Rozdział VIII

29 9 0
                                    

   


Zniekształcone głosy odbijały się o moją czaszkę, zacisnęłam mocno powieki i próbowałam się podnieść. Słyszałam je. Były co raz bliżej, a ja mimo tego nadal tkwiłam w tym samym miejscu. Powinnam uciekać! Czemu wciąż tu leżę?! Dlaczego się nie podnoszę? Dlaczego moje ciało jest takie ociężałe? Biorę głęboki oddech, omal nie krztusząc się powietrzem i ponownie ponawiam próbę uniesienia dłoni, lecz ona ani drgnie, mimo tego, iż nadal czuję promieniujący ból. W końcu się poddaję. Moje siły odchodzą w zapomnienie, a ja znów padam całym ciężarem na podłogę. Już nie czuję bólu. Odszedł, zniknął w głębokiej nieznanej mi dotąd czeluści, pozostawiając mnie samą. W spokoju, chaotycznym spokoju, wokół którego gromadzą się wiry pełne niepewności i strachu. Pewne niepokojących kołatań i złości, lecz i one po pewnym czasie znikają. Chaotycznie tańczący wiatr znika w głębinach kojącej czeluści. Teraz pozostała sama harmonia. Przejmuje ona moje ciało i powoli nim faluję. Unoszę powieki i podnoszę się do siadu. Rozglądam się wokoło, widząc piękne żywe kolory. Promienie słońca opadają na drewnianą podłogę różowo-beżowego pomieszczenia, w którym nagle się obudziłam. Przejrzyste niebieskie niebo uśmiecha się do mnie za białych okiennic. Wpatruję się w nie z zaskakująco samoistnie nasuwającym się uśmiechem i niedowierzam.

Po raz pierwszy od dawna odczuwam coś, o czym zdążyłam zapomnieć. Kontrola. Kontrola nad swoim własnym życiem.

Zaczynam rozglądać się po pokoju. Znam go, ale nie wiem skąd. Te różowe ściany łaskoczą mnie w oczy, a skrzypiąca drewniana podłoga ugina się pod moimi nogami, tworząc nieznaną mi dotąd melodię. Białe meble odbijają się od pięknych promieni słońca, niewielkie białe łóżko z różową pościelą w kwiaty i obsypane pluszakami stoi samotnie pod jednym z okien, a tuż obok niego znajduję się drewniany domek dla lalek z niewielkimi mebelkami. Kawałek dalej znajduję się biblioteczka, w której stoją pięknie poukładane książki, jak i zdjęcia. Podchodzę do niej i dokładnie przyglądam się twarzom, lecz nie mogę ich dostrzec. Są rozmazane. Mimowolnie dotykam białej, drewnianej ramki i z zaintrygowaniem wpatruję się w zdjęcie. Wtem nagle za plecami słyszę cichy trzask. Odwracam głowę i wzrokiem natrafiam na małą istotkę o pięknych niebieskich oczach i ciemnych brązowych oczach. Dziewczynka podbiega do swojego domku i zostawia w nim małego pluszaka, po czym znika z pokoju, a białe drzwi zamykają się. Podchodzę do nich i szarpię za klamkę, lecz one nie ustępują. Są zamknięte. Na klucz. Dziwi mnie to, ale postanawiam odpuścić, do momentu, gdy za plecami czuję czyjąś obecność. Odwracam się i natrafiam na pustkę. Powoli zaczyna mnie to frustrować, ale znów do moich uszu dociera ten głos.

 - Veronica, pośpiesz się! Za chwilę wyjeżdżamy, skarbie! - głos ten należy do kobiety. Zna moje imię. Zwraca się do mnie z niezwykłą czułością i dziwną troską, jakiej do tej pory rzadko kiedy doznawałam. Próbuję zlokalizować kobietę, ale nigdzie jej nie ma. Zniknęła wśród uroczych różowych ścianach i promienistym niebie. Chcę ją zobaczyć...chcę spojrzeć w jej oczy. Niech mnie nie opuszcza, potrzebuję jej! Gdzie jest ta mała dziewczynka? Gdzie ona jest?

Nagle wszystko się załamało. Niebieskie niebo zniknęło, a na nim pojawiły się szare chmury i deszcz. Róże barwy pokoju zbladły, praktycznie zmieniając się w czystą biel. Dziewczynka gdzieś zniknęła, podobnie, jak jej domek i łóżko. Po zdjęciach nie było śladu, a jedyną rzeczą, jaką pozostała było szare niebo, rozprzestrzeniające po całej długości. Czuję się obolała, kieruję swój wzrok na pulsujące nadgarstki, z których powoli sączą się krople krwi. Spoglądam na nie z przerażeniem, a zarazem pogodzeniem. Unoszę wzrok i powoli siadam na drewnianej podłodze. Powoli dociera do mnie płacz dziecka, dochodzący zza drzwi. Czemu ona płacze? Co się stało? Dlaczego nie mogę jej pomóc? Gdzie podziała się tamta kobieta?

White Rose #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz