Rozdział VII

27 9 0
                                    



Ludzie są istotami, które potrafią niszczyć, a potem naprawiać. Za dziecka w momencie, gdy coś zniszczyliśmy dopadały nas wyrzuty sumienia, a nasze oczy rozchodziły się łzami. Wtedy też rodzicie próbowali nas uspokoić i za każdym razem używali tego prostego słowa. Naprawimy to. Po tym zwykle wycieraliśmy mokre drogi na naszych policzkach, a uśmiech znów gościł na naszych twarzach. 

Z wiekiem, jednak ludzie starają się dbać o wszystko by nie musieć potem czegoś naprawiać. Potrafimy przewidzieć konsekwencję naszych działań i nim zapobiegać zanim coś się wydarzy. Lecz nie oznacza to, że nagle pozbyliśmy się dziecięcego nawyku, wręcz przeciwnie. Zamiast rzeczy materialnych niszczymy to, czego nie widać. Relację, przyjaźnie, znajomości, miłość, zauroczenie, szczęście, smutek, czy również gniew. Uważamy, że przecież uda nam się to naprawić, że nic się nie stało, że ktoś po nas posprząta, to co zrobiliśmy. Prawda jest jednak mniej kolorowa. Jest bolesna i okrutna, pełna kłamstw i drzazg. Mało kto na to zwraca uwagę, ale mimo to i tu staramy się zapobiegać takim sytuacją, lecz nie ja. 

To nigdy nie byłam ja. 

Nie byłam rozsądna, od dawna o tym wiedziałam. Moje decyzję nie były tylko decyzją, a znajomości nie tylko znajomościami. Ludzie widzieli we mnie kogoś, kto wkrótce zasiądzie gdzieś wysoko. Kogoś kto nosi tak piękne i dostojne nazwisko podchodzące od najbardziej dostojnych ludzi powinien być kimś niezapomnianym. Kimś, kto zamieni zło tego świata w popiół. Pokładano we mnie wielkie nadzieje, wszyscy marzyli o tym bym to ja stanęła obok Isabelli, czy osoby, od której się to zajęło. Clarie Rosaline Caretti. Kobieta sukcesu, która była kimś, kto każdy w naszej rodzinie uznaje za pieprzonego boga. I nie tylko my, ale również inni ludzie. Clarie, czyli moja prababka to osoba o wyjątkowo surowych zasadach i nietypowym pojmowaniu świata. Za jej lat nasze nazwisko stało się czymś w rodzaju najdroższych diamentów. Osoby noszące je zwykle stoją wysoko w rządzie, czy otwierają dobrze prosperujące firmy. Rosaline wydawała na świat czwórkę dzieci, które również nie odstawały od niej samej. Do momentu, w którym Clarie nie zmarła z starości w wieku dziewięćdziesięciu sześciu lat mieszkała w pałacu położonym pośród gęstych lasów i jezior niedaleko Waszyngtonu. Jest ona również osobą, która wybrała nam imiona i jako pierwsze pokładała w nas nadzieję, a najbardziej we mnie. Podobno przypominałam jej przyjaciółkę, która jak na ironię zakochała się w jakimś alkoholiku i porzuciła Clarie i całe swoje życie dla niego. 

Jako dziecko wykazywałam nietypowe cechy. Podobno do trzeciego roku życia byłam wyjątkowo pyskata, ale potem to się zmieniło. Stałam się bardzo spokojna i wręcz apatyczna w stosunku do ludzi. Nie nawiązywałam z nikim relacji, zamiast tego pielęgnowałam te rodzinne. Malowałam obrazy, czy pomagałam dziadkom w pałacu, w którym spędziłam dużą część dzieciństwa. Clarie upodobała sobie mnie jako jej następczynie z uwagi na podobny kolor włosów, czy kształt twarzy i drobną posturę. Od dziecka opowiadała mi o tym co mnie czeka za parę lat. Harvard, dobry mąż, doktorat, a potem na świat wydam potomstwo, które odziedziczy po mnie to nietuzinkowe nazwisko. 

Jednak jej domysły zmieniły się w momencie, gdy w wieku dziesięciu lat parę miesięcy przed jej śmiercią po raz pierwszy postawiłam się Isabelli. Pamiętam, że prababka wzięła mnie na bok i za to co powiedziałam dostałam w twarz. 

Isabella tamtego dnia chciała odebrać mi moje lalki. Kochałam je, uwielbiałam tworzyć opowieści o królestwie i pięknych księżniczkach, ale mamie się to nie podobało. 

To tylko głupie lalki, Veronica. Zostaw je! Zacznij zachowywać się, jak na normalne dziecko przystało! 

Krzyk.

White Rose #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz