu po rozwodzie do innego miasta w Californii. Nie odwiedzaliśmy jej z uwagi na to, że ja ani Caroline nie fatygowałyśmy się do tego by do niej przyjeżdżać. Nasz tata nie był do końca tym faktem zadowolony, ale wyszedł z założenia, że to my mamy o tym decydować. Zapewne podświadomie wiedział o tym, że kiedyś dostanie ten telefon. Telefon, jaki zadzwonił parę dni temu z informacją, że utracił on prawo do opieki nade mną i moją siostrą. Nikt nie jest w stanie tego wytłumaczyć, nikt nie wie jak do tego doszło, że w jednym momencie, ktoś odebrał je mu, a dał naszej mamie. Próbował on coś z tym zrobić, lecz władza była nieugięta. Musiałyśmy się od niego wynieść i przeprowadzić do mamy.

White Rose #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz