XII: Każ mi spierdalać

324 53 61
                                    

|Sebastian – teraźniejszość|

Howard kiedyś odważył się spytać mnie, jak ktoś z takim bagażem przeżyć może gnić do południa i nie idzie go dobudzić. Jak wytrąciłem mu piersiówkę z ręki i ta rozlała się na posadzce, zrozumiał, że poruszył wkurzającą mnie strunę. Potrzebowałem dużo snu, ale to naprawdę dużo. Potrafiłem obudzić się na jedną oznakę płaczu Sherry w nocy. Potrafiłem wyczuć, że ktoś nade mną stoi, ale musiał to robić co najmniej dłuższą chwilę. Nie zbudziłby mnie żaden jazgot z ulicy, żadna kłótnia sąsiadów czy krzątająca się po kuchni Hannah. Mój mózg ustalił sobie priorytety sam, bez mojej zgody i bardzo mnie to drażniło.

Zazwyczaj więc spałem głębokim i długim snem. Czasem wybudzałem się z powodu koszmaru, czasem z powodu płaczu Sherry. A czasem z powodu dzwoniącego telefonu i wzywającego mnie do stawiennictwa w robocie.

Dziwne, nie? Gość, na którego rodzinę polują, miał mocny sen.

Dlatego nie usłyszałem ani nie poczułem obecności Clary w sypialni Kurta. Wybudził mnie dopiero jej sprośny ton.

– No ładnie, braciszku, sprowadzasz sobie gachów do łóżka pod dachem rodziców?

Otworzyłem oczy, dostrzegając w pierwszej kolejności zaczerwionego Kurta, który po rzuceniu mi przelotnego spojrzenia, od razu okazał jeszcze większą niezręczność chwili. Odwróciłem się z brzucha na bok i uniosłem na łokciu, żeby spojrzeć na stojącą w nogach łóżka Clarę. Kobieta patrzyła na mnie chwilę w rozbawieniu, ale zaraz przeszła w szok. Rozchyliła usta i popatrzyła na brata.

– Co Sebastian Bennett robi w twoim łóżku? Miałeś go sobie odpuścić, a nie sprowadzać!

– Ciebie też dobrze widzieć – mruknąłem ochryple, a Kurt obok mnie drgnął. Zerknąłem na niego pytająco.

– Ta, ciebie też – odparła niechętnie. – Poważnie pytam, co tu zaszło?

– Clara, jesteśmy w ciuchach przecież. Widzisz, że niczego nie było! – tłumaczył się.

Kobieta dopiero teraz zerknęła na nasze ramiona, które odziewały żółta bluza u mnie i biała koszulka u Kurta. Najwidoczniej dotarło do niej, że to nie ten rodzaj schadzki, jaki chodził jej po głowie. Co było ironicznym nawiązaniem do przeszłości, gdy to przyłapała nas na głębokim wpatrywaniu się sobie w oczy i opacznie zrozumiała to jako chęć wymiany ślin. Od tamtej pory nie dawała żyć żadnemu z nas i ciągle obserwowała nas jak jastrząb, wyczekując romansu. Poczułem rozbawienie.

– Okej, pogadamy sobie potem – zapowiedziała, wskazując na niego palcem, a potem na mnie, ale już z uśmiechem. – Powiem rodzicom, żeby nakryli dla dodatkowej osoby. Nie myśl, że pozwolę ci wyjść jak jakiemuś żigolakowi.

Skinąłem głową, wiedząc, że akurat z nią się nie dyskutuje. Z Nathanem mogłem drzeć koty, rzucać żarcikami na granicy przyzwoitości, ale Clara to rodzaj kobiety, którą docenia się za trzeźwy pogląd i serce na dłoni. Idealna kopia swoich rodziców, wydobywająca z nich te najlepsze cechy. Troskliwa, silna i elokwentna.

Zmieniła się tylko wizualnie, co jest normalne przy upływie lat. O trzy lata starsza od Kurta, ale zdecydowanie bardziej pasowała do swojego wieku niż on. Charakterystyczny pieprzyk w zewnętrznym kąciku oka to jej znak rozpoznawczy, z którego zapewne w dzieciństwie się śmiano. Ciemne włosy miała zdrowe i mocno związane w kucyk, figurę bardzo szczupłą, którą po ciąży czasem ciężko było odzyskać. Mona także zmieniła się po urodzeniu Sherry, ale obiecywała sobie, że szybko wróci do formy i będzie latać w bikini. Liczyłem, że na ich spóźnionym miesiącu miodowym rzeczywiście miała okazję do pokazywania ciała i niewstydzenia się go, mimo zwątpienia.

Basta//mxm//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz